Świadkowie: śmigłowiec pikował i wbił się w drzewo
Świadkowie awaryjnego lądowania śmigłowca z premierem na pokładzie mówią, że premier został wyniesiony ze śmigłowca; był "przytomny ale bardzo blady". Śmigłowiec już wcześniej zaczął obniżać lot. Spadł w okolicach Chojnowa (w okolicach Piaseczna) ok. 1,5 kilometra od siedziby nadleśnictwa.
04.12.2003 | aktual.: 05.12.2003 09:35
"Tuż przed 19.00 zobaczyłem kilkanaście karetek pogotowia jadących na sygnale w kierunku nadleśnictwa. Pilotował je samochód BOR-u" - opowiadał jeden ze świadków, dziennikarz lokalnej gazety "Nad Wisłą". "Tyle karetek, policji i straży pożarnej nie widziałem już od dawna. Przypuszczałem, że mógł spaść samolot. Kiedy przyjechałem w pobliże miejsca zdarzenia byłem przekonany, że są ofiary śmiertelne" - podkreślał.
Kierowca samochodu, który przejeżdżał niedaleko miejsca wypadku relacjonował natomiast w rozmowie z PAP, że śmigłowiec w okolicach Żabieńca, Chojnowa zaczął zniżać lot, a nawet w pewnym momencie zaczął pikować i "bujać się w powietrzu". "Wydawało mi się, że pochyla się na jedną stronę. W pewnym momencie wpadł w las, nabił się na drzewo. Na szczęście nie było pożaru. Ludzie mówili, że ma dziurę w kadłubie" - relacjonował. "Jak przyjechali policjanci i straż, odsunęli nas wszystkich. Tam było więcej rannych niż cztery osoby" - dodał.