ŚwiatStymulacja mózgu prądem wybudza ze śpiączki i poprawia intelekt

Stymulacja mózgu prądem wybudza ze śpiączki i poprawia intelekt

Stymulowanie mózgu słabym prądem stałym pomaga już leczyć depresje i wybudza ludzi ze śpiączki. W przyszłości może nawet poprawiać nastrój i zwiększyć wydolność umysłową. Zainteresowanie tą metodą jest ogromne - twierdzi "Scientific American".

Stymulacja mózgu prądem wybudza ze śpiączki i poprawia intelekt
Źródło zdjęć: © Fotolia

Według pisma internetowa ankieta przeprowadzona w 2014 r. wykazała, że aż 87 proc. badanych osób jest gotowych poddać się pobudzeniu mózgu przy użyciu metody tDCS (transcranial direct-current stimulation), czyli przezczaszkowej stymulacji prądem stałym.

Zabieg trwa jedynie 20-30 minut i polega na drażnienia określonych rejonów mózgu prądem stałym o małym natężeniu. Aplikuje się go za pomocą elektrod skórnych i nie jest wyczuwalny. Właściwie nie jest to stymulacja, lecz polaryzacja, gdyż stałe napięcie przyłożone do głowy wytwarza stałe pole elektryczne. To ono modyfikuje częstotliwość wyładowania neuronów i wpływa na pracę mózgu.

Jak podaje "Scientific American", stymulacja tDCS na pewien czas zwiększa wydolność umysłową, na przykład poprawia pamięć, zdolności językowe i koncentrację uwagi. Lepsze są również umiejętności motoryczne. Nic dziwnego, że metodą tą zainteresował się Pentagon. Podobno amerykańska armia prowadzi testy, które mają wykazać, czy dzięki tej metodzie można zwiększyć umiejętności i wydolność żołnierzy.

Pracodawcy myślą o wykorzystaniu tDCS w swoich firmach. Prof. Alan Snyder z Centre for Mind w Sydney (Australia) poddał próbom 60 ochotników. Po piętnastominutowej stymulacji mózgu wykazywali oni wyraźnie lepszą pamięć topograficzną, szybciej rozwiązywali zadania matematyczne i lepiej radzili sobie w rysowaniu i malowaniu. Naukowe czasopismo PLOS ONE informuje, że uczony bada teraz, na ile pomaga stymulowanie przedniej części płata skroniowego prawego, które odpowiada za kreatywność.

Wydaje się, że jest to metoda bezpieczna. Badania mózgu przy użyciu EEG i rezonansu magnetycznego oraz testy psychologiczne nie wykazały dotąd żadnych objawów ubocznych stymulacji tDCS. Nie stwierdzono również jakichkolwiek morfologicznych uszkodzeń tkanki mózgowej.

Dr Roi Cohen Kadosh z uniwersytetu w Oksfordzie twierdzi jedynie, że jej efekty mogą być różne u poszczególnych osób - w zależności od osobowości. W jednym z jego badań ci, którzy obawiali się matematyki po zabiegu tDCS udzielali odpowiedzi szybciej, a poziom kortyzolu, tzw. hormony stresu, był u nich niższy. Z kolei osoby, które nie obawiały się matematyki, po stymulacji mózgu radziły sobie gorzej. Informacje na ten temat podawał "Journal of Neuroscience".

Na razie jednak technika ta testowana jest głównie w medycynie. Najbardziej spektakularne efekty uzyskano w próbach wybudzenia ludzi znajdujących się po ciężkim urazie mózgu w stanie wegetatywnym lub tzw. minimalnej świadomości.

Prof. Steven Laureys z uniwersytetu Liege w Belgii twierdzi na łamach "Neurology", że eksperymentom poddał 55 chorych. Jedni byli w śpiączce od kilku zaledwie tygodni, ale część pozostawała w takim stanie od kilku lat. Po trwającej 20 minut stymulacji metodą tDCS 13 osób w stanie minimalnej świadomości i 2 pacjentów w stanie wegetatywnym zdradzało nieco większe objawy świadomości, jakich wcześniej u nich nigdy nie zauważono. Niektórzy z nich byli w stanie się nawet komunikować. Polegało to na tym, że na proste polecenia odpowiadali ruchem gałek ocznych lub głową albo ściśnięciem ręki, jeśli było to możliwe.

Efekt stymulacji mózgu nie trwał jednak długo, ustępował już po dwóch godzinach. Nie wiadomo, w jaki sposób zadziałał. Prof. Laureys podejrzewa, u osób w stanie śpiączki tDCS pobudza procesy odpowiedzialne za koncentrację uwagi i pamięć roboczą.

Do neurostymulacji oprócz metody tDCS wykorzystywana jest technika o nazwie TMS (transcranial magnetic stimulation), czyli przezczaszkowa stymulacja magnetyczna mózgu. Wykazuje ona podobne działanie. Wytwarza pole magnetyczne pobudzające szlaki unerwienia cholinergicznego wpływające na zdolność zapamiętywania i koncentracji uwagi.

65-letnia Martha Rhodes opisuje w autobiograficznej książce "3,000 Pulses Later" jak dzięki trwającym 40 minut 30 seansom TMS wyleczyła się z opornej na farmakoterapię depresji. Twierdzi, że antydepresanty jej nie pomagały. Te z kolei, które nawet wykazywały jakieś działanie, powodowały u niej silne działania niepożądane, głównie nudności, wymioty i biegunki. Miała również wahania nastroju i myśli samobójcze.

Amerykański Agencja ds. Żywności i Leków w 2008 r. dopuściła metodę TMS w leczeniu lekoopornej depresji. W USA stosuje ją m.in. prof. Mark George z Medical University of South Carolina w Charleston. Z jego doświadczeń wynika, że udaje się wyleczyć co trzeciego pacjenta kwalifikującego się do TMS, a u 50-60 proc. uzyskuje się złagodzenie objawów depresji.

Stymulacją mózgu nigdy nie będzie można uczynić geniuszem zdolnego jedynie do pracy w ogrodzie niedorozwiniętego wiejskiego chłopaka, jak to pokazano w głośnym filmie "Kosiarz umysłów". Amerykański futurolog Francis Fukuyama prognozuje jedynie, że jej skutki dla współczesnego człowieka mogą być nawet większe niż klonowanie i inżynieria genetyczna.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (41)