Szczątki kilku ofiar w jednej trumnie. Ekspert: "Zupełnie mnie to nie zaskakuje"

W wyniku ekshumacji zauważono, że szczątki ofiar katastrofy smoleńskiej są pomieszane. W jednej z trumien znaleziono kawałki ciał należące do 8 osób, w innej do 5. - Ciężko, żeby Rosjanie byli dokładni, kiedy czuli gorący oddech na plecach i słyszeli, że mają się śpieszyć - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Adam Ragiel, balsamista i technik sekcji zwłok.

Szczątki kilku ofiar w jednej trumnie. Ekspert: "Zupełnie mnie to nie zaskakuje"
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Bednarczyk
Karolina Rogaska

Karolina Rogaska: W trumnie gen. Bronisława Kwiatkowskiego znaleziono fragmenty 8 różnych ciał. Zaskakuje to pana?

Adam Ragiel: Zupełnie nie.

Dlaczego?

Nie ma możliwości, by przy takim tempie, jakie zostało narzucone, wykonać wszystkie konieczne procedury. Normalnie powinno się zbadać na miejscu większe fragmenty, sprawdzić ich DNA i ułożyć je anatomicznie. A mniejsze sprowadzić oddzielnie, przebadać w Polsce i dopiero dołożyć do trumien. Niestety, z wiadomej strony płynęły naciski, by sprowadzić ciała jak najszybciej, co przyniosło taki, a nie inny efekt.

Czyli to pośpiech doprowadził do popełnienia błędów?

W dużej mierze tak. Ciężko, żeby Rosjanie byli dokładni, kiedy czuli gorący oddech na plecach i słyszeli, że mają się śpieszyć. W katastrofie samolotu Malaysia Airlines zginęło prawie 300 osób, procedury rozpoznawania ciał i oddawania ich rodzinom trwały wtedy 4 miesiące. Podobną ilość czasu powinni mieć Rosjanie, by zbadać ofiary wypadku w Smoleńsku. A więc naciskający na szybki zwrot ciał też ponoszą odpowiedzialność za obecną sytuację. Z drugiej strony eksperci, którzy badali sprawę w Moskwie i ówczesny polski rząd powinni się wyraźnie sprzeciwić.

Rodziny chciały odprawić pogrzeby, pożegnać się ze zmarłymi. To zrozumiałe.

Tak. Ale gdyby poczekały, to pewnie nie musiałyby przechodzić przez to, co się teraz dzieje. Wie pani, to tak, gdyby ktoś mi bliski zginął potrącony przez pociąg, a ja bym naciskał na prokuraturę, żeby jak najszybciej przeprowadziła postępowanie, bo nie mogę czekać z osobistych powodów. Jasne jest, że prokurator by odmówił. Teraz nikt nie zaprotestował, nie powiedział: „Wytrzymajcie jeszcze trochę dla dobra sprawy”.

Można też było przeprowadzić ekshumacje szybciej. Nie czekać 7 lat.

Tak. Choć wątpię, że to by cokolwiek zmieniło w wyjaśnieniu katastrofy. Oczywiście te 7 lat temu ciała były w innym stopniu rozkładu i można by się nieco więcej dowiedzieć. Ale czy zmieniłoby to fakt, że doszło do wypadku? Bo dla mnie jasnym jest, że to był wypadek. Gdyby doszło do wybuchu eksperci stwierdziliby to od razu. Tym bardziej nie rozumiem aktualnego rozgrzebywania grobów.

Co zostało w trumnach po tych latach?

Głównie kości. Ewentualnie niewielkie fragmenty niektórych organów czy skóry. Większość się jednak rozłożyła. Tym bardziej, że z tego, co wiem, nie zabezpieczono odpowiednio ciał i były one wielokrotnie zamrażane i rozmrażane, co przyspiesza gnicie.

I czego możemy się dowiedzieć z badań tych szczątków?

Na podstawie złamań kości można się dowiedzieć, jak i z której strony nastąpiło uderzenie. Czy uszkodzenia były wynikiem wypadku, czy nastąpiły już po zgonie - co dowodziłoby złego traktowania zwłok. Można też sprawdzić obecność substancji toksycznych i środków wybuchowych w organizmie. Możliwe jest też odkrycie fragmentów samolotu w ciałach. Lub tego, jak je poraniły.

Nity, którymi łączone są fragmenty samolotu, odpadają przy kolizji i mogą przebić ciało, co potem przypomina ranę po pocisku. Czy da się rozpoznać, co uderzyło w danego człowieka – zniszczony nit czy pocisk?

Tak, jak najbardziej. Pocisk zostawia po sobie inny ślad niż nit. Przy wejściu nie rozrywa tak ciała, więc dziura jest gładka. Z kolei nit bardzo szarpie tkanki. Można to łatwo rozróżnić. Oczywiście jest też kwestia tego, jak się to zinterpretuje…

To znaczy?

Z ciał zmarłych pozostało tak niewiele, że pozostaje pole do dywagacji i wystarczy kilka procent niepewności, by dalej wikłać się w teorię o zamachu. Upierać się, że ktoś pasażerów zastrzelił.

A jaka jest możliwość otrzymania błędnych wyników badań po ekshumacji?

Jeżeli wykonujący je ludzie będą dokładni i wykonają pracę z odpowiednią starannością to niewielka, bliska zeru.

Jakie są koszty takiego przedsięwzięcia?

Trudno mi powiedzieć dokładnie, ale z pewnością bardzo duże. Często rezygnuje się z ekshumacji po wypadkach właśnie ze względu na koszty.

Tak zrobiono w przypadku katastrofy w lesie Kabackim, kiedy rozbił się samolot IŁ-62M „Kościuszko”. 57 ciał pochowano w zbiorowej mogile, bo nie dało się ich rozpoznać. I nigdy nie przeprowadzono ekshumacji, by rodziny mogły odzyskać ciała.

I tak zazwyczaj wygląda postępowanie w przypadku takich masowych tragedii. Rodziny grzebią pojedyncze fragmenty ciał lub puste trumny. Ceremonia ma znaczenie symboliczne. Nikt się temu nie dziwi, nikt nie domaga niekończącego się majsterkowania przy zmarłych. To, co dzieje się po katastrofie smoleńskiej, to ewenement. Nie znam podobnego przypadku masowych ekshumacji po tego rodzaju wypadku.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (515)