Szwedzi głosują na partię antyimigrancką. To już żaden wstyd
Wzrost przestępczości, odmienność kulturowa, faworyzowanie imigrantów, a przy tym brak pomysłów na ich integrację – to powoduje, że w Szwedach narasta gniew. W niedzielę wybory do Riksdagu, szwedzkiego parlamentu. Mogą zatrząść krajem.
Szwedzi są skryci. Nie lubią się kłócić, unikają konfliktów. Ich gniew nie znajduje ujścia w masowych protestach ulicznych. A jednak w kraju odczuwa się – w sposób niemal fizyczny - niepokój przed niedzielnymi wyborami. To dlatego, że duża część zwykle spokojnych i bardzo liberalnych mieszkańców przeszła lub przechodzi zmianę swoich poglądów politycznych. Nie popiera już bezwarunkowo socjaldemokratycznego premiera Stefana Löfvena i jego gabinetu.
W Szwecji nie rozmawia się o wysokości zarobków. Nie zdradza się również, w co się wierzy ani na kogo się głosuje. Dlatego nawet słupki w sondażach mogą nie oddawać całej prawdy. Jednak to, co pokazują, wystarcza, żeby zaszokować obserwatorów. W kraju rządzonym prawie nieprzerwanie od 80 lat przez Socjaldemokratów (Szwedzka Demokratyczna Partia Robotnicza, której korzenie sięgają jeszcze końca XIX wieku) zapowiada się wyborcza rewolucja.
Kontakty z nazistami? Nawet to partii nie zaszkodzi
Według danych, podawanych nie tylko przez prawicowe media, antyimigranccy Szwedzcy Demokraci (SD), których popieranie było uznawane jeszcze 4 lata temu za wstyd, osiągają zdumiewająco wysokie notowania.
Sondaż zlecony w czerwcu przez gazetę Metro, należącą do mediów głównego nurtu, pokazał, że poparcie dla SD wzrosło z 23 proc. do 28,5 proc. Jeśli ktoś wróżył, że przyjdzie załamanie, był w błędzie. We wrześniu wyniki plasują partię na drugim miejscu i teoretycznie mogłaby wejść w skład rządu koalicyjnego.
Sekretarz partii Richard Jomshof określił tę sytuacje jako "spełnione marzenie". - Już nie jesteśmy postrzegani jako ta gniewna partia, która weszła do Riksdagu w 2010 roku – podkreśla lider SD. Jest przekonany, że nawet część wyborców lewicowych Socjaldemokratów zdecyduje się teraz oddać swój głos na SD.
Powód pozycji SD jest jeden – rząd Stefana Löfvena nie radzi sobie - albo w przekonujący sposób nie potrafi udowodnić, że jest inaczej – z napływającymi do kraju imigrantami, szczególnie wyznającymi Islam. Według statystyk wśród imigrantów jest 600 tys. muzułmanów, a tylko w latach 2014-15 o azyl ubiegało się w Szwecji 260 tys. osób, głównie z Syrii i Afganistanu. To sytuowało kraj - zaraz po Niemczech – jako najbardziej otwarty na imigrantów.
Marszowi Szwedzkich Demokratów po władzę nie przeszkadzają nawet skandale, które kiedyś blokowałyby dostęp do jakichkolwiek miejsc w parlamencie.
Portal ETS ujawnił, że David Bergquist, przewodniczący SD gminy Nacka w Sztokholmie, uczestniczył w spotkaniach organizowanych przez grupy nazistowskie.
W tym samym czasie gazeta "Aftonbladet" poinformowała, że Lars Nilsson, przewodniczący SD w gminie Perstorp, miał kontakty z organizacją nazistowską Nordic Resistance Movement.
Sekretarz Jomshof twierdzi, że "działania podjęte w związku z tymi skandalami, których nie tuszujemy, przydają nam raczej wiarygodności".
"Niech mi nikt nie wmawia, że mój strach wymyślili populiści”
Co naprawdę stoi za tym, że partia urosła w siłę w ciągu ostatnich lat?
35-letni Acke z Uniwersytetu w Uppsali jest przekonany, że jest to przede wszystkim kwesta prawicowej propagandy. Jego zdaniem w Szwecji nie dzieje się absolutnie nic niepokojącego, jedynie do głosu doszli prawicowi populiści, którzy chcą zyskać władzę i dlatego wzbudzają w ludziach panikę.
Pracownik Muzeum Historii Naturalnej w Sztokholmie, który prosi o anonimowość, ma jednak zdanie zupełnie przeciwne. Jest tuż przed emeryturą i pamięta, że kiedyś w Szwecji było zupełnie inaczej. Lepiej.
