"Superwtorek": Amerykanie głosują w prawyborach
Dziś dzień, zwany "superwtorkiem". Wyborcy w 24 amerykańskich stanach głosują w prawyborach prezydenckich w obu partiach. Mogą one rozstrzygnąć rezultat wyścigu do nominacji na kandydata na prezydenta.
05.02.2008 | aktual.: 05.02.2008 21:01
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/amerykanski-superwtorek-6038683803083905g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/amerykanski-superwtorek-6038683803083905g )
Amerykański "superwtorek"
Faworyt Partii Republikańskiej, senator John McCain, miał w ostatnich sondażach prawie dwukrotną przewagę nad swoim największym rywalem, byłym gubernatorem Massachusetts Mittem Romneyem. Ten ostatni nie rezygnuje jednak z walki i niespodziewanie wysunął się nieznacznie na czoło w największym stanie, Kalifornii.
Rywalizujący politycy walczą o delegatów na krajowe przedwyborcze konwencje partyjne, które w lecie nominują kandydatów partii do Białego Domu (decyduje liczba zdobytych delegatów). W Partii Republikańskiej można zdobyć w superwtorek łącznie aż 1 081 delegatów, czyli niewiele mniej, niż potrzeba do uzyskania nominacji (1 191, tzn. 50% plus 1).
Ponieważ w wielu stanach w prawyborach w Partii Republikańskiej obowiązuje zasada "zwycięzca bierze wszystko" - czyli całą pulę delegatów - może to dodatkowo przyspieszyć rozstrzygnięcie.
W Partii Demokratycznej delegatów rozdziela się proporcjonalnie do liczby zdobytych głosów, co przeciąga proces rywalizacji. Ponieważ sondaże wskazują, że Hillary Clinton i Barack Obama mają we wspomnianych 24 stanach mniej więcej równe poparcie, oznacza to, że wynik ich rywalizacji może być znany dużo później - przypuszcza się, że najwcześniej na początku marca.
Kandydat Demokratów musi zdobyć minimum 2 026 delegatów, aby uzyskać nominację tej partii.
Kandydaci obu stronnictw do ostatniej chwili prowadzili w poniedziałek kampanię wyborczą, błyskawicznie przemieszczając się ze stanu do stanu i pokonując kilka tysięcy mil w lotniczych podróżach od jednego do drugiego wybrzeża.
Pani Clinton zachrypła, a nawet na pewien czas straciła głos wskutek nieustannie wygłaszanych przemówień. W poniedziałek wieczorem odbyła rozmowę z wyborcami w całym kraju z Nowego Jorku za pośrednictwem łączy satelitarnych, przez telewizję Hallmark Channel. Tego samego dnia uzyskała m.in. poparcie słynnego aktora filmowego Jacka Nicholsona, kilkakrotnego laureata Oscara.
Obama, charyzmatyczny senator z Illinois, ma jednak równie popularnych stronników w Hollywood - poparli go Robert De Niro i George Clooney. W kampanii wspomaga go także patriarcha rodu Kennedych, senator Edward Kennedy, który tydzień temu udzielił mu poparcia na wiecu w American University w Waszyngtonie.
Na wiecach w ostatnich dniach Kennedy zapowiadał wystąpienia Obamy w stylu konferansjera na turniejach bokserskich albo zapaśniczej wolnoamerykanki, przeciągając samogłoski dla efektu. Często towarzyszą mu inni członkowie rodzinnego klanu, którzy też postawili na senatora z Illinois.
Obama przyciąga tłumy fanów na swoje spotkania i w styczniu zebrał 32 milionów dolarów na dalszą kampanię - prawie trzy razy więcej od Hillary Clinton (13 mln). Była Pierwsza Dama, która jeszcze na początku roku wydawała się pewną faworytką, musi zacięcie walczyć o nominację. Pomaga jej mąż, były prezydent Bill Clinton.
McCain, z kolei, w swoich ostatnich wystąpieniach niemal ignorował już Romneya i atakował swoich demokratycznych konkurentów. Wytykał im przede wszystkim zapowiedzi wycofania wojsk z Iraku, nazywając to gotowością do "poddania" Ameryki siłom ekstremizmu islamskiego.
Tomasz Zalewski