Szansa czy katastrofa?
O zwołanie konferencji międzynarodowej
poświęconej konfliktowi w Południowej Osetii zaapelował Micheil
Saakaszwili. Apel ten, otwarcie sugerujący potrzebę obecności zachodnich sił, z pewnością wywoła opór Moskwy, dzięki cichemu wsparciu której Południowa Osetia może w ogóle funkcjonować.
18.08.2004 | aktual.: 18.08.2004 09:02
Apel prezydenta Gruzji zawarty jest w komentarzu zamieszczonym przez niego w wersji internetowej wtorkowego numeru dziennika "The Wall Street Journal". Saakaszwili uważa, że Gruzja wyczerpała wszystkie swoje możliwości, jeśli chodzi o pokojowe rozwiązanie sytuacji.
"Dobrym początkiem byłaby aktywna rola społeczności światowej, szczególnie Stanów Zjednoczonych oraz Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, w negocjacjach na wysokim szczeblu prowadzonych przez zainteresowane strony" - napisał gruziński prezydent.
Wezwał on ponownie do podjęcia w Płd. Osetii operacji międzynarodowej, która byłaby zrównoważona i anagażowałaby euroatlantyckich partnerów Gruzji.
We wtorek, rosyjski minister obrony, Siergiej Iwanow, odrzucił jako "nonsens" opinie gruzińskich polityków twierdzących, że pewne grupy w Rosji rozdmuchują konflikt w Południowej Osetii. Nie potrzebujemy wojny u naszych granic - powiedział Iwanow.
W Płd. Osetii od sześciu dni trwają walki, mimo zawartego porozumienia rozejmowego. Napięcie panuje od stycznia b.r., gdy Micheil Saakaszwili wygrał wybory prezydenckie i obiecał reintegrację tej samozwańczej republiki z resztą Gruzji.
Stutysięczna Południowa Osetia, która 13 lat temu proklamowała się republiką, jest - podobnie jak inne separatystyczne terytorium gruzińskie, Abchazja - niezależna od Tbilisi i w znacznym stopniu funkcjonuje dzięki nieoficjalnemu poparciu Moskwy. 80 proc. mieszkańców ma rosyjskie paszporty, a walutą jest rosyjski rubel.