- Wielu ludzi wspomina nasz kraj jako spokojne miejsce, gdzie mogłeś bez strachu chodzić po zmroku, a teraz? Niech mi nikt nie wmawia, że mój strach o siebie i moich bliskich wymyślili populiści - denerwuje się naukowiec. Przypomina od razu sierpniowe wydarzenia w Göteborgu, gdzie w wyniku zamieszek wywołanych przez młodociane gangi spłonęło 80 samochodów. Uważa, że udawanie, iż problem nie istnieje, jest jedną z przyczyn spadku poparcia dla Socjaldemokratów.
Anna ze Sztokholmu także nie czuje się już bezpiecznie. Zmieniła zdanie, gdy kilka dni temu na stacji metra Thoridsplan w dzielnicy Kungsholmen jeden z podróżnych został zaatakowany nożem.
- Mój pociąg przejechał bez zatrzymywania się, było mnóstwo policji. Sprawcy nie schwytano. Gdzie my żyjemy? – pyta Anna, która też ma coś do dodania na temat mediów głównego nurtu. - Do tej pory wielu informacji po prostu nie podawali, ostatnio już zaczynają pisać coraz więcej prawdy. Może informacje docierające do opinii publicznej zmieniają też nastawienie wyborców? - spekuluje.
To, że uderzanie w imigrantów i zalew przestępczości skutecznie oddziałuje na wyborców, dostrzegła też partia Chrześcijańskich Demokratów. Od kiedy Ebba Busch Thor wypowiedziała się krytycznie na temat multikulturalizmu w Szwecji także i jej partia skoczyła w sondażach.
- To tylko pokazuje, co tak naprawdę ludzie chcą usłyszeć - mówi Aneta, Polka mieszkająca od ponad 40 lat w Sztokholmie. - Moderaterna [partia liberalno-konserwatywna – red.], nawet jeśli odrzuci sojusz z SD, wejdzie pewnie w koalicję z Chrześcijańskimi Demokratami, ponieważ Zieloni także tracą poparcie - analizuje przyszły możliwy skład rządu Aneta.
"Krasnoludki na strychu" – tak Anna, Aneta i wielu Szwedów, mówią o partiach, które nie dostrzegają bieżących problemów. W Szwecji taki krasnoludek to ktoś oderwany od rzeczywistości, nieświadomy sytuacji.
„Tylko w ramadan mamy tu spokój”
Z czego wynikają frustracje społeczne, opisuje również Agnieszka, która od 5 lat mieszka w Alby. To jedna ze sztokholmskich stref specjalnego nadzoru, a przez Szwedzkich Demokratów bez ogródek określanej jako strefa „no-go”. Zamieszkują ją głównie imigranci. Według SD takich stref jest w kraju 196.
Odwiedziłam Agnieszkę i jej rodzinę pod koniec maja 2018 roku. Poczułam się zaskoczona panującym tam spokojem i ciszą. - To jest to słynne, niebezpieczne no-go? - zdziwiłam się.
Agnieszka wyjaśniła, że jest spokojnie, ponieważ właśnie trwa ramadan i do zmroku na ulicy nie spotyka się prawie nikogo. Poza ramadanem tak bezpiecznie już nie jest.
- Jest coraz gorzej. Przy stacji metra kwitnie handel narkotykami, po zmroku niewielu mieszkańców odważa się wychodzić z domu. Włamania i kradzieże są na porządku dziennym, a co jakiś czas płoną samochody. Zdarzają się też strzelaniny i walki między gangami - opisuje Agnieszka, która nie ukrywa, że bardzo boi się o córkę jeżdżącą metrem do szkoły.
Sytuacja w dzielnicy to niejedyne problemy. - Mąż został wyproszony z fotela dentystycznego, bo właśnie przyszła kobieta w chuście. W dokumentacji przerwanie zabiegu uzasadniono tym, że pacjent był zbyt zestresowany żeby dokończyć zabieg - opowiada Agnieszka. Jest przekonana, że nie są jedynymi, którym przydarzyła się podobna historia.
W podobnym tonie wypowiada się Jan Sjunnesson, członek Szwedzkich Demokratów. - Zwykli Szwedzi przez dwa lata czekają na wizytę u dentysty i muszą zapłacić za to 100-200 euro. Imigrant nie musi czekać w ogóle i płaci ok. 6 euro. Obywatele oczywiście dostrzegają tę niesprawiedliwość – mówi Sjunnesson.
