Szef sztabu PiS krytykuje Ziobrę: szkodzi nam
Zdaniem szefa sztabu wyborczego PiS europosła Tomasza Poręby wysłanie przez Zbigniewa Ziobrę listów do szefów frakcji w Parlamencie Europejskim, w których ostrzegał o "wielkich zagrożeniach" dla niezależności mediów w Polsce, było z nikim nie konsultowaną akcją - ani z kierownictwem partii, ani sztabem czy szefem PiS w PE. - To nie powinno się zdarzyć, to nam szkodzi - przyznał w rozmowie z Wirtualną Polską europoseł PiS.
Polecamy również:
Wystąpienie Tuska poróżniło PJN-owców?
Tusk załamany, czegoś takiego nie słyszał - zdjęcia
Podczas debaty w PE z okazji polskiej prezydencji, z udziałem premiera Donalda Tuska, Ziobro zarzucił polskiemu rządowi ograniczanie wolności mediów. - To za pana rządów w Polsce masowo z mediów publicznych zwalniano dziennikarzy. Czy tylko dlatego, że byli krytyczni wobec rządu? - pytał premiera w Strasburgu Ziobro. Zarzucił obecnemu gabinetowi, że chciał doprowadzić "do likwidacji najbardziej prestiżowego i najczęściej cytowanego dziennika w Polsce, bo był krytyczny wobec rządu" [mowa o „Rzeczpospolitej” - przyp. red.].
Zbigniew Ziobro, wraz z czterema innymi europosłami z Grupy Konserwatystów i Reformatorów, napisał również listy do lidera socjaldemokratów w PE Martina Schulza i lidera liberałów w PE - Guya Verhofstadta o "wielkich zagrożeniach" dla niezależności mediów w Polsce. Pod listami nie podpisał się ani szef PiS w europarlamencie prof. Ryszard Legutko, ani szef sztabu wyborczego PiS Tomasz Poręba.
"Nic nie wiedziałem o listach"
- Zbigniew Ziobro nie rozmawiał ze mną na temat listów. Nic o nich nie wiedziałem – powiedział Wirtualnej Polsce Poręba. Przyznał, że wysłanie listów do szefów frakcji w PE nie było przez Ziobrę z nikim konsultowane - ani z kierownictwem partii, ani sztabem czy szefem PiS w PE. - To nie powinno się zdarzyć, to nam szkodzi – powiedział szef sztabu PiS.
Dodał jednocześnie, że w Polsce "bez wątpienia można wskazać wiele przypadków łamania zasad demokracji i wolności słowa".
Ziobry broni m.in. Beata Kempa i Mariusz Błaszczak. - U nas niestety (...) jest zagrożona wolność słowa. (...) wszystko, co powiedział pan Ziobro, ja uznaję za prawdę - mówiła posłanka PiS w programie Moniki Olejnik "Kropka nad i". Poseł Błaszczak stwierdził zaś, że Parlament Europejski "jest naturalną areną do informowania o tym, co dzieje się w kraju członkowskim UE".
Ziobro chce osłabić PiS?
„Gazeta Wyborcza” twierdzi z kolei, że szykujący się do jesiennych wyborów parlamentarnych sztab PiS przyjął wystąpienie Zbigniewa Ziobry w PE „fatalnie”. Zdaniem cytowanego przez gazetę „jednego z liderów PiS” władze partii „będą musiały się tym zająć”. Innych szczegółów jednak nie zdradził.
Według tego samego polityka Ziobro świadomie stara się osłabić PiS. Jego celem ma być klęska tej partii w wyborach, która podważy pozycję Jarosława Kaczyńskiego. Temu samemu służyć miała podobno obrona przez europosła kontrowersyjnej wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka, który podczas seminarium nt. energii odnawialnej w Brukseli, skarżąc się na dyskryminację w Polsce, określił ją jako kraj totalitarny i niecywilizowany. Po interwencji Ministerstwa Spraw Zagranicznych duchowny przeprosił za swoją wypowiedź.
Europarlamentarzyści PiS, w tym Zbigniew Ziobro, stając w obronie o. Rydzyka, przekazali specjalny list eurodeputowanym PO i PSL, w którym napisali m.in. "Ojciec Redemptorysta dr Tadeusz Rydzyk, kierujący ważnym ośrodkiem niezależnych mediów, w istotny sposób przyczynia się do pluralizmu debaty publicznej w Polsce. (...) opinie, które wygłasza ojciec Rydzyk są niekiedy ostre, ale nie wykraczają poza zakres uprawnionej w debacie publicznej krytyki".
Zachowanie europosłów zostało krytycznie przyjęte przez liderów partii. Kilka dni po tym zdarzeniu, władze PiS zwiększyły kontrolę w nad swoimi posłami - każde medialne wystąpienie musi uzyskać najpierw aprobatę rzecznika Adama Hofmana.
Z tezą „Gazety Wyborczej” nie zgadza się prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. W rozmowie z TOK FM przekonywała, że ostatnie kontrowersyjne wystąpienie Ziobry jest elementem kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości i było ustalone wcześniej z Jarosławem Kaczyńskim. – Prezes odrzucił łagodniejszą twarz kampanii prezydenckiej z Kluzik-Rostkowską i Poncyljuszem i wyraźnie pójdzie na swój stary twardy elektorat, czyli ten, który lubi taką mocną retorykę - przekonywała prezydent Warszawy.
Paulina Piekarska, Wirtualna Polska