Mężczyźni piją wódkę w barze w Sankt Petersburgu. Na ekranie TV Władimir Putin podczas corocznej konferencji prasowej transmitowanej na propagandowym kanale Rossija 24© East News | OLGA MALTSEVA

Suwernet w telefonie, walka z "nazizmem" w TV. Rosjanie żyją w świecie bez wojny

Anna Pawłowska
12 marca 2022

Przeciętny Rosjanin z TV dowie się, że Rosja prowadzi operację specjalną, w której nie giną cywile, bo niszczone są wyłącznie cele wojskowe. A to wszystko jest tylko obroną, bo Ukraina wraz z NATO planowała napaść na Rosję i pracowała nad skonstruowaniem broni masowej zagłady - mówi Andrzej Zaucha, wieloletni korespondent polskich mediów w Rosji.

"Numer stworzony zgodnie ze wszystkimi zasadami znowelizowanego Kodeksu Karnego Rosji" – taką informację mogli 9 marca przeczytać Rosjanie w "Nowej Gazecie" - jednym z ostatnich niezależnych mediów w Federacji Rosyjskiej. Na okładce postaci baletnic z Jeziora Łabędziego na tle wybuchu.

To aluzja do 19 sierpnia 1991 - w dniu puczu Janajewa w Moskwie program TV zastąpiono wtedy baletem Czajkowskiego. "Jezioro Łabędzie" stało się symbolem zmian i politycznego przewrotu. A symbole, aluzje, niedopowiedzenia i sugestie są teraz jedynym sposobem, w jaki dziennikarze w Rosji mogą wypowiadać się o rzeczywistości.

Od 5 marca za "fałszywe informacje o armii rosyjskiej" oraz "wezwania do antyrosyjskich sankcji" grozi kara do 10 lat więzienia, a jeśli spowodowałoby to "poważne konsekwencje" - nawet do 15 lat. Za dezinformację może być uznane wszystko.

Dlatego redaktorzy "Nowej Gazety" nie piszą już o "wojnie", a nawet nie używają oficjalnego określenia "specjalna operacja wojskowa". W relacji z aresztowań po antywojennych demonstracjach czytamy, że ludzie zostali zatrzymani za "protestowanie przeciwko temu, czego nie wolno nazwać". Pada też zwrot "sami wiecie, jak to określić".

Dmitrij Muratow, naczelny "Nowej Gazety". Na jego biurku leży wydanie pisma. Na okładce zamordowana dziennkarka "Gazety", Anna Politkowska
Dmitrij Muratow, naczelny "Nowej Gazety". Na jego biurku leży wydanie pisma. Na okładce zamordowana dziennkarka "Gazety", Anna Politkowska © East News | AP

To i tak bardzo dużo – od ataku na Ukrainę 24 lutego władze zamykają i blokują ostatnie niezależne media. Umilkło popularne Echo Moskwy, a jego częstotliwości zajęło propagandowe radio Sputnik. Zniknął kanał TV "Dożd". Blokowane są niezależne strony internetowe – większość z nich jest niedostępna dla odbiorców w Rosji, podobnie jak zagraniczne media jak CNN czy BBC.

W ten sposób budowany jest "suwernet", czyli niezależny, rosyjski internet, który ma być całkowicie odcięty od międzynarodowego, szczelny jak publiczna TV i prasa.

Jeszcze w 2009 r. z telewizji informacje czerpało ponad 90 proc. Rosjan, a z internetu – zaledwie 9 proc. Ale już w 2020 r. telewizja była głównym źródłem wiedzy tylko dla 70 proc. Rosjan, którzy oglądają przede wszystkim media państwowe: Pierwyj kanał, Rossija 1 i Rossija 24. Prasa o największych nakładach to "Komsomolskaja Prawda", "Kommiersant", "Moskowskij Komsomolec", "Izwiestija", "Rossijskaja Gazieta" i "Niezawisimaja gazieta". Część z nich pozwala sobie na ostrożną krytykę Kremla, co tworzy pozory wolności słowa. Od lat trwa natomiast walka z tymi, którzy nie podporządkowują się regułom.

Ograniczono udział kapitału zagranicznego w rosyjskich mediach, co uderzało w duże, opiniotwórcze tytuły. W 2016 roku władze rozprawiły się z holdingiem RBK pod zarzutem przestępstw finansowych – była to odpowiedź za publikacje bazujące na przeciekach z tzw. "Panama Papers". Części mediów nie zamykano, tylko stawiano na ich czele ludzi lojalnych wobec władz, jak stało się z Ria Novosti czy serwisem Lenta.ru. Nie zawsze chodzi o wielką politykę: "Moskowski Korespondent" został zamknięty po opublikowaniu tekstu o rzekomym ślubie Władimira Putina.

Procesowi stopniowego ograniczania wolności słowa i zwiększania nacisków na dziennikarzy przyglądał się przez ostatnie 25 lat były już korespondent TVN w Moskwie Andrzej Zaucha. Niedawno wrócił do Polski.

Andrzej Zaucha, do niedawna korespondent TVN w Rosji
Andrzej Zaucha, do niedawna korespondent TVN w Rosji© East News | STANISLAW KOWALCZUK

Anna Pawłowska: W jakiej rzeczywistości żyją dziś Rosjanie? Kiedy słucha się wypowiedzi polityków, ale też zwykłych ludzi, można odnieść wrażenie, że w zupełnie innej, niż Europa i reszta świata.

Andrzej Zaucha: - To prawda. Rosjanie żyją w wirtualnej rzeczywistości, którą tworzy kremlowska propaganda. Tworzy ją od lat, ale teraz władza zamyka wszystkie media, które podają obiektywne informacje. Strony internetowe są wyłączone. Po prostu się nie otwierają. Wcześniej blokady dotyczyły stron opozycyjnych, teraz są bardziej rozbudowane. Coraz trudniej jest na terenie Rosji korzystać swobodnie z internetu.

Zostało też wyłączone Echo Moskwy – bardzo dobra radiostacja. Powstała w 1990 roku, czyli jeszcze przed rozpadem ZSRR. Nigdy, nawet w najgorszych czasach, nie zakazano jej działalności. To radio, które formalnie należy do państwa, do Gazpromu. Ale - w dużej mierze dzięki kontaktom redaktora naczelnego na Kremlu – starali się pokazywać rzetelne informacje. Rozmawiali w ostatnich dniach z przedstawicielami Ukrainy, pokazywali, co tam się dzieje.

I oczywiście, kiedy armia rosyjska zaczęła grzęznąć w Ukrainie i okazało się, że to nie będzie blitzkrieg, zostali całkowicie zamknięci.

To był sygnał, że władze nie będą tolerować żadnych prób pokazywania rzeczywistości innej, niż ta, którą tworzy propaganda Kremla. Do tego dochodzą bardzo wysokie kary za informowanie o działaniach wojennych.

Wyobraźmy sobie przeciętnego Rosjanina, który wstał rano, zrobił sobie kawę i chce się dowiedzieć, co słychać na świecie, więc włącza radio lub TV. Czego się dowie?

Na pewno nie dowie się, że w Ukrainie trwa wojna. Nie dowie się o śmierci rosyjskich żołnierzy. Usłyszy, że Rosja bierze udział w "operacji specjalnej". W czasie tej operacji specjalnej wojsko nie bombarduje dzielnic mieszkalnych. Są naloty, są precyzyjne uderzenia, rakiety niszczą cele wojskowe. A wszystko to jest konieczne, bo Ukraina pracuje rzekomo nad bronią masowej zagłady, próbuje skonstruować bombę atomową. Podano, że laboratoria w Ukrainie miały produkować broń biologiczną, oczywiście pod kierownictwem Stanów Zjednoczonych. Rosjanin usłyszy nawet, że Ukraina wspólnie z NATO planowała napaść na Rosję.

A człowiek się spieszy, większość przecież pracuje, zajmuje się dziećmi. Nie mają siły na wyszukiwanie prawdziwych informacji. Musimy pamiętać, że większość Rosjan to ludzie biedniejsi, mieszkający na prowincji, którzy nie potrafią dobrze korzystać z internetu, a nawet jeśli potrafią, to nie mają zwyczaju szukania tam informacji innych niż o wydarzeniach sportowych. Pozostaną przy tym, co usłyszą w TV.

Więc wierzą, że Rosja się broni?

Tak, Rosja nikogo nie zaatakowała. Władimir Putin od dawna powtarzał, że sankcje ekonomiczne i tak będą, bo Rosja się rozwija, staje się coraz większa i potężniejsza a Zachód nie chce dopuścić do tego, żeby Rosja była bogatym i rozwiniętym krajem. W związku z tym odpowiedź Putina brzmi: musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i działać, zanim byłoby za późno.

I sankcje rzeczywiście się pojawiły.

Rosjanie je widzą, zaczynają odczuwać skutki we własnych portfelach, temu propaganda nie jest w stanie zaprzeczyć. Nie da się ukryć zamkniętych sklepów i kolejnych znikających z Rosji firm.

Ale wystarczy, żeby Rosjanie obwiniali za to Zachód, a nie Władimira Putina.

I oni rzeczywiście wierzą, że Zachód chce zniszczyć Rosję. W latach dwutysięcznych mówiono, że Rosja wstała z kolan. Teraz przyszedł rzekomo kolejny przełomowy moment: Zachód znów próbuje Rosję rzucić na kolana. Rosjanie mają też do państwa zachodnich zadawniony żal, oskarżają je o destrukcję ZSRR. To, co teraz się dzieje, postrzegają jako logiczny dalszy ciąg tego procesu.

Władimir Putin dawał wiele sygnałów, że rozumie nostalgię Rosjan za Związkiem Radzieckim.

Kiedy Putin doszedł do władzy, natychmiast zmienił hymn Rosji. Przywrócił melodię hymnu radzieckiego. Słowa były już inne, ale ta melodia to symbol ciągłości, pokazuje, że Rosja jest kontynuatorką tego mocarstwa. I nadal, tak jak ZSRR, pozostaje z Zachodem w konflikcie.

30 lat od rozpadu ZSRR nic nie zmieniło?

Była krótka, bardzo krótka przerwa w tej narracji, ale później ze zdwojoną siłą wróciło przekonanie, że Zachód jest wrogi, że Rosji zagraża, a zachodnie wartości są sprzeczne z rosyjskimi. Najlepszym przykładem jest to, co się działo wokół Dnia Zwycięstwa. 9 maja to w Rosji święto zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. Rosjanie lansują tezę, że to oni wygrali drugą wojnę światową, to oni pokonali Hitlera i faszyzm. I cały świat powinien być im za to wdzięczny.

Rzeczywiście, ofiara narodów wchodzących w skład ZSRR była wielka. Aby pokonać Hitlera, potrzebne było gigantyczne poświęcenie. Żaden historyk na świecie nie będzie zaprzeczał, że bitwa pod Stalingradem miała przełomowe znaczenie. Tak jak bitwa na Łuku Kurskim czy szereg innych. I Rosjanie są z tego dumni, bez względu na poglądy polityczne. Rozmawiałem z najbardziej zaciekłymi przeciwnikami Putina, bardzo młodymi ludźmi, którzy opowiadali, że ich dziadkowie czy pradziadkowie walczyli na froncie, że ktoś z rodziny zginął.

A Kreml zaczął na tym fundamencie budować intensywną kampanię propagandową: że Zachód chce ukraść Rosji to zwycięstwo.

Prezydent Rosji Władimir Putin wygłasza przemówienie w Moskwie
Prezydent Rosji Władimir Putin wygłasza przemówienie w Moskwie© East News | Host Photo Agency

Znowu rzeczywistość alternatywna…

Do tego Putin dokładał mocno nacjonalistyczne elementy. Na przykład na bardzo drogich, luksusowych niemieckich samochodach widziałem naklejki z napisem "trofiejny" - czyli "zdobyczny". Miały przypominać o wojnie i przewadze moralnej Rosji nad światem zachodnim.

