Szef OPZZ Alfred Miodowicz szukał pomocy w Moskwie. Nie chciał zgodzić się na Okrągły Stół
OPZZ wymknął się spod kontroli PZPR i stał się trzecim dużym graczem przy Okrągłym Stole. Ku zaskoczeniu Wojciecha Jaruzelskiego, szef związku Alfred Miodowicz domagał się reform bardziej radykalnych niż "Solidarność". Miodowicz szukał nawet wsparcia w Moskwie. Po latach żałował podpisania umów Okrągłego Stołu.
Alfred Miodowicz jest dziś postacią niemal całkowicie zapomnianą. Tymczasem przed dwudziestu pięciu laty ten były pracownik Huty im. Lenina w Krakowie był jedną z najbarwniejszych postaci w ekipie Wojciecha Jaruzelskiego, a zarazem jedynym człowiekiem próbującym podjąć walkę o sukcesję po generale. Wielka kariera Miodowicza rozpoczęła się w 1984 r., kiedy został szefem tworzonych na miejsce zdelegalizowanej "Solidarności" prorządowych związków zawodowych, czyli Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ). W ciągu kilku lat, przy aktywnym wsparciu władz PRL, związki te skupiły blisko siedem milionów członków, a gen. Jaruzelski był zachwycony osobą Miodowicza. "Przecież Wałęsa wyrósł w ciągu kilku dni - przekonywał w 1984 r. członków kierownictwa PZPR - wiemy na jakiej fali on wyrósł, to jest zrozumiałe. Ale porównać tego głupka z Miodowiczem, to są przecież dwa światy, to są Himalaje i Góry Świętokrzyskie. Więc należałoby to [promowanie lidera OPZZ] robić mocniej, pokazując robotniczą drogę tow.
Miodowicza".
Robotnicza droga doprowadziła Miodowicza w 1986 r. do członkostwa w Biurze Politycznym KC PZPR, ale wkrótce okazało się, że jego ambicje sięgają znacznie dalej. Wiosną 1988 r. lider OPZZ zaczął otwarcie krytykować rząd Zbigniewa Messnera, a następnie zwrot polityczny związany z rozpoczęciem rozmów z Lechem Wałęsą. "Na początku 1988 roku w gronie przyjaciół z kierownictwa związkowego zaczęliśmy myśleć o wykonaniu spektakularnego ruchu, dystansującego nas od całej kierowniczej szamotaniny, kręcenia się w kółko, od partii, której siła kreatywna wyraźnie spadała" - pisał w swoich wspomnienia Miodowicz.
Przeciw partii
W listopadzie 1988 r. Miodowicz wystąpił z zaskakującą inicjatywą słynnej później telewizyjnej debaty z Wałęsą. W swoich wspomnieniach stwierdził, że propozycja ta stanowiła "pokerowe zagranie" mające ubiec dojrzewający rzekomo w kierownictwie PZPR pomysł, który streścił następująco: "Związki się pozabijają - PZPR ocaleje". Miodowicz najwyraźniej wierzył w taki scenariusz, bowiem w styczniu 1989 r. na plenum KC PZPR oświadczył, że do debaty z Wałęsą, skłoniła go obawa, "że możemy być zaskoczeni jako związki zawodowe gwałtowną decyzją partii, która tradycyjnie już powiedzmy - takie numery - za przeproszeniem - związkom zawodowym robi, wtedy kiedy czuje się zagrożona".
W rzeczywistości jednak to Miodowicz, zrobił kierownictwu PZPR "numer" swą porażką w debacie z Wałęsą. Dlaczego jednak Jaruzelski i premier Rakowski, któremu podlegał Radiokomitet w ogóle zgodzili się na debatę telewizyjną Miodowicza z Wałęsą? Tak wyjaśnił to Wojciech Wiśniewski - przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników PZPR, który równocześnie zasiadał w kierownictwie OPZZ: "Do Miodowicza zadzwonił szef Radiokomitetu i powiedział, że premier Rakowski na debatę telewizyjną się nie godzi. Miodowicz się postawił, był przecież członkiem Biura Politycznego. Usłyszał jednak: 'W takim razie pana do budynku telewizji wpuścimy, ale Wałęsy nie'. Miodowicz zagroził, że spotka się z Wałęsą przed budynkiem Radiokomitetu, czyli będzie afera i sensacja". Tego rodzaju incydentu ani Rakowski, ani tym bardziej Jaruzelski woleli nie ryzykować.
