Donald Trump postawił Rosji nowe ultimatum, dając jej 10 dni na zawarcie rozejmu z Ukrainą pod groźbą sankcji. Wcześniej była mowa o 50 dniach. - Trump w ogóle uwielbia dawać pewne deadline'y, że coś się musi wydarzyć, a potem często nic się nie wydarza. Dlatego dorobił się określenia TACO (Trump Always Chickens Out - Trump zawsze tchórzy) - oceniła w programie "Newsroom" Magdalena Górnicka-Partyka, ekspertka ds. amerykańskiego marketingu politycznego.
Dlatego też, jak wyjaśniła, wszyscy spodziewają się, że i tym razem nic się nie stanie. Szczególnie że Trump, jak zauważyła ekspertka, nie powiedział nic o nałożeniu ceł na państwa, które kupują rosyjską ropę czy gaz, bezpośrednio po upłynięciu terminu wyznaczonego Putinowi. Prezydent USA podkreśla jedynie, że "coś" się musi wydarzyć.
- Głównie dlatego, że potrzebuje sukcesu w polityce zagranicznej, gdy w polityce wewnętrznej pali mu się grunt pod nogami w związku ze sprawą akt Epsteina - wyjaśnia Górnicka-Partyka. Jak tłumaczy, Amerykanów interesuje wojna w Ukrainie i w tym temacie Trump będzie mógł "pokazać się jako silny lider", "ten, który trzyma Władimira Putina żelazną ręką" i "rozdaje karty na arenie międzynarodowej". - Nie ma już tych 50 dni, żeby czekać na reakcje Putina, więc postanowił trochę przyśpieszyć, nadać dynamizmu. No i faktycznie media podjęły ten temat, trochę ściągając nacisk ze sprawy Epsteina, która jest Trumpowi nie na rękę - dodała.