Dodaje, że nie tylko przeciążenie systemu socjalnego i opieki medycznej jest obecnie problemem Szwecji. Według niego w miejscach zamieszkiwanych przez muzułmańskich imigrantów kobiety nie czują się bezpiecznie, są ofiarami obscenicznych zachowań i czują się wręcz zmuszone do noszenia chusty, bo to minimalizuje prawdopodobieństwo ataku.
Wskazuje, że w statystykach przestępczości wyraźnie widać nadreprezentację imigrantów w kategorii ciężkich przestępstw. - W zestawieniu opublikowanym w Expressen, aż 99 proc. sprawców gwałtów zbiorowych było imigrantami! - alarmuje polityk SD.
Na temat rosnącej przestępczości ma także coś do powiedzenia Paweł Cwynar, polski pisarz mieszkający od dwóch lat w dzielnicy Märsta. Według niego, jeszcze kilka lat temu, jak mówią starsi mieszkańcy, było tutaj spokojnie, ale wraz z rosnącą imigracją robi się niebezpiecznie.
- Najczęściej zdarzają się podpalenia samochodów - ocenia Cwynar i dodaje, że "czasem przestępcy wjeżdżają samochodami w witryny sklepowe”.
Ma też osobiste doświadczenia: - Niedawno widziałem z balkonu strzelaninę między osobą czarnoskórą i osobami, których wygląd określiłbym jako bliskowschodni. Niedługo potem ciało 30-latka z 8 kulami znaleziono kilka metrów od mojej bramy.
Tę samą sytuację opisuje mieszkająca w okolicy Monika: - Tej nocy próbowałam się dodzwonić na policję i zgłosić strzelaninę, ale byłam 168 w kolejce. Policja stanowczo przestaje sobie radzić.
"Szwedzkie miasta nie były jeszcze krainą gangsterów”
Problem widzą nie tylko mieszkańcy stref wykluczenia. Zauważany jest także przez elity. Fredrik Erixon z Uppsali to szwedzki ekonomista i pisarz. Raczej trudno byłoby wrzucić go do jednego worka z prawicowymi populistami lub osobami zmanipulowanymi przez owych populistów.
Erixon jest też dyrektorem European Centre for International Political Economy (ECIPE), think tanku ekonomicznego, działającego w Brukseli. Twierdzi, że "to kryzys imigracyjny pozwolił Szwedzkim Demokratom uzyskać popularność".
Obwinia politykę otwartych drzwi. Tymczasem "ludzie, którzy uważali, że Szwecja przyjmowała zbyt wielu imigrantów, mieli sojusznika w postaci tylko jednej partii", opisuje scenę polityczną Erixon. Co do przestępczości, to wskazuje, że ogólnie ona spada, ale nie wśród tych najbardziej spektakularnych, groźnych kategoriach.
Ekonomista wylicza, że liczba morderstw od 2012 r. wzrosła o czterdzieści procent, a liczba zabójstw z użyciem broni podwoiła się w ciągu dziesięciu lat. Młodzi Szwedzi pięciokrotnie częściej giną w wyniku postrzelenia niż młodzi Brytyjczycy.
"Nie tak dawno szwedzkie miasta nie były jeszcze krainą gangsterów” - konstatuje w swoim artykule dla The Spectator.
Z oceną Erixona nie zgadzają się Acke i jego żona Ellen. Mieszkają w Knivsta na przedmieściach Uppsali. Twierdzą, że to co robi SD, to nic innego jak atakowanie ludzi słabych socjalnie, którzy nie otrzymują odpowiedniej pomocy od państwa i stają się kozłami ofiarnymi prawicowych populistów.
Przeciwnicy antyimigranckiej narracji twierdzą, że Szwecja daje przybyszom za mało, a wymaga przy tym integracji. Odebranie zasiłku imigrantom, którzy się nie zintegrowali - co postulują Szwedzcy Demokraci - Acke i Ellen uważają za nieludzkie, wręcz za bestialskie.
- Czym miałaby być ta integracja? Może powinni od razu stać się Szwedami i pofarbować na blond? - oburza się małżeństwo. Jak twierdzą w obliczu tego, co dzieje się na świecie, Szwecja przyjmuje za mało imigrantów i wykazuje za małe zaangażowanie.
- Powinniśmy przyjmować tak samo jak w 2015, a nawet więcej. Stać nas na to. Granice powinny być cały czas otwarte i uważam, że rząd wykazał się tchórzostwem ograniczając imigrację! - mówi Acke. Nie zgadza się na "zrzucanie winy na jakąkolwiek religię" i postępującą islamizację Szwecji. Według niego to bzdura: - Jesteśmy wolnym krajem i każdy może wyznawać, co chce!
