Świat był wstrząśnięty jego śmiercią; teraz wypłyną nowe fakty?
W Los Angeles rozpoczął się jeden z głośniejszych procesów ostatnich lat. Na ławie oskarżonych zasiadł doktor Conrad Murray, który jest oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci króla muzyki pop Michaela Jacksona. Grożą mu 4 lata więzienia. Amerykańskie media spodziewają się, że podczas publicznego przesłuchania wypłyną nowe fakty. Murray powiedział m.in. że Jackson przestał oddychać w momencie, kiedy on sam był w toalecie.
27.09.2011 | aktual.: 27.09.2011 21:08
25 czerwca 2009 roku światem wstrząsnęła wiadomość o nagłej śmierci Michaela Jacksona. U 51-letniego piosenkarza doszło do zatrzymania akcji serca. Mimo prób reanimacji w domu, w karetce pogotowia a później w szpitalu, Jacksona nie udało się uratować.
Późniejsze badania wykazały, że przyczyną śmierci było podanie piosenkarzowi silnego środka anestezjologicznego - propofolu. W jego organizmie stwierdzono także leki uspokajające. Prokuratura zarzuca Murrayowi, że spowodował śmierć piosenkarza, podając mu propofol, co miało ułatwić zaśnięcie, i nie monitorując następnie stanu Jacksona we właściwy sposób.
Murray nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Odpowiada z wolnej stopy po wpłaceniu 75 tysięcy dolarów kaucji. Murray zaprzecza oskarżeniu o nieumyślne spowodowanie śmierci. Jeśli zostanie uznany za winnego, będzie mu grozić do czterech lat więzienia.
O winie lub niewinności lekarza zdecyduje dwunastoosobowa, zróżnicowana ława przysięgłych. Składa się ona z 7 mężczyzn i 5 kobiet. Jest wśród nich sześcioro białych, pięcioro Latynosów i jeden Afroamerykanin.
Do sądu przybyli rodzice Jacksona, jego siostry Janet i La Toya i inni członkowie rodziny. Przed gmachem sądu zebrali się fani piosenkarza; wielu trzyma w rękach plakaty z napisem "Sprawiedliwość dla Michaela". Proces cieszy się ogromnym zainteresowaniem mediów.
Murray wszedł do sądu bocznymi drzwiami, unikając kontaktu z mediami. Oczekuje się, że jego proces rzuci światło na ostatnie dni życia Jacksona, który przygotowywał się do serii koncertów, zamierzając odbudować karierę, poważnie nadwerężoną w 2005 r. procesem o molestowanie seksualne dziecka, w którym go zresztą uniewinniono.
Reuters pisze, że oczekuje się, iż obrońcy lekarza będą przed sądem argumentować, iż Jackson był uzależniony od różnych środków przeciwbólowych i uspokajających i że sam zaaplikował sobie śmiertelną dawkę propofolu.
W mowie początkowej prokurator David Walgren dowodził, że gdyby nie działania doktora Murraya, to Michael Jackson nadal by żył. - Zamierzamy - powiedział - przedstawić dowody na to, że Conrad Murray wielokrotnie dopuścił się rażących zaniedbań, wielokrotnie nie zapewnił właściwej opieki medycznej swojemu pacjentowi i to jego niekompetencja i brak umiejętności doprowadziła do śmierci Michaela Jacksona.
Prokurator pokazał ławie przysięgłych fotografię przedstawiającą martwego Jacksona i powiedział, że to "działania i zaniechania" Murraya doprowadziły do śmierci piosenkarza. Podkreślił, że Jackson ufał Murrayowi jako swemu lekarzowi i że kosztowało go to życie.
Gwiazdor - według słów Conrada Murraya, którego wcześniejsze zeznania odtworzono z taśmy - nazywał propofol "mlekiem". Lekarz zeznał m.in. że podawał Michaelowi Jacksonowi lek przez dwa miesiące codziennie, jako środek nasenny. Feralnego dnia, o 5.00 nad ranem, podał gwiazdorowi 25 mg lekarstwa, obaj uznali, że Jackson musi się wyspać. Do zatrzymania i oddechu miało dojść w momencie, kiedy lekarz udał się na dwie minuty do toalety.
Oskarżyciele dowodzą, że tego dnia Jackson musiał przyjąć więcej niż 25 mg środka, twierdzą też, że lekarz nie powinien ani na chwilę opuszczać pacjenta.
Obrońcy Conrada Murraya twierdzą, że Michael Jackson sam jest winien swojej śmierci. Zgodnie z oczekiwaniami, obrońca lekarza, Ed Chernoff, argumentował przed sądem, że Jackson połknął kilka pigułek lorazepamu - środka o działaniu przeciwlękowym i uspokajającym - rankiem w dniu swej śmierci, a potem sam zażył jeszcze propofol. Lekarz zaś miał podejmować próby przekonania Jacksona do tego, by przyjmował łagodniejsze środki niż propofol, feralnego dnia podał królowi pop pół dawki.
Lekarz ma - według obrony - wielkie zasługi w ratowaniu zdrowia Jacksona - skutecznie wyleczył go m.in. z grzybicy stóp. Podkreślali, że lekarz nie jest zachłanny, jak twierdziło oskarżenie - dowodzili, że wielokrotnie sam kupował pacjentom leki, jeśli nie stać ich było na zrealizowanie recept.