Tabliczka zakazująca wstępu Polakom stoi tam od lat. Pan Radek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce

35-letni Polak wypowiedział wojnę właścicielowi łowiska z hrabstwa Oxfordshire, który 8 lat temu postawił znak zakazujący wejścia Polakom i pozostałym wędkarzom pochodzącym z Europu Wschodniej. Wiele instytucji starało się doprowadzić do usunięcia tabliczki, ale bezskutecznie. W końcu polski wędkarz - Radek Papiewski powiedział "dość" i stał się bohaterem największych brytyjskich mediów.

Tabliczka zakazująca wstępu Polakom stoi tam od lat. Pan Radek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce
Źródło zdjęć: © Youtube.com
Marianna Fijewska

Sprawa znaku toczy się od 2009 roku. Właśnie wtedy właściciel dużego łowiska w Oxfordshire postawił znak zakazujący wjazdu pojazdom oraz wejścia dzieciom, psom, Polakom i innym wędkarzom z Europy Wschodniej. Polonia z Oxfordu próbowała przekonać właściciela łowiska do likwidacji znaku, ale on postawił sprawę jasno - woli zamknąć interes, niż usunąć tabliczkę. Wówczas interweniowała nawet polska ambasada, ale bez skutku. Sprawa stanęła w punkcie martwym. Aż do teraz.

W kwietniu br. do Radka Papiewskiego zwróciło się dwóch obywateli Rumunii z prośbą o pomoc w dalszej walce ze znakiem. Mężczyzna od 7 lat prowadzi na wyspach projekt integrujący lokalnych wędkarzy z wędkarzami przyjeżdżającymi zza granicy. 35-letni Polak postanowił, że tym razem doprowadzi sprawę do końca.

Radek zadzwonił do właściciela, ale, gdy ten usłyszał polski akcent, powiedział, że wszyscy ludzie ze wschodu to złodzieje i zakończył rozmowę. Bezradny Polak zgłosił sprawę na policję. Rozpoczęto postępowanie wyjaśniające - właściciel łowiska został przesłuchany, ale nie zmienił zdania ws. tabliczki, tłumacząc, że jakiś czas temu Wschodnioeuropejczycy ukradli mu karpie, ale (nie wiadomo dlaczego) sprawy nie zgłosił. Funkcjonariusze nie mogli nic więcej zrobić, ponieważ nie doszło do złamania prawa karnego. Sprawa trafiła następnie do organizacji broniącej prawa człowieka Equality and Human Rights Commission. Niestety, również członkom organizacji nie udało się przekonać właściciela do zmiany zdania. I wtedy Papiewski zdecydował na się skierowanie sprawy cywilnej do sądu.

- Bardzo dużo czasu zajęło mi znalezienie dobrego adwokata. Sprawy o dyskryminacje na tle narodowościowym, gdzie biznes dyskryminuje klientów to rzadkość - komentuje Polak. By opłacić koszty sądowe, rozpoczął zbiórkę w mediach społecznościowych (link tutaj)
. W ciągu dwóch dni zebrał ponad 2 tys. funtów. Brakuje mu jeszcze 9 tys. Głównymi darczyńcami są... Anglicy i to wcale niezwiązani z rybołówstwem.

- Polacy włączyli się do akcji chociaż na chwile obecną w bardzo malej liczbę - mówi nam Papiewski. Jeżeli sprawę uda się wygrać, a koszty sądowe zostaną zwrócone, Papiewski przekaże wartość zebranych pieniędzy na rzecz organizacji charytatywnych związanych z rybołówstwem.

- Moim celem nie są pieniądze czy walka o odszkodowanie, tylko zdjęcie tego znaku i przeprosiny. To pewien symbol oporu oraz pokazanie każdemu innemu właścicielowi biznesu, że nie tędy droga i jeżeli wymagają od przyjezdnych postępowania zgodnego z prawem, zasadami i tradycją, to sami powinni tak postępować. Przez lata przekonywałem przyjezdnych, że tradycja i zasady panujące w kraju, do którego przyjeżdżają to świętość, a przestrzeganie ich to podstawa integracji. Udawało mi się to z dużym sukcesem... a tu nagle rodzimi mieszkańcy wyczyniają takie numery. Czuje się zobowiązany - podsumowuje.

Wice ambasador Polski zapowiedział, że rząd zrobi "coś kreatywnego", by przyczynić się do zniknięcia krzywdzącej tabliczki. Co dokładnie miał na myśli, okaże się w najbliższym czasie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (168)