Szmajdziński: będę kandydował, jeśli będzie jedność
Odchodzący wiceszef SLD, minister obrony
Jerzy Szmajdziński powiedział podczas niedzielnej konwencji
Sojuszu, że wstępnym warunkiem wyrażenia przez niego zgody na
start w wyborach prezydenckich jest przeprowadzenie rzetelnych
konsultacji na temat jego kandydatury w całym środowisku lewicy.
29.05.2005 | aktual.: 29.05.2005 13:03
Jak wyjaśnił, chodzi o środowisko lewicy, związki zawodowe, stowarzyszenia, by skupić wokół kandydata jak najszersze poparcie. Wtedy moje kandydowanie będzie miało sens - ocenił.
Rada Krajowa SLD postanowiła, że Sojusz wystawi swojego kandydata na prezydenta. To dobra decyzja. Postanowiła też, że podda konsultacjom kandydaturę Szmajdzińskiego. I to też niezła decyzja - powiedział minister. Jak zapowiedział, kandydat nie będzie się krygował, że nie wie, nie może, że chciałby, że boi się.
Szmajdziński liczy się z tym, że gdy będzie kandydatem na prezydenta będzie narażony na ataki. A nuż okaże się, że "chochlowałem" nielegalną ropę, a moja sekretarka fałszowała w krzakach faktury - ironizował. Nie mam złudzeń, że wszystko zostanie wykorzystane przeciwko nam, więc trzeba się dobrze przygotować do rozmowy z wyborcami - zaznaczył.
Zaznaczył też, że SLD musi stanąć w szranki wyborcze, by zaproponować społeczeństwu dobrą kontynuację prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, który dobrze przysłużył się ojczyźnie. Powiedział również, że lewicowy prezydent może być gwarantem, że nie społeczństwu przykróci się cugli, ale politycznym awanturnikom. Prezydent lewicy może być też - zdaniem Szmajdzińskiego - skutecznym, prospołecznym moderatorem.
Minister obrony stwierdził, że Sojusz "narobił wiele głupstw", ale wciąż jest szansa odnieść znaczący sukces w wyborach parlamentarnych.