Tajemnice Kim Dzong Ila
Boskie urodziny, najdroższy koniak i Godzilla - anegdoty z życia Umiłowanego Przywódcy
Najskrytsze tajemnice Kim Dzong Ila - zobacz zdjęcia
Życie Kim Dzong Ila to było pasmo cudów i sukcesów. Narodziny, którym towarzyszyły kosmiczne znaki, zwycięstwa nad wrogami i uszczęśliwianie swego narodu. Kim miał też swoje "pasje". Przedstawiamy najdziwniejsze historie z życia dyktatora i jego państwa, które przed obywatelami Korei Północnej trzymane są w ścisłej tajemnicy.
(sol, po/wp.pl)
Cudowne narodziny
Wśród jezior i gór. W tak malowniczym zakątku, położonym na granicy z Chinami, miał przyjść na świat Kim Dzong Il. Oficjalnie syn Kim Ir Sena urodził się 16 lutego 1942 roku, a jego narodziny zostały przepowiedziane przez przelatującą jaskółkę, podwójną tęczę i narodziny nowej gwiazdy na nieboskłonie.
W rzeczywistości Kim urodził się rok wcześniej w ZSRR, we wsi pod Chabarowskiem, gdzie jego ojciec dowodził batalionem składającym się z chińskich i koreańskich ochotników.
Reprodukcja obrazu przedstawiającego górę Pektu i jezioro Tianchi, wśród których na świat miał przyjść Umiłowany Przywódca Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.
Czytaj wywiad: Raj zamienił się w koszmar - musiał uciec z tego kraju
Homary, kawior i tuńczyk
Może jest niewielki wzrostem, za to apetyt miał nieprzebrany, a podniebienie iście pańskie. Kawior z Uzbekistanu, wieprzowina z Danii, świeże owoce z Tajlandii, to tylko część jadłospisu dyktatora. Na kolejnych kartach menu można było znaleźć homara i ulubionego tuńczyka. Gdy w 2006 roku Korea Północna przeprowadziła nuklearną próbę, społeczność międzynarodowa zaleciła nałożenie sankcji na dobra luksusowe. Japończycy mieli z tym nie lada problem, bo czy tuńczyk, w kraju w którym dochodzi do cyklicznych klęsk głodu to luksus? A zupy instant, za którymi podobno przepada dyktator?
Na zdjęciu: Kim Dzong Il wizytuje hodowlę ryb
Czytaj wywiad: Komunistyczny raj - chłop ma tyle, co polityk
Lepszy niż raperzy
Umiłowany Przywódca lubił również dobrze wypić. Pogłoski mówią, że uwielbiał importowane wina i szampany. Jego największą miłością był podobno koniak. Dr Jerold Post były psycholog CIA twierdzi, że Kim Dzong Il szczególnie upodobał sobie koniak XO, renomowanej marki Hennessy. Butelka tego trunku kosztuje w Korei Północnej ponad 600 dolarów. Na przełomie wieków Kim wydawał pomiędzy 650 a 720 tys.dolarów rocznie na ten konkretny alkohol. Był największym detalicznym klientem świata. Robi to tym większe wrażenie, że koniak ten, jest sztandarowym drinkiem amerykańskich raperów prowadzących wystawne życie.
Czytaj wywiad: Komunistyczny raj - chłop ma tyle, co polityk
Karły muszą odejść
Kim nosił obuwie na koturnach (można je zauważyć na zdjęciu). Mówi się, że bez specjalnych butów dyktator miał jedynie 158 centymetrów wzrostu. Jako że nie cierpiał swojej mikrej postury, to jak przystało na męża stanu, postanowił raz na zawsze rozwiązać problem wątłej budowy reszty rodaków. W rok po igrzyskach w Seulu, Korea Północna zorganizowała konkurencyjną imprezę, by zadbać o wizerunek stolicy, pozbyto się z niej osób niepełnosprawnych, oraz "podejrzanego elementu". Jak wspominał zbiegły na zachód nauczyciel Kim Dzong Ila, bezpiecznie nie mogli się czuć również niscy ludzie. Oficjalnie rynek podbił "cudowny" lek, dzięki któremu każdy urósł o kilka centymetrów, jednak jak twierdzi nauczyciel, ludzie znikali z miasta, by już nigdy do niego nie wrócić.
Czytaj wywiad: Raj zamienił się w koszmar - musiał uciec z tego kraju
I love this game!
Co ciekawe, mierzący niecałe 160 cm wzrostu Kim, był wielkim fanem koszykówki NBA i Michaela Jordana. Jego kolekcja meczów najsłynniejszego koszykarza jest już legendarna. Podobno Kim mógł poszczycić się taśmą z każdym meczem Jordana rozegranym w barwach Chicago Bulls. Niestety najprawdopodobniej nigdy nie spotkał się ze swoim idolem. Jordan nie zawitał do Korei Północnej, z kolei dyktator panicznie bał się lotów samolotem. Na pocieszenie pozostał mu autograf idola, który otrzymał podczas dyplomatycznego spotkania z byłą amerykańską sekretarz stanu Madeleine Albright.
Zobacz zdjęcia: "Panowie" świata po godzinach
W golfa grał lepiej niż Tiger Woods
Z racji wzrostu Kim nie był raczej tuzem koszykarskich parkietów. Za to wiadomo, że w golfa grał lepiej niż sam Tiger Woods, jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w historii tego sportu.
