Syn Jerzego Kukuczki o hejcie na Mackiewicza i Revol. "Cierpi na tym rodzina"
Dramatyczną akcję na Nanga Parbat śledziła cała Polska. Polakom, którzy ruszyli na pomoc Tomaszowi Mackiewiczowi i Elisabeth Revol kibicował także syn Jerzego Kukuczki Wojciech. W rozmowie z Wirtualną Polską mówi także o hejcie, z jakim muszą się mierzyć himalaiści.
06.02.2018 | aktual.: 14.02.2018 15:05
Śledził pan akcję na Nanga Parbat?
Śledziłem z doniesień medialnych. Temat himalaizmu w jakimś stopniu mnie interesuje. Nie miałem ciągłego dostępu do mediów, ale docierały do mnie kolejne informacje i wiedziałem na bieżąco, co się tam dzieje.
Wokół Tomasza Mackiewicza, ale i Elisabeth Revol rozpętał się straszny hejt. Pana ojciec i rodzina mieli chyba o tyle łatwiej, że to was ominęło?
Tak. Hejt to nowe zjawisko. Dotyczy wszystkich dziedzin, w tym himalaizmu i tych najbardziej dramatycznych wydarzeń, ponieważ to one przyciągają zainteresowanie odbiorców. To jest niepotrzebne i może sprawiać ludziom przykrość. Cierpi na tym zwłaszcza rodzina.
Pamięta pan coś z wyjazdów ojca?
Gdy zginął, miałem pięć lat. Pamięć z tamtego okresu jest bardzo słaba. Ciężko mi coś konkretnego wskazać. To są raczej urywki wspomnień. Więcej wiem, dzięki zdjęciom i filmom, które zostały z ojca wyjazdów. Tak go cały czas poznaję.
Jerzy Kukuczka stwierdził kiedyś, że jeździ w góry, bo ocieranie się o granicę śmierci jest mu potrzebne, by życie rodzinne nabrało barwy. Rozumie pan powody, dla których się wspinał?
Wydaje mi się, że w tej wypowiedzi chodziło o szersze zjawisko odbierania przyjemności życiowej po dłuższym okresie oderwania się od rodziny, codziennych wygód. W tym kontekście kontakt z najbliższymi był dla ojca dużo bardziej wartościowy, bo z powodu wyjazdu spędzał z nami mniej czasu i gdy wracał, chciał to nadrabiać.
Mali chłopcy chcą zostać policjantem, strażakiem. Pan chciał zostać himalaistą?
Nie, nigdy. Mam swoje pasje. Zajmuję się fotografią.
Ale zdobył pan Mont Everest.
Ale nie po to, by pójść w ślady ojca. Doszło do tego przypadkowo. Dostałem propozycję i z niej skorzystałem. To był wyjazd turystyczny, a nie ekstremalna wspinaczka. Nie ma czego porównywać. Postanowiłem spróbować wejść na szczyt, bo taka okazja nie zdarza się często. Chciałem zobaczyć Himalaje na własne oczy.
Co się czuje na szczycie?
Byłem tak zmęczony, że myślałem głównie o powrocie. Szczyt to nie jest miejsce, gdzie następuje jakaś wyjątkowo radosna chwila, ukoronowanie wyprawy. Szczyt to jeden z etapów udanej wspinaczki. Najtrudniejszy jest powrót i chyba każdy ma tego świadomość. Poza tym, na takiej wysokości i przy takim zmęczeniu człowiek raczej nie jest skłonny do radości. Satysfakcję poczułem dopiero, gdy udało mi się dojść do bazy, trzy tysiące metrów niżej.
Mama miała obawy przed pana wyjazdem?
Na pewno się stresowała. Ma swoje ciężkie doświadczenia, więc nie ma się czemu dziwić. Ale ani razu nie powiedziała, żebym nie jechał. Bardzo się ucieszyła, gdy zdobyłem szczyt i wróciłem do domu.
W filmie dokumentalnym "Jurek" jest scena, gdy pana brat przypadkowo tłucze kryształ, a pana ojciec rzuca: "Za ten kryształ miałbym tydzień w hotelu w Katmandu". Nie bał się tez przyznać, że to góry są dla niego najważniejsze w życiu. Dało się to odczuć w domu?
Niestety, nie pamiętam. Byłem zbyt mały. Ale na pewno było to odczuwalne. Ojciec bardzo często wyjeżdżał. Jego życie toczyło się od wyprawy do wyprawy, więc w domu panowała ciągła atmosfera przygotowań.
Po akcji na Nanga Parbat na Facebooku krążył wpis dziecka himalaisty, które z wielkim żalem i pretensjami pisało o tym, że ojciec wybrał góry, a porzucił rodzinę. Czy w panu też była lub jest taka złość?
Nigdy nie miałem pretensji do ojca. Wręcz przeciwnie. Uważam, że miał swoją pasję, robił to, co kochał i był w tym najlepszy na świecie. Spełniał się w tym. Wybrał swoją własną ścieżkę i czerpał z tego radość. Ja to podziwiam i nie mam żalu, że dokonał takiego wyboru. Namawianie go do tego, by zrezygnował z góry niewiele by pomogło, a przyniosło by tylko szkody. Czuł się w tym świecie, w górach spełniony.
Więcej o dokonaniach Jerzego Kukuczki można przeczytać na stronie wirtualnego muzeum www.jerzykukuczka.com