Świat piętnuje Saudyjczyków za mord na dziennikarzu. Jemen umiera w ciszy
Palce ucinane przez saudyjskich oprawców żywemu jeszcze dziennikarzowi szokują. Politycy karcą Rijad, a firmy uciekają z wielkiej imprezy gospodarczej. Takiej reakcji nie wywołują już rozrywane bombami i głodujące dzieci w Jemenie. Świat pozostaje niewzruszony.
_Uwaga: W poniższym tekście zamieszczamy szokujące zdjęcia. Zdecydowaliśmy się na ich publikację z powodu tragedii dotykającej miliony ludzi. Tragedii zapomnianej. _
Od dwóch tygodni świat żyje tragedią saudyjskiego dziennikarza Jamala Khashoggiego, który najprawdopodobniej został zamordowany i poćwiartowany w konsulacie swojego kraju w Turcji. W praktyce kolejność była nieco inna – zamordowany w czasie ćwiartowania. Turcy systematycznie dozują szokujące szczegóły zbrodni w gabinecie konsula generalnego. Ujawniono już nawet zdjęcia domniemanych sprawców. Nie zdziwię się, jeżeli wkrótce do internetu trafi 7-minutowe nagranie audio, które zdaniem Ankary dowodzi popełnienia zbrodni.
Świat grzmi. Następca tronu Saudów, książę Muhammad Bin Salman (MBS) jest potępiany za zlecenie mordu. Pojawiają się nawet groźby sankcji. Z kolei przyjaciele przyszłego monarchy bogatego królestwa starają się pomóc mu wyjść z twarzą z krępującej wpadki. Na ich czele stoi prezydent USA Donald Trump. Ceniące się firmy i media wycofują się też z wielkiej konferencji gospodarczej określanej jako „Davos na Pustyni” organizowanej przez Saudyjczyków.
Rozgłos wokół zabójstwa jest rzeczą dobrą. Może dzięki niemu jakiś reżim w przyszłości zastanowi się przed wysłaniem do akcji oddziału zabójców, a jakiś dziennikarz czy opozycjonista ocali życie. Jednak MBS i jego kraj powinien odpowiedzieć za znacznie cięższe zarzuty odnoszące się do trwającej od 3 lat saudyjskiej interwencji w wojnie w sąsiednim Jemenie.
Od czasu do czasu do opinii publicznej przebijają się pojedyncze aspekty tej tragedii. Samolot zrzucił bombę na weselników, zatoczył łuk i zaatakowała ponownie. Teraz ofiarami padli ratownicy i cywile niosący pomoc tym, którzy mieli nadzieję na życie po pierwszej eksplozji. To było trzy lata temu. W Jemenie równie dobrze jak na weselu zginąć można też podczas pogrzebu. Niemal dokładnie 2 lata temu samoloty zrzuciły bomby i zabiły ok. 150 żałobników w Sanie.
Śmiertelną pułapką może stać się nawet szkolna wycieczka. W sierpniu 2018 r. pilot na cel wziął autobus w północnej części kraju. Kontroluje ją milicja Houthich walcząca z saudyjską inwazją. Bomba trafiła w cel. Zginęło kilkadziesiąt osób. Do szpitala przewieziono zwłoki 29 uczniów. Wiele ciał było koszmarnie okaleczonych i porozrywanych na strzępy. Dosłownie. To siła współczesnych materiałów wybuchowych ładowanych do bomb przez najwyższej klasy profesjonalistów od uzbrojenia w USA.
Symbolem szkolnej masakry stały się błękitne plecaki podarowane uczniom przez ONZ. Wiele z nich znaczyły plamy krwi. Ani ci, którym udało się przeżyć, ani rodzice ofiar nie rozumieją, co zawiniły dzieci. Oskarżenia jednoznacznie kierowane są pod adresem Saudyjczyków i ich amerykańskich sojuszników. Takich przypadków jest więcej. Dużo więcej. Bomby spadają na szpitale i domy. Szacuje się, że od początku saudyjskiej interwencji w 2015 r. w Jemenie zginęło ok. 10 tys. ludzi. W większości cywilów.
Bezpośrednie ofiary wojny to tylko część dramatu Jemenu. ONZ ocenia, że do wiosny 2019 r. ok. 13 mln. ludzi będzie głodować, jeżeli Saudyjczycy nie zaprzestaną bombardowań. Kluczowe znaczenie ma port Hudejda kontrolowany przez rebeliantów. Przechodzi przez niego większość pomocy humanitarnej dla głodującej.
Za niedożywieniem kroczą choroby, którym sprzyja brak infrastruktury sanitarnej również zniszczonej podczas lat wojny. Osłabione organizmy łatwo się poddają. Już teraz Jemen doświadcza największej epidemii cholery na świecie. Co tydzień rejestrowanych jest 10 tys. nowych przypadków.
Oczywiście nie tylko Saudyjczycy ponoszą odpowiedzialność za te koszmary. Swoje dokładają Irańczycy, kłótliwi przywódcy lokalni, międzynarodowe organizacje terrorystyczne i wielu, wielu innych. Poziom komplikacji nie może jednak być rozgrzeszeniem dla reszty świata, zwłaszcza że może być dużo gorzej.
ONZ ostrzega, że Jemen stoi też w obliczu największej klęski głodu od 100 lat. Już pojawiają się zdjęcia przypominające afrykańskie koszmary z końca ubiegłego wieku. Świat się jednak przyzwyczaił do koszmarów. Nikt nie organizuje teraz koncertów charytatywnych na miarę Live Aid z 1985 r. Nawet w mediach z trudem przebijają się informacje o tragedii ludzi w tak dalekim zakątku świata.
W 1993 r. Kevin Carter sfotografował sępa czekającego na śmierć głodującego dziecka w Sudanie. Autor zdjęcia rok później odebrał sobie życie. Czy jest coś, co tym razem wstrząśnie światem? Wiemy już na pewno, że nie są to zwłoki dzieci wokół wraku szkolnego autobusu…