Świetlik: "Pedofilom bez sutann wolno więcej? Smutne wnioski po aferze 'Tęczowego Music Box'" (Opinia)
Znajoma opowiedziała mi, że kilkanaście lat temu przewinęła się w okolicach jednego z programów organizowanych przez Krzysztofa Sadowskiego. Dziewczęta między sobą miały mówić, że "na pana Krzysztofa trzeba uważać”. Krótka kwerenda w internecie pokazuje, że takich historii opowiadano więcej. Latami. Teraz znalazły się w mediach. Ale jakoś, jak na ciężar tematu, rachitycznie, mozolnie, nie podbijają nagłówków.
Nie chcę wydawać już dziś medialnego wyroku na Krzysztofa Sadowskiego. Mariusz Zielke, reporter, który sprawę opisał, działa sam i dość nieszablonowo, jeśli chodzi o dziennikarską praktykę, ale też wydaje się, że zgromadził materiał mocno muzyka obciążający. W takich sytuacjach należy skupiać się tylko na faktach.
Mam znajomego, którego karierę i życie na jakiś czas zrujnowało fałszywe oskarżenie o pedofilię, a potem w sądzie dowiedziono, że wszystko było kłamstwem. Ale też media takiego tematu nigdy nie powinny odpuszczać. Uważam tak nie tylko dlatego, że jestem ojcem. Także dlatego, że podzielam powszechne odczucie, iż pedofile niszczą przyszłe społeczeństwo – organizm, do którego wszyscy należymy, i który nas przetrwa. Są śmiertelnymi wrogami każdego z nas.
Każdy przypadek należy dokładnie zbadać, nie rzucać niszczących niesprawdzonych oskarżeń, ale też nie chować głowy w piasek, dociec prawdy i wymierzyć karę lub oczyścić z zarzutów. Może choć w tym jednym przypadku zawarlibyśmy takie "porozumienie ponad podziałami”. Gentleman’s agreement, że w przypadku jednego z najbardziej odrażających przestępstw, ale też najbardziej rujnującego życie oskarżenia wobec osoby niewinnej, będziemy zachowywać się dociekliwie i bezstronnie? Że wspólnie wyłapiemy zwyrodnialców i oczyścimy niewinnych?
Nie ma szans. W przypadku Krzysztofa Sadowskiego mamy z reguły do czynienia z chowaniem głowy w piasek. Nie oszukujmy się, gdyby znany muzyk i impresario chodził w sutannie połowa mediów w Polsce i cała parlamentarna opozycja domagałyby się dymisji Episkopatu i komisji śledczej złożonej z polityków. Gdyby był – dajmy na to - politykiem opozycji wrzałoby po stronie prawej. Tyle, że tu nie wiadomo. Sadowski to jak najbardziej człowiek muzycznego i kulturalnego establishmentu. Związany w przeszłości z dwiema wielkimi stacjami telewizyjnymi, znający wszystkich, prominentna postać świata jazzowego.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z każdej strony trwa właśnie analizowanie: w kogo afera Sadowskiego uderzy, co z niej się rozwinie, czy aby nie zaszkodzi się swoim, czy warto to ruszyć. Czy się opłaci. I – co bardzo istotne – czy opisywanie pedofilii w show-biznesie i wśród świeckich nie zakłóci narracji jakoby zjawisko to było jakoś szczególnie przypisane duchowieństwu katolickiemu. Teza to zresztą nieprawdziwa, dlatego raczej się ją sączy niż stawiana jest wprost. Dostępne dane, pokazują, że pedofilia jest dosyć demokratyczną zbrodnią i dotyka wszystkich środowisk, w tym duchowieństwa różnych wyznań i ludzi show-biznesu. Zarówno struktury kościelne jak i rozmaite inne, w tym show-biznes, nie zawsze radziły sobie z wypaleniem problemu, zamiatały sprawę pod dywan.
Tyle, że dziś pedofilia w Kościele z miejsca podbija nagłówki gazet. Pedofili Michaela Jacksona dowiedziono dopiero po śmierci muzyka, choć dla każdego rozsądnego człowieka jego relacje z otaczającą go wielokolorową gromadką dzieci mogły być wątpliwe. Wypowiedzi niektórych, tak zwanych autorytetów, odnośnie wykorzystywania 13-letniego dziecka przez Romana Polańskiego w latach 70. przebijały dno żenady ("to była prostytutka”, "sama tego chciała”, "robiła to dla kariery”).
Czy w przypadku zarzutów wobec Krzysztofa Sadowskiego sprawa zostanie więc wzięta "na przeczekanie”? Oby nie, i oby nie okazało się, że społeczeństwo i media potrafią pedofilię wykrywać i piętnować. Pod warunkiem, że dotyczy ludzi w sutannach, a nie gwiazd estrady czy filmu.
Wiktor Świetlik dla WP Opinie. Autor jest dziennikarzem i redaktorem naczelnym Trzeciego Programu Polskiego Radia