Na ulice wyszły patrole obywatelskie
Zwolennikami takiego podejścia na pewno nie są Andreas, Lars i Ole z Knivsta, którzy wstąpili do patrolu obywatelskiego. Grupa, do której należą, ma za zadanie patrolowanie okolicy w piątki i weekendy od godziny 21 do 2 w nocy. Powodem jest stan bezpieczeństwa pogarszający się z roku na rok - wraz z napływem imigrantów rośnie liczba napaści i przestępstw. Zadaniem patroli jest na przykład udzielanie pomocy ofiarom lub towarzyszenie kobietom, które boją się same wracać po zmroku do domu lub czują się zagrożone.
Trójka, z którą rozmawiam, jest przekonana, że Socjaldemokraci skompromitowali się i prawdopodobnie, z ciężkim sercem - jak dodają - jedyną alternatywą będzie głosowanie na Szwedzkich Demokratów.
Twierdzą też, że szwedzki rząd chce kontrolować społeczeństwo za pomocą poczucia wstydu, wmawiając rozsądnie myślącym ludziom rasizm i faszyzm. Według nich celowo została zatarta granica między patriotyzmem a nacjonalizmem. Poza tym narzekają na brak wolności słowa i ukrywanie przez prasę różnych wydarzeń z udziałem imigrantów.
To także narracja Szwedzkich Demokratów. Jan Sjunnesson uważa, to za jeden z podstawowych problemów w Szwecji. - Może się również zdarzyć, że ktoś z twoich przyjaciół lub rodziny będzie nękany lub zgwałcony przez imigrantów, a ty nawet nie możesz tego głośno powiedzieć, ponieważ zostaniesz napiętnowany jako rasista - twierdzi Sjunnesson, były dyrektor szkoły.
"Nasz kraj potrzebuje imigracji żeby się rozwijać!"
I także w tym przypadku zdania są diametralnie różne. Hendrick z Uppsali mówi, że „wolność słowa jest bardzo ważna, ale nie wtedy, jeśli dopuszcza atakowanie poszczególnych grup społecznych”. Uważa, że w Szwecji wręcz za dużo można powiedzieć. Publikacji wypowiedzi, takich jak te Jana Sjunnesona i Szwedzkich Demokratów, zakazałby.
- Powinny być karane sądownie karami pieniężnymi, a nawet więzieniem. Może wtedy wreszcie byłby koniec z tym rasizmem! - Hendrick ostro rysuje granice wolności wypowiedzi. Sam pracuje z imigrantami w wydawnictwie i nigdy, jak twierdzi, nie miał najmniejszych problemów.
- Nasz kraj potrzebuje imigracji żeby się rozwijać! Tego jakoś wszystkie partie anty imigranckie nie pojmują, że nasze społeczeństwo się starzeje - kwituje postulaty SD.
Na tle tych zupełnie rozbieżnych nastrojów przedwyborczych, jednej tendencji nie można zaprzeczyć - Szwedzcy Demokraci, mimo swoich radykalnych wypowiedzi i pomysłu na wystąpienie z Unii Europejskiej - trzymają się bardzo mocno. Równocześnie jak twierdzi Jan Sjunnesson: „Nasze media i establishment są w rozsypce. To nasz rok 1989”.
Niklas Bolin, profesor nauk politycznych w Mittuniversity w Sundsvall, który zajmuje się fenomenem Szwedzkich Demokratów jest zdania, że partia zaczyna zyskiwać poparcie, ponieważ wiele partii – w tym również w Europie - zmieniło podejście do polityki imigracyjnej. A skoro linia polityczna SD została zaakceptowana, to wielu wyborców zaczęło uważać ich za wiarygodnych.
Ważne pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Na razie
W tej niecodziennej sytuacji nasuwa się ostatnie pytanie. Szwedom i Szwecji ekonomicznie i gospodarczo powodzi się wciąż bardzo dobrze, a mimo to niezadowolenie społeczne rośnie. Co wydarzyłoby się w przypadku spowolnienia gospodarki i wzrostu bezrobocia? Przeciwko komu obróci się wtedy ich gniew? Właśnie przed tym ostrzegają ekonomiści zaniepokojeni zadłużeniem gospodarstw domowych i przegrzanym rynkiem nieruchomości, który według nich jest na krawędzi załamania.
Oby Szwedzi nie musieli się o tym przekonywać.