Świetlik: "Prawo do wszystkich piżam, czyli jak być sobą w Unii Europejskiej" [OPINIA]
- Masz pan dwie piżamy. Wybieraj pan. Ta w zielone paski jest moja – ten stary szpitalny dowcip kabaretu Tey bardzo przypomina wybory, przed jakimi przez ostatnie półtora dekady stawali nowi udziałowcy instytucji europejskich. Najbliższe cztery lata pokażą, czy będziemy mogli realizować prawo do wyboru wśród całego asortymentu, nawet jeśli ktoś uzna, że to wybór zły.
08.07.2019 | aktual.: 09.07.2019 10:06
Wywiad dla "Corriere della Sera" nowego szefa PE wskazuje, że problem zaczyna być, za sprawą niedawnej "szarży" grupy V4 pod wodzą polskiego premiera, rozpoznawany.
Owszem, z paneuropejskiej demokracji i dobrodziejstwa wolnego wyboru korzystać mogliśmy, ale pod warunkiem, że był to wybór właściwy. Jeśli piżama była nie ta, co trzeba, w najlepszym wypadku rozpoczynała się debata o "politycznej niedorosłości". W gorszym - o rozkładzie środków w unijnym budżecie, mniej atrakcyjnym podziale stanowisk unijnych i obcinaniu funduszy strukturalnych. W najgorszym, o tworzeniu Europy dwóch prędkości, czy Unii Europejskiej A i B.
W 2004 roku przekonywano państwa członkowskie, że przystępujemy do spółki, w której będziemy równouprawnionymi akcjonariuszami. Potem jednak co i rusz nowe kraje były stawiane w roli czeladnika. Chwalonego za pracowitość, poklepywanego po plecach za odpowiednie wybory, nawet awansującego, ale tylko dopóki miał to samo zdanie, co majster. Jak nie miał, dostawał po łapach. Albo dostawał inny, niegrzeczny czeladnik ku postrachowi całej manufaktury.
Blokując w zeszłym tygodniu Fransa Timmermansa – wedle słów Victora Orbana, "dzielnego, ale ideologicznego wojownika" - kraje Grupy Wyszehradzkiej pokazały, że nie chcą już być czeladnikiem, a domagają się prawa samodzielnego głosu. Klęska Timmermansa jest tu dużo ważniejsza niż osoba jego następczyni. Cztery różne rządy, związane z różnymi frakcjami, opcjami ideologicznymi, po prostu upomniały się o prawo do samodzielnego wyboru – zrobiły to dość brutalnie, bo inaczej się nie dało w sytuacji, gdy Timmermansa w ogóle wystawiano.
Czy przekaz trafił? Na pewno do nowego szefa Parlamentu Europejskiego Davida Sassoliego. W pierwszym wywiadzie, a więc takim, gdzie składa się istotne, choć ogólne deklaracje, włoski lewicowiec stwierdził, że "refleksja nad narzędziami europejskiej demokracji umożliwi przyznanie pierwszoplanowej roli także innym krajom i innym regionom".
Bardzo to ogólne, ale z miejsca pojawia się pytanie: więc do tej pory nasza rola była drugo- czy trzecioplanowa i było to spowodowane sposobem działania "narzędzi europejskiej demokracji"? Przecież to właśnie mówili ci, których oskarżano o "rozbijanie" unijnej jedności, a oni sami twierdzili, że chcą Unię reformować czy demokratyzować.
Swoją drogą, ciekawe są głosy, że rola V4 była nieistotna, że to taka rozgrywka europejska – Macron, Weber, Verhofstadt i inni. Przecież przed chwilą jeszcze Polska była żabą, która podkłada nogę kutym koniom. Poza tym, jeśli było to tak nieważne, skąd szybka reakcja Sassoliego?
Co dalej? - Tu jest pierwsza klasa i problemy są pierwszej klasy - śpiewali raperzy Łona i Webber. Europejska oligarchia, wiodący układ polityczny, władający faktycznie Unią sojusz politycznych elit niemieckich, francuskich i państw Beneluksu, zrobi wiele, by nic się nie zmieniło, lub by zmiana była kosmetyczna. Bądź by pod pozorem "demokratyzacji" jeszcze bardziej dokręcić śrubę. W końcu zabawa kieszonkowców w "łapaj złodzieja", robienie dokładnie odwrotnych rzeczy niż te, które się deklaruje, to żelazny polityczny repertuar.
Na pewno celem numer jeden będzie teraz wpakowanie jak największej liczby klinów pomiędzy nowe kraje i rozgrywanie ich przeciwko sobie, zamiast prowadzenia przeciwko nim reedukacyjnej krucjaty w stylu Fransa Timmermansa. Ale jest już tak, że z reguły młodzi uczą się szybciej. Odpowiada za to według psychologów "układ nagrody". Ten sam układ sprawia, że szczególnie szybko się uczą, jak im się czegoś uczyć zakazuje.
Wiktor Świetlik
Autor jest dziennikarzem i redaktorem naczelnym Programu Trzeciego Polskiego Radia