Świętować rzadziej, a lepiej
Od 30 listopada 2003 r. katolicy w Polsce oprócz niedziel świętować winni tylko sześć dni: Boże Narodzenie, Dzień Bożej Rodzicielki (1 I), Objawienie Pańskie (6 I), Boże Ciało, Wniebowzięcie NMP (15 VIII) i Wszystkich Świętych (1 XI) - pisze w "Tygodniku Powszechnym" ks. Jan Kracik.
To, że "w Polsce w okresie komunizmu niektóre święta nakazane stały się dniami pracy" - napisali biskupi w najnowszym swym liście, czytanym w kościołach w niedzielę, 23 listopada - "powodowało u wiernych wątpliwości sumienia, a praca w te dni niejednokrotnie uniemożliwiała świętowanie wielkich wydarzeń zbawczych". Autorzy tych słów nie wyjaśniają, dlaczego wątpliwości takie nękać musiały wiernych od 1951 i od 1965 r. aż do dziś, czyli czemu nie mogły ustać wcześniej niż po 52 lub 38 latach. A wątpliwości tych nie usuwała opublikowana przez prymasa Wyszyńskiego, choć mało komu znana dyspensa od świętowania, zwłaszcza że w ogłoszeniach parafialnych przypominano o obowiązku bycia na Mszy w te dni - zauważa publicysta.
Jego zdaniem dziś sytuacja od strony przepisów staje się wreszcie klarowna i należy mieć nadzieję, że zachęta biskupów, by w nienakazane już święta wierni "zgodnie z wielowiekową tradycją brali udział w liturgii", wpłynie na liczny i spontaniczny w niej udział, nie zaś na powstawanie lokalnych wykładni o nieobowiązkowym obowiązku.
Nie pierwsza to bowiem w Kościele redukcja świąt i nie pierwsza zróżnicowana na to reakcja. Wpierw święta się mnożyło, potem tych, co wołali, że ich za dużo, oskarżało się o atak na religię. Gdy zaś po ustąpieniu pod ich naciskami, decyzjami czy argumentami godzono się na likwidację części świąt, krytykowano tych, co przyjmowali to z oporami. Miejmy nadzieję, że tym razem finał będzie inny - pisze ks. Kracik.
Ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "TP", zauważa w komentarzu, że zanikanie jednych praktyk i świąt, a zjawianie się nowych, to normalne, życiowe funkcje Kościoła, który nie jest skansenem, lecz wspólnotą ludzi.
Dziś zakaz spożywania mięsa niewiele ma wspólnego z duchem pokuty. Bogactwa wegetariańskiej albo rybnej kuchni bardzo skutecznie kuszą chrześcijan do obłudy. Problem tkwi nie w indyku na stole wigilijnym, ale w tym, byśmy to, co robimy, robili serio: byśmy naprawdę umieli pokutować i świętować. Przecież nie chodzi o zachowanie rytów, ale o nas - podsumowuje ks. Boniecki.