Jak donosiły państwowe media, północnokoreański lider stał się graczem wszech czasów już podczas swojej pierwszej wizyty na polu golfowym. Zaliczył wtedy pięć dołków, posyłając do nich piłkę za pierwszym uderzeniem. Podobno 3-4 tego typu trafienia to dla niego nic nadzwyczajnego i robi to przy okazji każdej wizyty na polu. Warto wspomnieć, że Kim nie bił tych rekordów na minigolfie, a na polu, które jest większe od niemal każdego w Stanach Zjednoczonych.
Zobacz zdjęcia: Obrońca mas ludowych i... kreator mody - zdjęcia
Ukochany również za granicą
Zdjęcia z parad urządzonych ku czci Ukochanego Lidera są powszechnie znane. Rzesze ludzi, tłumy wypełniające monumentalne place, "żywe" obrazy stworzone przez zastępy oddanych obywateli... Niewielu pewnie wie, że Kim Dzong Il podobną miłością darzony był przez resztę świata. Tak przynajmniej twierdzi propaganda Korei Północnej. Czy też 16 lutego - w dzień narodzin ukochanego lidera - widzieliście wybuchy spontanicznej radości. Nie? Niemożliwe.
Na zdjęciu: parada w Phenianie
Zobacz zdjęcia: Tak się świętuje urodziny wodza
Kimgodzilla!
Kim Dzong Il kochał filmy o Godzilli oraz całą resztę superprodukcji o potworach, które jak grzyby po deszczu wyrastały po sukcesie japońskiej bestii. Być może właśnie tego sukcesu pozazdrościł innym twórcom, bo postanowił nakręcić swój krajowy odpowiednik "Godzilli". Tak w 1985 roku powstało "Pulgasari". Jednak zanim do tego doszło, Kim w 1978 roku zlecił porwanie południowokoreańskiego reżysera, któremu nakazał stworzenie dzieła. Ciekawostką jest fakt, że Kim figuruje jako współproducent filmu.
Czytaj również: Zakochani poszli na spacer - zaginęli bez śladu
Fan Jamesa Bonda
Godzilla to nie jedyna miłość ze srebrnego ekranu, kolejną ulubioną serią dyktatora były przygody Jamesa Bonda. Wyjątek stanowi zapewne "Śmierć nadejdzie jutro", w której agent Jej Królewskiej Mości jest przetrzymywany przez północnokoreański reżim.
Czytaj wywiad: Raj zamienił się w koszmar - musiał uciec z tego kraju
Hotel jak z George'a Orwella
Przez długie lata betonowy szkielet tego 105-piętrowego hotelu straszył w centrum Phenianu, stolicy Korei Północnej. Miał zostać ukończony jeszcze w 1989 roku, jednak plan został pokrzyżowany przez upadek ZSRR i związane z nim niedobory materiałów. Ostatecznie budowa stanęła w 1992 roku, by ruszyć ponownie po 16 latach. Nie wiadomo po co w kraju, w którym ruch turystyczny nie istnieje, tak kolosalna budowla. Kilka lat temu internauci zaczęli doszukiwać się podobieństw pomiędzy faktycznym wyglądem hotelu, a siedzibą ministerstwa prawdy, instytucji która zajmowała się okłamywaniem obywateli w powieści "1984" autorstwa George'a Orwella.
Na zdjęciu: nieukończony budynek w 2010 roku
Zobacz zdjęcia: Równym krokiem ku chwale ojczyzny
Kolejowy obieżyświat
Kim Dzong Il panicznie bał się latania. W 1976 roku przeżył poważny wypadek śmigłowca i od tamtej pory nie wsiada na pokłady powietrznych maszyn. Fobia powodowała znaczne utrudnienia w politycznym życiu lidera. Przykład? 24-dniowa podróż koleją do Moskwy w 2001 roku, oddalonej o ponad 9 tysięcy kilometrów od Phenianu. Podróże na szynach są ulubioną formą przemieszczania się dyktatora. Jego skład liczy nawet 90 pilnie strzeżonych wagonów. Po własnym kraju porusza się z reguły w wydrążonych pod ziemią tunelach.
Zobacz zdjęcia: Obrońca mas ludowych i... kreator mody - zdjęcia
Wioska-widmo
Polskie legendy o malowaniu trawników na zielono z okazji wizyt komunistycznych notabli są niczym wobec tej wystudiowanej od A do Z wsi. Kijondong to osada idealna. Idylliczna sadyba, w której sielsko powinien poczuć się każdy chłop. Szkopuł w tym, że faktycznie jest to wioska-widmo, w której nikt nie mieszka. Na osłodę pozostaje 160-metrowy maszt z flagą. Trzecia najwyższa konstrukcja tego typu na świecie. Można ją podziwiać z południowokoreańskiej części strefy zdemilitaryzowanej.
Czytaj wywiad: Komunistyczny raj - chłop ma tyle, co polityk
Gdzie podziały się króliki giganty?
Karl Szmolinsky jest niemieckim emerytem hodującym gigantyczne króliki. Kiedy sprzedał 12 zwierząt do Korei Północnej, był pewien, że będą one zaczątkiem hodowli, która pomoże w walce z klęskami głodu. Był już nawet zaproszony do Korei, miał pomóc w rozwinięciu hodowli. Zdziwił się, gdy jego podróż została odwołana i chociaż nie ma na to dowodów, to podejrzewa najgorsze. Jego króliki zostały prawdopodobnie zaserwowane na urodzinowej uczcie dyktatora. - One są jak świnie, mają być zjedzone, ale te były wyselekcjonowane specjalnie do rozrodu - mówił Fox News rozgoryczony hodowca.
(sol, po/wp.pl)
Zobacz zdjęcia: Tak się świętuje urodziny wodza