Światowy kryzys awokado. Brakuje go nawet w Meksyku. Kartele zwęszyły biznes
Popyt na awokado jest tak duży, a ceny rosną tak szybko, że biznesem całkiem poważnie zainteresowały się meksykańskie kartele narkotykowe. Nic dziwnego: to przemysł wart miliardy dolarów.
Guacamole to jeden z kulinarnych symboli Meksyku. Przyrządzany na bazie awokado zielony sos podawany jest jako dodatek do całego szeregu dań i przystawek. Ale wysokie ceny i niska dostępność zielonych owoców powoduje, że meksykańscy restauratorzy muszą w tym roku ratować się imitacjami: zamiast awokado stosują specjalny gatunek dyni.
Co stoi za kryzysem? Powodów jest kilka: zmieniający się klimat i uszczuplają plony. Rosnący w zastraszającym tempie popyt napędzany przez ogólnoświatową modę. Ale swoje robi też polityka. Ceny poszybowały w górę na skutek gróźb Donalda Trumpa, zapowiadającego wprowadzenie ceł za niedostateczną dbałość władz Meksyku o szczelność granic. Większym zagrożeniem - tak dla producentów awokado, jak i całego kraju - są jednak kartele narkotykowe.
Meksyk jest zdecydowanym liderem jeśli chodzi o produkcję awokado na świecie; eksport tylko do USA przynosi zyski rzędu trzech miliardów dolarów i rośnie w tempie 15 proc. rocznie. A największym zagłębiem uprawy w Meksyku jest stan Michoacan. To też jedno z centrów innego słynnego meksykańskiego przemysłu - narkotykowego. Wojna między kartelami - oraz z wojskiem i policją - jest tam szczególnie intensywna, a krew leje się strumieniami
Kartele chcą zielonego złota
Oba światy przenikają się od dawna. Już w 2013 roku rolnicy z regionu założyli własne siły samoobrony, aby bronić się przed coraz częstszymi inwazjami narkogangów. Rozwiązanie okazało się skuteczne, ale nie na długo. Rosnące ceny i popyt spowodował, że kartele znowu zainteresowały się meksykańskim towarem eksportowym.
Jak donosi "Guardian", w Michoacan w ręce bandytów każdego dnia trafiają czetery ciężarówki z awokado. Napady nie są jednak jedynym sposobem, w jaki gangsterzy starają się skorzystać z boomu na produkty rolne. Jeszcze powszechniejsze są haracze, które rolnicy muszą płacić gangom na terenach, gdzie państwo sprawuje kontrole tylko teoretycznie. Muszą więc płacić kartelom za "protekcję" i "prawo użytkowania ziemi", na której rosną drzewa dające zielone owoce.
- W Michoacan jest przynajmniej 20 uzbrojonych grup rywalizujących o terytoria i rynek w stanie. Ale żadna z nich nie ustanowiła tam dominacji. A to oznacza, że wojna trwa wiecznie i jest skrajnie kosztowna dla gangów. A sektor awokado, warty miliardy dolarów jest po prostu zbyt atrakcyjny - stwiedził w wywiadzie z "Guardianem" Falko Ernst, analityk Międzynarodowej Grupy Kryzysowej.
Klęska wojny z narkotykami
Kontroli nad regionem od dawna nie zapewnia państwo, dla którego wojna z narkotykami to egzystencjalny problem. Nie pomógł w tym wybór na prezydenta lewicowca Andresa Manuela Lopeza Obradora, który w kampanii wyborczej obiecywał radykalną zmianę w podejściu do walki z kartelami. Ostatecznie jednak wiele się nie zmieniło: ulice miast nadal patrolowane są przez połączone siły wojska i policji, a celem jest pacyfikacja.
Rezultaty nie są zachęcające. W pierwszej połowie 2019 roku Meksyk zanotował kolejny, trzeci z rzędu rekord jeśli chodzi o liczbę zabójstw. Każdego dnia w kraju dochodzi średnio do 94 morderstw.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl