Szmajdziński: Rokita pomógł Majchrowskiemu, ale zaszkodził Gronkiewicz-Waltz
Koleżeńskie poparcie Jana Rokity dla kandydata PiS-u w Krakowie z pewnością pomoże Jackowi Majchrowskiemu. Jednak Rokita na pewno zaszkodził Hannie Gronkiewicz-Waltz. W jakim zakresie? To się okaże w niedzielę - mówił Jerzy Szmajdziński z SLD.
21.11.2006 | aktual.: 21.11.2006 12:35
Salon Polityczny Trójki: Porobiło się. Kandydat lewicy, Jacek Majchrowski, pokłócił wewnątrz PO. Czy poparcie Jana Rokity dla prof. Terleckiego może zmienić wynik wyborów nie tylko w Krakowie, ale i w Warszawie?
Jerzy Szmajdziński:W Krakowie każda pomoc Jana Marii Rokity jest przyjmowana przez nas z zadowoleniem. Poparcie dla kandydata PiS-u z pewnością pomoże Jackowi Majchrowskiemu, który w porównaniu z kimś, kto nie ma pojęcia o tym, co znaczy zarządzanie miasta, co znaczy menedżeryzm samorządowy, to oznacza, że mamy do czynienia z wyborem nie merytorycznym Jana Rokity, tylko historycznym i koleżeńskim, żeby nie powiedzieć kolesiostwem.
A to zmienia w Warszawie wynik wyborów?
- Jeśli chodzi o Warszawę też, w takim sensie z kolei, że PO przez całą kampanię wyborczą mówiła, że polską racją stanu jest odsunięcie PiS-u od władzy. I mówiono: zróbmy wszystko, co możliwe, żeby do naszej małej ojczyzny nie zawitał Andrzej Lepper, Roman Giertych i Jarosław Kaczyński. Żeby nie przenosić "warszawki" i warszawskiego układu koalicyjnego do środowisk regionalnych, do samorządu terytorialnego. I tylko skończyła się I tura wyborów i już PO zajmuje inne, z góry upatrzone pozycje. Tym razem w wykonaniu Jana Marii Rokity.
Część PO. A Kazimierz Marcinkiewicz to chyba jednak nie Andrzej Lepper?
- No dobrze. Tylko jest przedstawicielem tej samej opcji. Kiedy był premierem, codziennie był show zapowiadający różne rzeczy, a nie było sprawozdań ze zrealizowanych decyzji. Więc, to jest ten sam sposób uprawiania polityki. Kazimierz Marcinkiewicz nie potrafił się przeciwstawić dominującej pozycji przewodniczącego partii i nie wnosił nic swojego, nie zmieniał polityki PiS-u, tylko był jej wiernym realizatorem. Więc Jan Maria Rokita nie pomógł, a można powiedzieć, że na pewno zaszkodził Hannie Gronkiewicz-Waltz. W jakim zakresie? To się okaże w niedzielę.
Trudny wybór przed wyborcami lewicy. Jak Pan zagłosuje w Warszawie?
- Wedle własnego sumienia. Wczoraj to powiedziałem, pytany jak na przesłuchaniu, czy będę głosował za Kazimierzem Marcinkiewiczem, czy za Hanną Gronkiewicz-Waltz. Wezmę udział w tych wyborach, bo społeczeństwo obywatelskie, jeśli chce się budować, to trzeba brać udział w wyborach. Ale nie ma obowiązku popierania w ekstremalnych sytuacjach.
Czyli weźmie Pan ze sobą też dobry długopis, który wystarczy na skreślenie obu kandydatów?
- Obu kandydatów. Tak.
Tak, jak Leszek Miller. I jak sugeruje Marek Dyduch, który wprawdzie na Dolnym Śląsku działa.
- No to dobrze, to ja byłem pierwszy w każdym razie.
Czy to jest aby nie zapowiedź nowego podziału polskiej sceny politycznej, nowej polaryzacji? Wzmocniona, mająca poczucie pewnego sukcesu Lewica i Demokraci przeciwko PO. Walka o prymat po stronie opozycyjnej. Tak to widzę.
- Te wybory, których wynik okazał się lepszy niż sondażowy przekonały nas - myślę wszystkich - do tego, że czas przystąpić teraz do alternatywy programowej i dla PiS-u i dla PO. Że po pewnym sukcesie nowego rozwiązania polityczno-organizacyjnego, teraz czas na pracę nad alternatywą programową, nad nowymi inicjatywami i nad przekonywaniem wyborców, którzy przestają się wstydzić Lewicy i Demokratów do tego, że warto popierać Polskę inną niż Polska PO i Polska PiS-u. Czyli Polskę tolerancyjną, rozwojową, europejską.