Pojawiły się też na ulicach chamskie i wulgarne naklejki przypominające trochę to, co w Polsce nacjonaliści nazywają "zakazem pedałowania". Pokazują dwie postaci, jedna jest pochylona, druga stoi za nią. Ta pochylona postać zamiast głowy ma swastykę, a druga – czerwoną gwiazdę. Towarzyszy temu napis "możemy to powtórzyć".

A trzeba pamiętać, że w Rosji bardzo silna jest kultura łagrowa, więzienna. Ludzie rozumieją jej kody. Te obrazki nawiązują do procesu, który po polsku nazywa się "przecweleniem". To zdegradowanie więźnia przez gwałt homoseksualny – w tym sposobie myślenia oznacza to postawienie go zupełnie poza systemem moralnym.

Te naklejki wyrażają absolutną pogardę Rosji dla Zachodu. Pokazują, że Rosja to "ludzie", a Zachód "podludzie". Wylansowano pojęcie "gejropa", które oznacza, że Zachód to zgnilizna moralna i brak zasad, a Rosja jako jedyna stoi na straży prawdziwych chrześcijańskich wartości. Pogarda, niechęć, strach – na takich emocjach Kreml budował swoją narrację.

Jak to możliwe, że ta narracja utrzymała się w czasach globalizacji i powszechnego dostępu do internetu? Rosyjska młodzież czy pokolenie trzydziestolatków używają przecież tych samych sprzętów i tych samych aplikacji, co ich rówieśnicy w Europie czy USA. Nie różnią się od nich stylem życia. A cały świat mają na wyciągnięcie ręki w swoim telefonie.

Internet to nie tylko zachodni punkt widzenia i zachodnie wartości, jak często nam się wydaje. Człowiek może mieć iPhone’a, może mieć Macbooka, może korzystać ze wszystkich zdobyczy cywilizacyjnych i cyfrowych, ale jednocześnie sięgać po treści, które produkuje Kreml. A kremlowska propaganda bardzo szybko zaczęła być obecna w sieci.

Ludzie chętnie sięgają po przekazy, które potwierdzają ich przekonania i wizję świata. Więc człowiek, który od najmłodszych lat nasiąkał niechęcią do Zachodu i strachem przed nim, będzie klikał w propagandowe treści, które te obawy potwierdzają. Nawet jak ma dwadzieścia czy trzydzieści lat. Młode pokolenie korzysta z YouTube’a, z innych popularnych serwisów, ale ich wszystkich można użyć też do konstruowania przekazu propagandowego. I to się dzieje i działa.

Rozmawiałem w Rosji z wieloma młodymi osobami, które to co Putin robił, robi i będzie robił, uważają za absolutnie słuszne. W pełni go popierają. Poparcie dla Putina rosło wraz z eskalacją napięcia i tuż przed atakiem na Ukrainę wynosiło 71 proc. Dwie trzecie Rosjan popiera też "operację specjalną" – to sondaże Centrum Lewady, ośrodka niezależnego od władz.

Był w pewnym momencie taki fenomen, że bardzo wielu młodych ludzi odrzucało Władimira Putina, to ich Nawalny wyprowadzał na protesty. Ale cały czas Putin miał też silne poparcie wśród młodych.

Aleksiej Nawalny aresztowany w trakcie protestu w 2017 r.
Aleksiej Nawalny aresztowany w trakcie protestu w 2017 r. © CC BY-SA 3.0

Co by się stało, gdyby Rosjanie poznali prawdę o wojnie i o tym, jak wygląda rzeczywistość na zewnątrz rosyjskiej propagandy?

Część na pewno zareagowałaby oburzeniem. Już teraz są ludzie, którzy mimo blokady informacyjnej starają się zrozumieć i coraz lepiej rozumieją, co się dzieje. To są ludzie, do których dociera, że ich kraj zamienia się w wielki łagier. Obóz kierowany przez gotowego na wszystko przestępcę. Widzą, że represje, jakie władza zaczyna wprowadzać, są absolutnie bezprecedensowe.