Oceniając w kilka dni później przebieg debaty gen. Jaruzelski nie krył rozczarowania starciem swoich Himalajów z Górami Świętokrzyskimi: "jeśli już mówimy o tej rozmowie nieszczęsnej, to ona jednak wyrządziła wielkie szkody. Gwałtownie nastąpił przyrost tych, którzy uważają, że Solidarność trzeba zalegalizować. (...) Zmienił się wizerunek Wałęsy i zmieniło się podejście do Solidarności". Generał uznał, że nie można już dłużej czekać z rozpoczęciem obrad stołu i zdecydował się przeforsować w styczniu 1989 r. na drugiej części X Plenum KC PZPR zgodę na legalizację "Solidarności". Głównym krytykiem tej decyzji był Miodowicz, obawiający się, że spowoduje to masowy odpływ członków OPZZ do odradzającej się "Solidarności".
Trzeci gracz przy Okrągłym Stole
Później w relacjach między Miodowiczem a Jaruzelskim było już tylko coraz gorzej. W wystąpieniu wygłoszonym podczas posiedzenia inaugurującego obrady Okrągłego Stołu lider OPZZ przelicytował wszystkich radykalizmem, żądając przeprowadzenia wolnych wyborów do parlamentu i zniesienia cenzury. Wywołało to niemal histeryczną reakcję w ekipie Jaruzelskiego. Do ostrej dyskusji na ten temat doszło na forum Sekretariatu KC PZPR. Ostro atakowany Miodowicz złagodził wówczas nieco swoje stanowisko w sprawie cenzury ("to proces, a nie natychmiastowe wprowadzenie"), ale równocześnie powtórzył: "Jesteśmy za demokratycznymi wyborami do Sejmu". Natychmiast replikował mu sekretarz KC Zygmunt Czarzasty mówiąc: "W dzisiejszej sytuacji politycznej wolne wybory to upadek systemu". Obecni na tej naradzie przywódcy OPZZ i PZPR zarzucali sobie wzajemnie nielojalność oraz zaskakiwanie różnymi działaniami mającymi na celu zyskanie na popularności kosztem drugiej strony. Jaruzelski ubolewał, że "na świadomości towarzyszy z OPZZ ciąży
pogląd, że 'partia nas zdradziła'", ale nie zdołał ich przekonać, że "nikt nikogo nie zdradził i nie zdradza".
Przez dwa kolejne miesiące reprezentanci OPZZ przebijali "Solidarność" przy Okrągłym Stole radykalizmem żądań ekonomicznych, w szczególności w sprawie tzw. indeksacji płac. Prof. Janusz Reykowski wspomina, że kiedy interweniował u innych członków Biura Politycznego w sprawie różnych posunięć Miodowicza, "to okazywało się, że oni nie są gotowi do konfrontacji z Miodowiczem". Nie był też do niej gotowy sam Jaruzelski, który w pewnym momencie "był gotów zawiesić obrady Okrągłego Stołu" gdyż - jak powiedział Reykowskiemu - "nie możemy pozwolić sobie na utratę siedmiomilionowego związku, bo oznacza to załamanie całego układu".
Bez pomocy z Moskwy
Miodowicz szukał nawet wsparcia w Moskwie, gdzie pojawił się w lutym 1989 r. W szyfrogramie nadesłanym do MSW w związku z tą wizytą przez Grupę Operacyjną "Wisła" stwierdzano, powołując się na źródło w sektorze polskim Wydziału Zagranicznego KC KPZR, że "gospodarze przyjęli wizytę M[iodowicza] z życzliwą powściągliwością, ale i ze zdziwieniem". Liderowi OPZZ umożliwiono jedynie kontakty z kierownictwem radzieckich związków zawodowych, natomiast "ze strony partyjnej w ogóle nie włączali się, aby nie stwarzać wrażenia, że udzielają jakiegoś poparcia członkowi Biura Politycznego znanemu z kontrowersyjnych poglądów".
Najgłośniejsza demonstracja niezależności OPZZ nastąpiła 5 kwietnia, podczas transmitowanego przez telewizję zakończenia obrad Okrągłego Stołu. Miodowicz, gdy dowiedział się, że nie otrzyma głosu jako trzeci mówca po Kiszczaku i Wałęsie, zagroził opuszczeniem sali. Doszło do dwugodzinnej przerwy i nerwowych negocjacji zakończonych sukcesem lidera OPZZ. Otrzymał głos przed przedstawicielami ZSL i SD, jako trzeci z kolei mówca. Kontrakt został zawarty.
We wspomnieniach Miodowicz stwierdził, że żałuje podpisania umów Okrągłego Stołu, gdyż w długofalowej perspektywie OPZZ więcej na tym stracił niż zyskał. Zarazem jednak dodał, że nie mógł tego nie zrobić, bowiem "największe baty dostałbym wówczas od własnego aktywu". W następnych miesiącach Miodowicz coraz rzadziej bywał na posiedzeniach Biura Politycznego, a jesienią 1989 r. przystąpił do tworzenia nowej partii pod nazwą Ruch Ludzi Pracy. Wbrew nadziejom Miodowicza nie odegrała ona jednak żadnej roli, a jej działacze zasilili ostatecznie szeregi SLD.
prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski