Tajemnice centrali PiS. Po aferze podsłuchowej zamontowano specjalny sprzęt
Siedziba Prawa i Sprawiedliwości jest owiana tajemnicą. Niepozorny biurowiec to polityczne centrum Polski, dlatego jest dobrze strzeżony. Wejść pilnuje ochrona - i to zarówno głównego, znanego z telewizji, jak i tajnego, z którego korzysta Jarosław Kaczyński i specjalni goście: koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński czy prezes TVP Jacek Kurski. Budynek ma też specjalne wyposażenie.
Nowogrodzka 84/86 w Warszawie to dzisiaj bez wątpienia najważniejszy polityczny adres w Polsce, tam urzęduje Jarosław Kaczyński. Dziennikarz tygodnika "Newsweek" Wojciech Cieśla opisuje tajemnice niepozornego biurowca. Budynek należy do spółki Srebrna, którą środowisko PiS kontroluje przez Fundację Instytut Lecha Kaczyńskiego (dawniej Fundacja Prasowa "Solidarności"). Pisaliśmy o niej w kontekście planów budowy 190-metrowego biurowca w centrum Warszawy.
Siedziba jest raczej niepozorna, według niektórych wręcz brzydka. Wszystko za sprawą elewacji składającej się ze starych desek, których - według rozmówcy "Newsweeka" - ratusz nie pozwala wymienić. Część pomieszczeń w trzypiętrowym budynku zajmuje klub bilardowy restauracja sushi i studio fotograficzne. Partia zajmuje głównie pierwsze i drugie piętro.
Do budynku można wejść z dwóch stron. Wejście główne znamy z przekazów telewizyjnych, to tam dziennikarze próbują uzyskać komentarz od partyjnych notabli wychodzących z narad. Ale jest też drugie wejście, także pilnowane przez ochroniarzy. To przez nie wchodzi i wychodzi prezes, wprost do podstawionego samochodu. Nim wchodzą też politycy, którzy z racji funkcji nie powinni być widziani w siedzibie partii, np. Jacek Kurski. Według "Newsweeka" z tego wejścia korzysta też Mariusz Kamiński, wiceprezes partii i minister-koordynator służb specjalnych.
Siedziby PiS strzegą nie tylko ochroniarze pilnujący wejść i prywatna ochrona z firmy GROM Group na którą partia każdego roku wydaje ponad milion złotych (zobacz wideo powyżej). Po aferze podsłuchowej, która przyczyniła się do klęski PO, w siedzibie PiS zamontowano aparaturę zapobiegającą podsłuchiwaniu - ujawnia "'Newsweek". - Prezes siedzi tuż przy oknie, najprostszy mikrofon kierunkowy mógłby wychwycić wszystko, o czym mówi - wyjaśnia pracownica partii. Efektem ubocznym są problemy z zasięgiem, ale to niewielka cena za uniknięcie powtórki z afery taśmowej.
Cały artykuł w nowym "Newsweeku Polska"