Niemieckie media alarmują ws. PiS. "Zalewane pozwami sądowymi"
Polska partia rządząca próbuje zwiększyć swoje szanse w wyborach, sięgając po wątpliwe metody - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
Polscy obrońcy praw obywatelskich, wspierani przez partie opozycyjne, werbują w całej Polsce wolontariuszy, którzy mają dokładnie przyglądać się temu, co będzie działo się w 27 tysiącach lokali wyborczych 15 października - donosi we wtorek niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung", opisując obawy o uczciwy przebieg wyborów parlamentarnych.
Według korespondentki gazety Viktorii Grossmann wolontariusze mieliby m.in. zapobiec sytuacjom, jakie podobno miały miejsce podczas wyborów prezydenckich w 2020 roku. Niezależne media, w tym "Gazeta Wyborcza", informowały wtedy o "zadziwiająco jednoznacznych" wynikach wyborów w niektórych domach opieki i domach spokojnej starości, gdzie 100 procent głosujących poparło Andrzeja Dudę - przypomina Viktoria Grossmann, dodając, że zarzuty w sprawie nieprawidłowości nie zostały wyjaśnione.
"Teraz, przed wyborami 15 października, sytuacja jest jeszcze bardziej niepokojąca niż przed wyborami parlamentarnymi w 2019 i prezydenckimi 2020" - pisze "SZ", cytując ekspertkę Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich Agnieszkę Ładę-Konefał. Wskazuje na przeprowadzone na początku roku zmiany w ordynacji, jak zwiększenie liczby okręgów wyborczych, przede wszystkim na wsiach, "które tradycyjnie raczej głosują na PiS".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obawy o głosy Polaków za granicą
Niemiecki dziennik donosi także o obawach, że "setki tysięcy głosów z zagranicy mogą przepaść", o czym w polskich mediach alarmował m.in. rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek. "Okręgi wyborcze za granicą są zwykle znacznie większe niż te w kraju, ale jeśli głosy nie zostaną policzone w ciągu 24 godzin, przepadają. W samej Kolonii w 2020 roku swoje głosy oddało ponad 30 000 Polaków przebywających za granicą" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
"Dlatego też obawy są również w Brukseli" - dodaje gazeta, wskazując na przyjętą przez Parlament Europejski rezolucję, w której żąda wysłania na wybory do Polski licznej misji obserwacyjnej OBWE. Niemiecki europoseł Zielonych Daniel Freund mówił w lipcu o "poważnych obawach", że wybory nie będą w pełni "wolne i uczciwe". Teraz w rozmowie z "SZ" przyznaje, że nie miałoby to "bezpośrednich konsekwencji", ale wpłynie na ocenę praworządności w Polsce.
Stronnicze media publiczne
"SZ" przypomina, że już w raporcie OBWE z misji obserwacyjnej wyborów prezydenckich w 2020 roku wskazywano na "poważny problem" związany z tendencyjnością mediów publicznych.
"Po objęciu władzy na początku 2016 r. rząd PiS szybko podporządkował sobie publiczne radio i telewizję oraz państwową agencję prasową PAP. Niezależne i krytyczne wobec rządu media takie, jak Gazeta Wyborcza, przestały być brane pod uwagę, nie dostają wywiadów ani informacji. Zamiast tego są zalewane pozwami sądowymi, a stacje radiowe i telewizyjne muszą walczyć o koncesje na nadawanie" - pisze Viktoria Grossmann.
"TVP nie robi zaś żadnej tajemnicy ze swojej stronniczości" - dodaje. Jako przykład podaje dokument "Reset", który "ukazuje, jak lider opozycji Donald Tusk rzekomo oddał kraj pod rosyjskie wpływy i osobiście czerpał z tego korzyści podczas swojej kadencji w latach 2007-2014".
"Sueddeutsche Zeitung" pisze także o obawach o naruszenie tajności głosowania w związku z jednoczesnym przeprowadzeniem wyborów parlamentarnych i referendum. "Cztery pytania w referendum dotyczą głównie uchodźców i lidera opozycji Donalda Tuska. Wyborców pyta się, czy przedsiębiorstwa państwowe powinny zostać sprzedane - co Tusk rzekomo zamierza zrobić. I czy uchodźcy powinni być rozdzielani między kraje UE zgodnie z kwotą" - relacjonuje gazeta.
Agnieszka Łada-Konefał z DPI tłumaczy zaś, że w normalnych okolicznościach "ludzie, którzy nie są zainteresowani referendum, po prostu nie poszliby głosować. Jednak teraz, chcąc oddać głos w wyborach, ale nie w referendum, muszą to aktywnie zaznaczyć w lokalu wyborczym". - I wtedy wszyscy dowiedzą się, że ta osoba prawdopodobnie nie głosuje na PiS - wyjaśnia. Dodaje, że rząd może prowadzić też kampanię informacyjną przed referendum, "a przy tym kampanię wyborczą za pieniądze podatników".
NDR: naciski na media w Polsce nasiliły się
Także rozgłośnia NDR informuje o "budzących wątpliwości" metodach zwiększenia szans wyborczych przez partię rządzącą w Polsce. Koncentruje się na działaniach dotyczących mediów. "W czasie kampanii wyborczej jeszcze bardziej nasiliły się naciski na niezależne redakcje" – informuje radio.
Przypomina m.in. niedawne doniesienia o "próbie zainstalowania dodatkowego redaktora naczelnego w portalu informacyjnym Onet", który miałby zapewnić prezentowanie perspektywy partii rządzącej. "Media publiczne zostały wręcz wywrócone do góry nogami. A im bardziej stronniczo one informują, tym częściej także prywatne media rezygnują ze swojej neutralności i także informują w sposób tendencyjny – stwierdza korespondent stacji w Warszawie Martin Adam. "W Polsce jeszcze istnieją wolność i pluralizm mediów, ale są pod ogromną presją" – ocenia.
Czytaj więcej: