Szefowie Lesiaka staną przez sądem?
W sprawie inwigilacji partii politycznych prokuratura oskarżyła tylko pułkownika UOP Jana Lesiaka. Tymczasem prawnicy uważają, że możliwe będzie postawienie zarzutów oraz przygotowanie aktów oskarżenia wobec osób, których dziś, ze względu na przedawnienie, prokuratura nie ściga - zapowiada "Rzeczpospolita".
19.10.2006 | aktual.: 19.10.2006 07:52
Śledczy w 2003 r. umorzyli wątek w sprawie przełożonych Lesiaka: byłego szefa UOP Jerzego Koniecznego i ministra spraw wewnętrznych w latach 1992 - 1995 Andrzeja Milczanowskiego.
Moim zdaniem wątek śledztwa w sprawie zlecania Lesiakowi działań lub inspirowania go przez funkcjonariuszy państwowych może być podjęty i kontynuowany. To wynika wprost z art. 44 konstytucji - twierdzi były prokurator Jacek Gutkowski (obecnie adwokat), który wraz z Jarosławem Baniukiem od 1997 r. prowadził sprawę inwigilacji.
Przepis ten mówi, że przedawnienie nie biegnie, gdy przyczyny polityczne (np. osoba podejrzewana pełni funkcję państwową) nie pozwalają na ściganie przestępstwa - wyjaśnia dziennik.
Konstytucjonalista profesor Piotr Winczorek potwierdza opinię Gutkowskiego: Ten artykuł może mieć zastosowanie w sprawie inwigilacji partii politycznych.
Gutkowski i Baniuk chcieli postawić zarzuty Milczanowskiemu i Koniecznemu, a także innym funkcjonariuszom i politykom. Przypadkiem trafili na dokument z 25 sierpnia 1992 r. podpisany przez dyrektora Zarządu Kontrwywiadu UOP Konstantego Miodowicza. Dokument stwierdzał, że Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz stanowią zagrożenie dla państwa. Baniuk i Gutkowski planowali przedstawić Miodowiczowi zarzuty. Nie udało im się na skutek nacisków zastępcy prokuratora generalnego Włodzimierza Wolnego, gdy Ministerstwem Sprawiedliwości kierowała Hanna Suchocka. W proteście w 1999 r. prokuratorzy odeszli z pracy - podaje "Rzeczpospolita". (PAP)