Szlak masowej migracji przebiegnie przez Polskę? Ekspert: to prawdopodobne
• Rośnie prawdopodobieństwo, że szlak masowej migracji do UE będzie przebiegał przez Polskę
• Władze przekonują, że są gotowe na taką ewentualność
• Do Polski mogą trafić nie tylko uchodźcy z Bliskiego Wschodu
25.01.2016 | aktual.: 26.01.2016 10:36
Kiedy w odpowiedzi na zarzuty o polski brak solidarności w europejskim kryzysie migracyjnym premier Beata Szydło odparła, że Polska już przyjęła milion uchodźców z Ukrainy, jej słowa nie odpowiadały do końca rzeczywistości. Już wkrótce może się to zmienić: na granicy z Ukrainą rzeczywiście będziemy mieli do czynienia z tłumami ludzi ubiegających się o azyl. Prawdopodobnie nie będą to jednak Ukraińcy. To przez Ukrainę bowiem może przebiegać nowy szlak migracyjny, gdy na wiosnę ruszy kolejna wielka fala uchodźców z Bliskiego Wschodu.
- Problemem nie są obecni w Polsce migranci z Ukrainy, nawet jeśli ich liczba się zwiększy. Problem pojawi się wtedy, kiedy przyjdą na granicę ludzie, którzy zadeklarują, że są uchodźcami, bo wtedy każdy taki przypadek trzeba rozpatrzyć, wszcząć procedury i jakoś ich rozmieścić - mówi WP Piotr Kościński.
Na to, że taki problem rzeczywiście może się pojawić, wskazuje geografia. Odkąd we wrześniu 2015 roku premier Węgier Viktor Orban zdecydował o postawieniu na granicy z Serbią prawie 200-kilometrowego płotu, by ograniczyć liczbę nielegalnie przybywających do Węgier uchodźców i migrantów, zapoczątkował on efekt domina. Aby oddalić od siebie i przekierować przemierzający przez Europę ludzki strumień, kolejne państwa szły za przykładem Węgier. Ogrodzenia stanęły na granicy Węgier i Chorwacji, Chorwacji i Słowenii, Słowenii i Austrii, a w końcu również Macedonii i Grecji. A planuje się kolejne płoty, m.in. na granicy bułgarsko-macedońskiej i węgiersko-rumuńskiej. Wszystko to nie zatrzymało to co prawda migracyjnej fali, jednak istotnie utrudniło migrantom i ich przewodnikom podróż szlakiem bałkańskim w głąb Unii Europejskiej. A to oznacza, że uchodźczy szlak, zwłaszcza podczas wiosennego wzmożenia, może zostać przekierowany na inną trasę.
- Szlaki migracji zmieniają się cały czas, czasem niemal błyskawicznie - mówił WP Rafał Kostrzyński, rzecznik biura Wysokiego Przedstawiciela Narodów Zjednoczonych - przemytnicy ludzi cały czas monitorują sytuację i reagują na zmieniające się warunki - dodaje.
Tymczasem jedyny lądowy szlak z Grecji i Turcji do Niemiec, na którym nie ma fizycznych barier, to szlak przez Bułgarię, Rumunię i Ukrainę - a stamtąd przez Polskę, Słowację lub Węgry. Zdaniem Piotra Kościńskiego, eksperta Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i autora analizy o "ukraińskim korytarzu migracyjnym", taki scenariusz staje się coraz bardziej możliwy. Wskazuje przy tym na pierwsze sygnały mogące świadczyć o zbliżającej się fali
- Na Ukrainie jest wielu przybyszów z byłego ZSRR, korzystających z ruchu bezwizowego. Są też m.in. przybysze z Afganistanu i Bliskiego Wschodu, którzy są coraz bardziej widoczni. Na razie nie ma tłumów szturmujących granice, ale regularnie w prasie ukraińskiej można przeczytać o kolejnych zatrzymaniach migrantów, czy akcjach straży granicznej - mówi Kościński - Takich doniesień jest bardzo dużo. To pośredni dowód, że nam będzie grozić taka sytuacja. Jeśli migranci potrafią docierać do Finlandii czy Norwegii przez Rosję, to nie można wykluczyć tego, że coś takiego zdarzy się na Ukrainie - tłumaczy.
Czy Polska jest na to gotowa? Jak zapewniało latem WP Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, plan działania na wypadek masowej migracji jest gotowy, a służby cały czas monitorują sytuację. Podobnego zdania jest Kościński.
- Myślę, że jesteśmy na to gotowi. Przygotowania urząd ds. cudzoziemców zaczął już od czasu Majdanu i wojny na Ukrainie. Na wszelki wypadek wyznaczono pewną liczbę ośrodków. Ale oczywiście nasze możliwości są w tym względzie ograniczone.
Jednak według dr Alexandra Clarkson, politolog z King's College w Londynie, problem migracji z Bliskiego Wschodu nie jest jedynym, który może znacząco obciążyć polską administrację i służby. Zwraca on uwagę na to, że ten rok może przynieść serię kryzysów niedaleko ukraińskich granic - np. na Kaukazie i w Azji Środkowej, w tym w Tadżykistanie, gdzie sytuacja wewnętrzna i agresywne działania władz wobec islamistycznej opozycji mogą prowadzić do konfliktu i masowej migracji. Dotychczas głównym celem migracji Tadżyków była Rosja, lecz pogarszający się kryzys w rosyjskiej gospodarce sprawił, że setki tysięcy emigrantów wracają do kraju. Jeśli w kraju wybuchnie wojna, mogą pójść w ślad syryjskich uchodźców i próbować przedostać się - być może przez Ukrainę - do Europy.
- To, czy będziemy obserwować ruch migracyjny wykraczający poza Rosję zależy od zdolności rosyjskiej gospodarki do absorpcji. Ostatnie miesiące pokazują, że zdolność ta może być bliska wyczerpaniu - mówi Clarkson. Magnesem dla migrantów będą Niemcy, gdzie już są obecne diaspory migrantów z Azji Środkowej i Kaukazu. Brytyjczyk ostrzega, że jeśli dojdzie do kolejnej wędrówki ludów, Polska znajdzie się w niekorzystnej sytuacji w Unii Europejskiej.
- Jeśli Ukraina i Polska znajdą się w tej samej roli, w której są teraz Serbia i Chorwacja, jako kraje tranzytowe dla uchodźców, Warszawa może będzie żałować swojego braku solidarności z resztą Europy w kwestii migrantów - podsumowuje Clarkson.
**Zobacz również: Najniebezpieczniejszy szlak migracyjny na świecie
**