Świętojańska noc miłości
Jak błyskawicznie stać się kochanym, bogatym, zdrowym i do tego mądrym? Wystarczy wybrać się w nocy do lasu i znaleźć kwiat paproci. Wieczór i noc z 23 na 24 czerwca znane są w Polsce jako noc świętojańska, sobótka lub kupalnocka.
23.06.2006 08:46
Polacy obchodzą Dzień Zakochanych 14 lutego. W środku mroźnej zimy! Tymczasem już nasze prababki i pradziadowie wiedzieli, że najlepszym dniem, a właściwie nocą, do szukania prawdziwej miłości jest 24 czerwca.
W Noc Kupały, w czasie przesilenia letniego z 23 na 24 czerwca, wszystko jest możliwe. Kwitną nawet rośliny o niezwykłej czarodziejskiej mocy. Jak wśród nich znaleźć cudowny kwiat, który da nam szczęście? Przecież nikt go nawet nie widział. Wskazówek można szukać w baśniach. Ale i tu można natknąć się na sprzeczności. W jednych czarodziejska roślina ma pięć płatków i śmiejące się złote oko. W innych opisywana jest jako drobny okaz flory, który z powodzeniem chowa się pod paznokciem.
Jedno jest pewne: "Paproć w każdym lesie tylko jedna zakwita, a to w takim zakątku, tak ukryta, że nadzwyczajnego trzeba szczęścia, aby na nią trafić" – pisał Józef Ignacy Kraszewski w powieści "Kwiat paproci". Poszukiwacz musi więc spełnić kilka warunków. Roślina może trafić tylko w ręce osoby młodej, prawdomównej, pracowitej, cnotliwej i odważnej. Gdy koło północy paproć zakwita, towarzyszą temu wydarzeniu błyskawice, wichry, trzęsienie ziemi i śmiech diabelski. Dlatego magiczna moc kwiatu może spłynąć tylko na prawdziwego śmiałka.
Gdy słońce wschodzi dwa razy
Wieczór i noc z 23 na 24 czerwca nazywane są w Polsce sobótką (od ogni obrzędowych palonych w nocy i zwanych sobótkami), kupalnocką (prawdopodobnie od imienia pogańskiego bożka Kupały, patrona miłości i urodzaju) albo nocą świętojańską, bo patronuje jej św. Jan Chrzciciel.
Ze świętem i jego patronem związany jest stary przesąd, który mówi, że dopiero po 24 czerwca można bezpiecznie kąpać się w rzekach, stawach i potokach. Zwłaszcza jeśli woda została "ogrzmiana", to znaczy przed św. Janem przeszły burze wiosenne i deszcze zwane świętojańskimi.
W całej Europie w tę najkrótszą w roku noc odprawiano różne obrzędy, wróżby i czary. Wszystkie mają początek w prastarych uroczystościach powitania lata. Wierzono, że po tej najkrótszej nocy słońce dwa razy wschodzi i w niezwykły sposób oświetla i ogrzewa ziemię.
Na nic królewskie zakazy
W XIV i XV wieku były wydawane surowe zakazy obrzędów związanych z ogniem. Sygnalizowali je m.in. biskupi warmińscy i poznańscy. Zakaz rozpalania "sobótek" na Łysej Górze uzyskali od Kazimierza Jagiellończyka w 1478 roku benedyktyni świętokrzyscy.
Później palenia ogni, dla bezpieczeństwa i ochrony przed pożarami, zakazywali także właściciele majątków ziemskich. Ale mimo tych zakazów sobótka świętojańska trwała. Miała bowiem również zwolenników nie tylko wśród prostego ludu, ale także u wykształconych i światłych. Zachwycał się nią m.in. Jan Kochanowski, urzeczony pięknem i poetyką tego prastarego zwyczaju.
Tańce, hulanki, swawole
Jak głoszą legendy, udziału w sobótkowych obrzędach odradzano dziewicom. Przestrzegano je, aby z daleka omijały ogniska płonące na cześć Kupały. Podczas tańców, śpiewów i ogólnej pijatyki zakochany młodzieniec łatwo mógł porwać upatrzoną dziewczynę.
Podobno w pradawnych czasach uroczystości przekształcały się około północy w wielką orgię, podczas której przestawały obowiązywać wszelkie normy i zakazy. Nie mogło to oczywiście podobać się Kościołowi, który przez długi czas zwalczał sobótkowe tradycje. W końcu doprowadził do złagodzenia obrzędów i powiązania ich z kultem św. Jana Chrzciciela.
Dziewczęta po zachodzie słońca rzucały w nurt rzeki wianki z płonącym kłębem pakuł (w późniejszych czasach – z zapaloną świecą), a chłopcy na łódkach usiłowali wieńce doścignąć i schwytać. Kto wyłowił wianek, miał zostać mężem jego właścicielki.
Artur Szałkowski