Tabela zgonów GUS to horror. Proroctwo protestującej lekarki zaczyna się spełniać
- Codziennie umierają ludzie. Według szacunków, umrą tysiące Polaków. Jeżeli nic się nie zmieni, tysiące Polaków będzie umierało przez najbliższe lata - to słowa dr Katarzyny Pikulskiej tłumaczącej przyczyny protestu głodowego młodych lekarzy rezydentów. Walczą oni nie tylko o wyższe pensje, ale przede wszystkim większe nakłady na służbę zdrowia. Po tak mocnych słowach zarzucono jej arogancję i bezczelność. Czy słusznie?
Tymczasem Główny Urząd Statystyczny właśnie opublikował dane potwierdzające jej słowa. Od stycznia do sierpnia tego roku zmarło 272,8 tys. Polaków. W tym samym okresie rok wcześniej 257,7 tys. osób. Bilans jest niepokojący, 15,1 tysięcy zgonów więcej niż w ubiegłym roku. Najgorszym miesiącem dla statystyk był styczeń 2017, ze wzrostem o 11 tys. zgonów w porównaniu do poprzedniego roku. To z kolei najgorsze miesięczne dane od 20 lat. Taka liczba może uzasadniać dramatyczny ton protestujących lekarzy.
Protestujący łączą wzrost śmiertelności z niskimi nakładami na służbę zdrowia. Jak pisał jeden z lekarzy trudno wyzdrowieć przy takiej diecie.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Teraz będziecie kibicować młodym lekarzom
Skąd te przerażające dane? Statystycy GUS z miesiąca na miesiąc publikują jedynie suche liczby o zgonach. Dopiero później opracowują dokładniejszy opis na podstawie z kart zmarłych pacjentów wypełnianych przez lekarzy. To jednak zajmuje ponad rok. Dlatego pełny obraz o przyczynach umieralności w 2017 roku, z jakich grup pochodzili zmarli zobaczymy dopiero za dwa lata.
Jednak i tak gęsią skórkę wywoła to co pokazało się w roczniku demograficznym 2017. O 10 procent więcej osób umiera... w szpitalach. Lekarze przegrywają walkę z nowotworami oraz chorobami układu krążenia, oraz chorobami płuc. W tych rubrykach odnotowano wzrost śmiertelności na każdy tysiąc mieszkańców.
- Te kategorie chorób to najdroższe procedury medyczne, najdroższe leki. Tymczasem przy niskich nakładach na służbę zdrowia każe się marnie opłacanym lekarzom leczyć ludzi jak najtaniej. Służba zdrowia to nie fabryka dżemu. Nie da się smacznego towaru sprzedawać w cenie samego słoika. Tak samo niemożliwe jest zorganizowanie dobrej służby zdrowia, dysponując małymi pieniędzmi - podsumowuje dr Zdzisław Szramik, działacz związku zawodowego lekarzy i weteran protestów.
- Tak nagły wzrost śmiertelności jak w styczniu 2017 jest zagadką. W kolejnych miesiącach obserwujemy nadwyżkę w zgonach, to niepokoi - przyznał w rozmowie z TVN 24 profesor Bogdan Wojtyniak z Narodowego Instytut Zdrowia Publicznego, ten ekspert od wielu lat analizuje przyczyny śmierci Polaków. - W styczniu tego roku wystąpił szczyt zachorowań na grypę, dodatkowo wystąpił problem ze smogiem, oraz wyjątkowo niska temperatura, która osłabia organizm i sprzyja infekcjom - tłumaczył.
Biedni, starzy i chorzy
Publiczne wydatki na służbę zdrowia w Polsce oscylują wokół 4,8% PKB Polski, podczas gdy średnia państw OECD to 6,7proc. PKB. Nasz kraj jest pod tym względem nie tylko w ogonie Unii Europejskiej (przedostatnie miejsce), ale także w Europie Środkowo-Wschodniej. Rząd premier Beaty Szydło zaplanował zwiększenie wydatków do 6 proc. PKB, ale ten cel zostanie osiągnięty dopiero w 2025 roku. Protestujący medycy, (ci co przekonują, że tysiące Polaków będą umierać) chcą 6,8 proc. PKB już w 2021 roku. Różnica pomiędzy oczekiwaniami lekarzy, a możliwościami rzekomo dobrego budżetu państwa to rujnujące 30 miliardów złotych.
- Bez dodatkowych środków sytuacja polskich pacjentów nie tylko nie będzie lepsza, ale będzie się systematycznie pogarszać. Nasze społeczeństwo się starzeje, więc coraz więcej Polaków będzie wymagało opieki - ostrzegała Anna Rulkiewicz, założycielka sieci przychodni Luxmed i wiceprezydent organizacji Pracodawcy RP. - Rządzący powinni więc im pokazać nie tylko, jak będą rosły wydatki, ale też na co zostaną przeznaczone te dodatkowe środki. Nie wolno też zapominać o efektywności systemu, która powinna być stale monitorowana. Wzrost nakładów zawsze powinien iść w parze z mądrym i efektywnym wydawaniem pieniędzy - powiedziała Rulkiewicz.