ŚwiatŚwiadek: jeszcze jedna osoba błagała o pomoc. Potem osunęła się do wewnątrz

Świadek: jeszcze jedna osoba błagała o pomoc. Potem osunęła się do wewnątrz

- Z płonącego samolotu ludzie wołali o pomoc. Nie mogłem nic zrobić - tak relacjonuje przebieg wydarzeń jeden ze świadków katastrofy lotniczej pod Częstochową, do których dotarła TVP Info.

Świadek: jeszcze jedna osoba błagała o pomoc. Potem osunęła się do wewnątrz
Źródło zdjęć: © PAP | Waldemar Deska

06.07.2014 | aktual.: 06.07.2014 11:52

– Jak dobiegłem do samolotu, to już płonął. Wszystkie ofiary wypadku były zaplątane w linki od spadochronów. W chwili, gdy odciągałem od wraku pierwszą osobę, nastąpiła eksplozja.

Z samolotu zaczęły dochodzić wołania o pomoc palących się ludzi. Ruszyłem na pomoc. Zacząłem rozplątywać kolejną osobę, która była cała w płomieniach, miałem ją w rękach, ale wtedy nastąpiła druga eksplozja. Nie mogłem już nic zrobić – mówił TVP Info łamiącym się głosem pan Zdzisław, świadek katastrofy lotniczej w Topolowie, w której zginęło 11 osób.

– Po drugiej eksplozji samolot zaczął się palić jak kartka papieru – dodał pan Zdzisław. Na pytanie jak się dzisiaj czuje odpowiedział: – Wciąż minie dręczy to, że miałem tego skoczka w rękach. Trzymałem go za ręce i korpus, ale temperatura, dym i druga eksplozja uniemożliwiły mi jego uratowanie. Jak byłbym inaczej ubrany, to na 90 proc. bym go uratował – powiedział świadek katastrofy.

– O pomoc błagała jedna osoba, która była przewieszona przez wrak samolotu. Nie dało się do niej podejść, choć chcieliśmy za wszelką cenę - opowiada w rozmowie z TVP Info świadek zdarzenia. Z relacji wynika, że był to były policjant, który pracował w zawodzie 22 lata.

- Gałęziami gasiliśmy pożar, nie dało się. Osoba ta później się osunęła do wewnątrz – relacjonuje pan Roman, który jako jeden z pierwszych zjawił się na miejscu katastrofy samolotu. We wczorajszym wypadku lotniczym pod Częstochową zginęło 11 osób.

– Obserwowałem ten samolot z domu. W pewnej fazie usłyszałem jakiś dziwny ryk silników. Okazało się, że musiała być jakaś awaria. I samolot uderzył prawdopodobnie o ziemię, zrobił się wielki huk – opowiada pan Roman, który wraz z synem przybył wczoraj na miejsce katastrofy.

– Przyjechaliśmy z synem czym prędzej na miejsce zdarzenia. Pobiegliśmy do płonącego wraku samolotu. I zobaczyliśmy płonące trzy ciała, jedno ciało już było przez sąsiada odwleczone w bezpieczne miejsce. Potem odwlekliśmy je jeszcze dalej. I zaczęliśmy ratować te płonące ciała, ale potem się okazało, że mogliśmy je tylko odciągnąć – mówi pan Roman i dodaje, że temperatura płonącego wraku była tak wysoka, że nie dało się do niego podejść.

– W rozmowie z żyjącą osobą ustaliłem, że było tam 12 osób. Krzyknąłem do syna: „Konrad, tam jest jeszcze 9 ciał!” – relacjonuje pan Roman.

Według relacji wynika, że poza wybuchem w momencie uderzenia samolotu o ziemię, było jeszcze kilka innych, mniejszych. – Pierwszy wybuch był przy uderzeniu z ziemią, drugi wybuch, jak żeśmy podbiegali do tego samolotu – opowiada pan Roman.

*Źródło: TVP Info*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)