Szok, nerwy i totalny chaos
Nie wiem, co się dzieje. Kochanie, przyjedź po mnie. Boję się - tak zareagowała na środowe wydarzenia w Gdańsku żona pana Artura Słomskiego, właściciela małego sklepiku we Wrzeszczu. Kobieta dzwoniła ok. godz. 14.00.
- Aż zdrętwiałem, jak mi opowiedziała, co się dzieje. Pamiętam, że w ułamku sekundy pojawiła się taka myśl: "no tak, właśnie się zaczęło" - mówi pan Artur. Żona chaotycznie opisywała to, co działo się na drodze do Politechniki Gdańskiej.
- Szlochała, że zaatakowali nas terroryści. Że wszędzie było pełno karetek pogotowia, straży pożarnej, policji. Nikt nic nie wiedział. Wszyscy powtarzali tylko "atak biologiczny", "rozrzucili wąglika" itd. - opowiada Słomski.
Nikt nie był w stanie wyprowadzić świadków zdarzenia z błędu, ponieważ... wszyscy byli przekonani, że terroryści naprawdę uderzyli. Koperty naprawdę trafiły do Politechniki Gdańskiej i zawierały biały proszek. Do tego wysłano je z Iraku, w którym roi się od terrorystów, chcącyh zemścić się na Polakach za udział w kampanii zbrojnej prowadzonej w ich kraju wspólnie z USA.
- Potem trochę głupio się czułem, bo ludzie mnie pytali, co się dzieje, a ja kazałem im się oddalić. Gdybym wiedział, że to ćwiczenia, to bym ich uspokoił, a tak to sam nie byłem pewien, czy ktoś sobie robi żarty, czy też rzeczywiście mamy wąglika - mówi "Dziennikowi" jeden z policjantów, który zabezpieczał teren PG.
Prawdziwy szok nastąpił (nawet w naszej redakcji), gdy dotarła do nas wiadomość o bombie podłożonej w hotelu Mercure Hevelius. Grozę podkreślały przejeżdżające przez centrum na sygnałach wozy strażackie, karetki i radiowozy. Na miejscu utworzył się korek. Ludzie nie panikowali, ale przeklinali chaos.
- Myślę, że inaczej byłoby, gdyby ci ludzie wiedzieli, że przed chwilą terroryści zaatakowali politechnikę. Może byliby bardziej wyrozumiali - mówił nam antyterrorysta, który przyjechał z kolegami rozbrajać bombę. Bomby nie było, ale nadal nikt nie wie, czy były to ćwiczenia służb, czy rzeczywiście ktoś zostawił podejrzaną torbę. Z pewnością fikcyjny był wybuch, który miał miejsce w teatrze Miniatura we Wrzeszczu po godzinie 17.
- Zginęło pięćdziesiąt osób. Bomba wypełniona była substancjami trującymi - relacjonował Piotr Porożyński, rzecznik gdańskich strażaków.
W rzeczywistości na miejsce zjechało się kilkadziesiąt pojazdów wszystkich służb ratowniczych. Na pół godziny zablokowano al. Grunwaldzką. Około godziny 17.40 stwierdzono, że nie ma sensu dalej utrudniać życia mieszkańcom Gdańska i zakończono akcję. Dalej ćwiczenia odbywały się do późnego wieczora w sztabach antykryzysowych.
Waldemar Ulanowski