Normalny człowiek, swobodnie myślący, mający dostęp do informacji, o liberalnych poglądach, nie znajdzie już dla siebie miejsca w Rosji.

Ich reakcją jest ucieczka. Nie protestują, po prostu opuszczają kraj. Gruzińskie władze podały, że w czasie pierwszych dziesięciu dni wojny z Ukrainą do Gruzji uciekło 20-25 tysięcy Rosjan.

Całe społeczeństwo nie mogłoby wyjechać…

Ale obawiam się, że to wcale nie byłaby powszechna reakcja na prawdę o wojnie w Ukrainie. Rosja oglądała przecież to, co się działo w Czeczenii. W czasie pierwszej wojny czeczeńskiej media działały i Rosjanie doskonale wiedzieli, co się dzieje. Potem Rosja w 1996 roku musiała podpisać hańbiący dla niej pokój w Chasawjurcie. "My, mocarstwo, musimy układać się z narodem, który ma z półtora miliona mieszkańców, a nasza wielka armia nie jest w stanie ich pokonać" – to było odebrane jako zniewaga i kompletna porażka.

Dlatego druga wojna czeczeńska została zaprojektowana na Kremlu. To była de facto kampania wyborcza Władimira Putina. Skuteczna. Ludzie zachwycili się, kiedy po ciągle pijanym i chorującym Jelcynie doszedł do władzy człowiek, który walnął pięścią w stół i zrobił porządek w Czeczenii. Zawalczył o honor Rosji.

Równanie Groznego z ziemią oczywiście wywołało oburzenie części Rosjan, były protesty. Były też góry rosyjskich trupów, matki, które poszukiwały i do dzisiaj poszukują ciał swoich synów. Rosja widziała te trupy, a jednak poparła Putina. Dlaczego miałaby go nie poprzeć, widząc zbombardowane ukraińskie miasta?

W czasie wojny w Czeczenii nie było takiej blokady medialnej, jak dziś - i takich kar grożących dziennikarzom. A jednak za dociekanie prawdy i pisanie tego, co nie zgadzało się z linią Kremla, Anna Politkowska została zabita.

To nie było jedyne zabójstwo. Zginęła dziennikarka Natalia Estemirowa, było też kilka innych zabójstw. Kwintesencją było zabicie Borysa Niemcowa tuż pod Kremlem. Dla wielu dziennikarzy był to szok, nikt chyba nie miał wątpliwości, z czym mamy do czynienia i nie wierzył w oficjalne wersje wydarzeń. Mimo to została grupa prawdziwych dziennikarzy gotowych ryzykować, żeby pisać prawdę, podawać rzetelne informacje o tym, co się dzieje w Rosji. Później zajęli się tym także Aleksiej Nawalny i jego ludzie, którzy ujawniali gigantyczną skalę korupcji.

Anna Politkowska, zamordowana rosyjska dziennikarka
Anna Politkowska, zamordowana rosyjska dziennikarka© East News | Effigie

Ale to była tylko jedna grupa. Niektórzy dziennikarze sami zaczęli wierzyć w wizję świata lansowaną na Kremlu i z przekonaniem ją wspierali. A inni pracują dla Kremla, bo mają z tego niewyobrażalnie wielkie pieniądze. To są tacy ludzie jak Dmitrij Kisielow czy Władimir Sołowjow, który ma dwie wielkie wille we Włoszech nad jeziorem Como, nad samym brzegiem. Oni będą budowali alternatywną rzeczywistość do samego końca. I to ich głos będą słyszeć Rosjanie.

Andrzej Zaucha. Ukończył dziennikarstwo i nauki polityczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów pisał reportaże dla "Gazety Wyborczej". Na ostatnim roku studiów wyjechał do Rosji relacjonować początek pierwszej wojny czeczeńskiej. Jako korespondent "GW" trafił do Moskwy w 1997 r. Przez kolejnych 10 lat opowiadał o Rosji także w RMF FM. W 2007 roku związał się z redakcją "Faktów" TVN.

Źródło artykułu:WP magazyn