Tajemnica zniknięcia 30‑letniej Jowity. "Ludzie się boją"
Minął miesiąc od tajemniczego zniknięcia 30-letniej Jowity Zielińskiej w Kujawsko-Pomorskiem. Mieszkańcy wiedzą, że z każdym tygodniem maleje szansa na znalezienie jej w okolicach jej zniknięcia, a część z nich ma już obawy przed wychodzeniem z domu.
- Byliśmy tam już kilka razy, przeszukaliśmy łącznie około tysiąca hektarów - mówi Wirtualnej Polsce Karol Gramowski, dowódca grupy poszukiwawczej "Bizon", która na prośbę policjantów pomagała w poszukiwaniach Jowity.
- Szukaliśmy już na gorszych terenach, ten jest umiarkowanie trudny. Są tam co prawda zbiorniki wodne, lasy i pustostany, ale tam, gdzie dotarliśmy, można na 100 proc. wykluczyć, że nie ma tam ciała. Oprócz nas grupy WOPR szukają sonarami w wodzie - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gramowski nie chce przesądzać, czy Jowita może być gdzieś dalej. Podkreśla przy tym, że zniknęła razem z rowerem, a ten również do dziś nie został odnaleziony - ani przez "Bizona", ani zaprzyjaźnione grupy, ani przez policjantów, ani przez rzeszę mieszkańców, którzy pomagali w poszukiwaniach. Nadmienia też, że z jego doświadczenia wynika, iż po takim czasie ciało w jeziorze by wypłynęło, choć poszukiwania w akwenach wodnych są nadal prowadzone.
- Myślę, że jeszcze będziemy szukać na tych terenach - dodaje.
"Drony latały nad polami ze zbożem"
Jak podkreśla Małgorzata Zielińska, teściowa Jowity, która mieszka razem z nią, zarówno ona, jak i szereg jej bliskich, znajomych, sąsiadów i mieszkańców okolicznych wsi szukało kobiety następnego dnia, a więc w niedzielę 7 lipca, a potem także w poniedziałek i wtorek. Przeczesali wtedy ogromne połacie terenu. Robili to także policjanci.
- Byli także myśliwi, w tym również pan wójt, który jest jednym z nich - wspomina Zielińska. - Pan wójt powiedział, że przez ten teren przeszło tyle ludzi, że jej na pewno tam nie ma. Gdyby była, to ktoś by na nią natrafił. A nie mówimy przecież tylko o ludziach, bo były też psy wyszkolone do szukania zwłok. Myślę, że doszliśmy może nawet do 5 km od miejsca, w którym mogła zniknąć. Sprawdzaliśmy dokładnie laski, a drony latały nad polami ze zbożem i kukurydzą.
- To prawda, że w okolicy są bagna? - dopytujemy teściową zaginionej.
- Prawda, ale raczej niegroźne, płytkie i nawet nie wiem, czy teraz jest tam woda. Nie słyszałam, żeby ktoś się tam kiedyś utopił. Ten teren sprawdzali zarówno moi synowie, jak i strażacy. Nic nie znaleźli.
Mieszkańcy się boją po zniknięciu Jowity
Przez pierwsze dni wśród miejscowych były jeszcze spore nadzieje, że sprawa się wyjaśni. Po miesiącu od zaginięcia jest już ich dużo mniej. Sami nie wiedzą, co mają myśleć o tej sprawie. Mogą zarówno podejrzewać siebie nawzajem, jak i z nieufnością przyglądać się przyjezdnym, nawet letnikom, którzy przyjeżdżają teraz licznie nad tamtejsze jeziora.
Sołtys sołectwa Rojewo Grażyna Jagielska, zapytana o nastroje wśród mieszkańców, wymienia jednym tchem: niedowierzanie, obawa, strach.
- Nic takiego nie miało tu nigdy miejsca. Ludzie się boją - zaznacza. - Przyznam, że ja i moje koleżanki przystopowałyśmy swoją aktywność na zewnątrz, bo wcześniej znacznie częściej chodziłyśmy na kijki i jeździłyśmy na rowerach. Oczywiście wszyscy rozważamy różne możliwości. To mogło być morderstwo, może najpierw gwałt, a potem chciał ją uciszyć. Niektórzy zastanawiają się, czy jej nie wywieźli do domu publicznego albo nie porwali na organy. A może ktoś ją przetrzymuje? To mogło być wszystko. Trudno odgonić czarne myśli. Niestety, czas działa na niekorzyść.
Jowita Zielińska z okolic Rypina
30-letnia Jowita Zielińska jest wdową od siedmiu lat. Przez cały ten czas mieszkała jednak w domu teściów, państwa Zielińskich, którzy pozwolili jej tam pozostać po śmierci ich syna. Ma pokój na górze budynku w miejscowości Lisiny w powiecie rypińskim, mniej więcej godzinę jazdy na wschód od Torunia. Pochodzi z okolic Radzynia Podlaskiego.
Zaginiona w sobotę 6 lipca wracała z pracy w sklepie mięsnym w Rypinie. Około godz. 13 znajomy podrzucił ją do Rogowa, gdzie miała przypięty rower. Pewne jest, że przejechała na nim przez wieś Rojewo. Dwie osoby twierdzą, że widziały ją, kiedy zmierzała jednośladem w kierunku domu. Do pokonania miała jeszcze dwukilometrowy odcinek wiodący przez pola i las.
Nic nie wskazuje na to, by dotarła do swojej wsi. Nie ma ani jej, ani zielonej damki, na której jechała.
Na początkowym etapie w poszukiwaniach brało udział ponad 200 osób, w tym m.in. policjanci, myśliwi, strażacy, grupa poszukiwawcza "Bizon" oraz mieszkańcy okolicznych wsi. Nikt nie znalazł nic istotnego dla sprawy.
Jowita Zielińska ma 170 cm wzrostu, rude włosy do ramion i zielone oczy. 6 lipca ubrana była w bluzkę w kratkę oraz czarne, krótkie spodenki.
Więcej o sprawie pisaliśmy w artykule "Tajemnicze zniknięcie Jowity. Dziwny sygnał telefonu i zagadkowe auto".
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Kontakt: Mikolaj.Podolski@grupawp.pl