Czyli inną niż PO. Trzeba przekonać Polaków, że - jak rozumiem - to Państwo jesteście opozycją, a nie PO?
- PO walczy o ten sam elektorat, co PiS.
Co SLD też?
- Nie. PO walczy.
O centrum.
- Nie walczy o centrum. Chce być lepszą twarzą PiS-u. I wszystkie projekty polityczne PiS-u przecież zostały poparte przez PO. A nie widać, żeby centrowe myślenie, czyli myślenie o państwie z wszystkimi jego konsekwencjami. Przecież, czy polityka zagraniczna częściowo tak, ale "Nicea albo śmierć" jest ciągle obecna dzięki Janowi Rokicie.
Pan ciągle o tym Rokicie. Ale PO - Panie przewodniczący - to jest coś dużo więcej. To jest Bronisław Komorowski, Grzegorz Schetyna, Rafał Grupiński - politycy, którym hasło IV RP nigdy przez usta nie przeszło.
- Przechodziło, bo i Paweł Śpiewak. Ale dlaczego mówię tak o Janie Marii Rokicie? Dlatego, że wszystkie ekstremalne pomysły lustracyjne, CBA, likwidacja wywiadu, kontrwywiadu wojskowego i w to miejsce dzisiaj pustka, to wszystko postawa grupy konserwatywnej. Ona, będąc w mniejszości, decyduje o polityce większości.
A Tusk jest w tej grupie konserwatywnej?
- Nie. Tusk nie jest w tej grupie. Ale jej ulega. Boi się PiS-u, że kiedy powiedziałby jedno zdanie za dużo o możliwym sojuszu w Warszawie z Lewicą i z Demokratami, boi się Jan Rokity, który go za to zaatakuje. Więc nie rywalizujemy z PO o ten sam elektorat. PO walczy o ten sam elektorat co PiS.
Z tego, co Pan mówi wynika, że rację ma Janusz Palikot, który dziś w "Gazecie Wyborczej" mówi, że Marek Borowski dość cynicznie zagrał na zwycięstwo Marcinkiewicza, bo jest ono w interesie lewicy. A to dlatego, że lewicy łatwiej jest ustawić czytelnej alternatywy dla PiS. No i taka kalkulacja - nie interes Warszawy - zaważyła na decyzji Borowskiego. Też dołożę do tego sondaże, akurat z "Dziennika", które pokazują, że wyborcy Marka Borowskiego powoli porzucają Hannę Gronkiewicz-Waltz. Może się okazać po wyborach, że Państwo daliście zwycięstwo Marcinkiewiczowi.
- Po pierwsze sami wyborcy decydują o tym, jak się zachować.
Jak liderzy milczą, to wyborcy też to rozumieją.
- I nie oczekują niecierpliwie na deklarację polityków. Ale jeśli już polityk ma się wypowiedzieć, to on się musi wypowiedzieć odpowiedzialnie. Czyli musi powiedzieć: tak popieram daną kandydaturę, bo z układu w radzie wynika, że możemy część programu, który prezentowałem w kampanii wyborczej, razem z tym kandydatem, a w przyszłości prezydentem zrealizować. Jeśli Donald Tusk postanowił scentralizować do bólu tę kampanię wyborczą i odmówił takiej lokalnej koalicji, to niech się nie dziwi, że Marek Borowski musiał się zachować uczciwie. Uczciwie wobec wyborców - nie mogę popierać w ciemno kogoś, kto mówi, że nie potrzebuje większości w radzie miasta.
A uczciwie się Marek Borowski zachował wobec SLD? Bo np. w "Trybunie" bardzo dużo takich prztyczków, takich wskazań, że np. tzw. "Borówki" gdzieś w terenie cieszyły się, że gdzieś tam nie weszli politycy SLD, a weszli SDPL-u. To był też trochę taki wewnętrzny spór, kto jest silniejszy. I że tutaj Marek Borowski będzie chciał walczyć o przywództwo na lewicy.
- Są politycy w każdym, ugrupowaniu, którzy nie wiedzą, że najważniejszą wartością uprawiania polityki jest gra zespołowa. I oni się zdarzają w każdym ugrupowaniu. Również w ugrupowaniu Marka Borowskiego. Natomiast w moim przekonaniu Marek Borowski w tej kampanii zachowywał się uczciwie i profesjonalnie. I jest jednym z liderów ugrupowania czy formacji, która się tworzy pod nazwą Lewica i Demokraci z SLD, który odgrywa wiodącą rolę.