Szefa Wspólnoty Polskiej nie wpuszczono na Białoruś
Prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska Longin Komołowski nie został wpuszczony na Białoruś. Komołowski udawał się na uroczystości organizowane przez Związek Polaków na Białorusi związane z rocznicą akcji AK "Ostra Brama".
15.07.2011 | aktual.: 15.07.2011 23:30
Komołowski poinformował, że przed granicą w Kuźnicy Białostockiej przesiadł się do samochodu działacza Związku Mieczysława Jaśkiewicza; na granicy z Białorusią zostali zatrzymani i czekali ok. 40 minut. Po tym czasie oficer białoruskiej straży granicznej poinformował go, że "czasowo nie może wjechać na teren Białorusi".
Na pytanie Komołowskiego dlaczego nie może, skoro wcześniej wielokrotnie odwiedzał Białoruś oficer odparł, że nie będzie mu tego wyjaśniać. - Dodał, że mogę się odwołać - relacjonował szef Wspólnoty. Jak zaznaczył, posiada paszport dyplomatyczny.
Komołowski pytany przez jakie, jego zdaniem, mogą być przyczyny tego, że nie został wpuszczony na Białoruś zauważył, że wcześniej wiele razy uczestniczył w uroczystościach organizowanych w tym kraju. Jak dodał, znamienne jest też, że tym razem wiz białoruskich nie otrzymali jego kierowca oraz dwie inne osoby z zarządu Wspólnoty.
- To jest debata ze stroną polską - zaznaczył prezes Stowarzyszenia. Zwrócił też uwagę na powrót dyskusji o Karcie Polaka.
Komołowski zapowiedział, że o wyjaśnienie tej sprawy zwróci się w piśmie do białoruskiej ambasady w Warszawie.
W opinii szefa parlamentarnego zespołu ds. Białorusi podlaskiego posła PO Roberta Tyszkiewicza, nie wpuszczenie przez służby białoruskie na terytorium tego kraju szefa organizacji wspierającej polską mniejszość na Białorusi to oznaka, że władze Białorusi zwiększają swoją izolację.
Tyszkiewicz podkreślił, że nie wpuszczenie prezesa Wspólnoty Polskiej jadącego na Białoruś by wziąć udział w uroczystościach o charakterze historycznym, nie mających nic wspólnego z polityką oznacza, że władze Białorusi "stawiają nowe bariery i zaczynają się zachowywać jak oblężona twierdza".
- To Białoruś ustawia sobie sama - dodał Tyszkiewicz. Reakcje władz białoruskich określił jako "bardzo nerwowe".
Komołowski ostatecznie zamiast na Białoruś udał się do Wilna.