SpołeczeństwoStrzały w Gdańsku. Postrzelony chłopak: - Zostałem trafiony w plecy. Strzały do nas były bezpodstawne.

Strzały w Gdańsku. Postrzelony chłopak: - Zostałem trafiony w plecy. Strzały do nas były bezpodstawne.

Strzały w Gdańsku. Postrzelony chłopak: - Zostałem trafiony w plecy. Strzały do nas były bezpodstawne.
Źródło zdjęć: © East News
03.11.2019 19:19

Robert został postrzelony przez prokuratora wojskowego w Gdańsku Wrzeszczu w nocy z 26 na 27 października. WP udało się dotrzeć do 21-latka leżącego w szpitalu Akademii Medycznej w Gdańsku. - Dostałem w plecy. Żyję cudem. Mogłem nigdy nie udzielić tego wywiadu – mówi nam Robert.

Sebastian Łupak: Jak się czujesz?

Robert: Fizycznie czuję się coraz lepiej, mogę sobie pozwolić na coraz dłuższe spacery po terenie szpitala. Psychicznie czeka mnie długa droga, bo nie zapomnę tego do końca życia (głos mu się łamie). Ten ostatni tydzień to był rollercoster emocjonalny. Od smutku i zastanawiania się, czym sobie na to zasłużyłem, przez rozgrywanie różnych scenariuszy tego wieczora.

I odpowiedziałeś sobie na pytanie: czy sobie na to zasłużyłeś?

Nie, niczym nie zasłużyłem, ale na pewno wyniosę z tego jakąś lekcję.

Jaką?

Może to zabrzmi banalnie (płacze)… ale zrozumiałem, jak ważna jest dla mnie rodzina i przyjaciele. To jest nieoceniony skarb.

Obraz
© East News/ Robert w oknie szpitala

Dlaczego weszliście na dach czyjejś posesji w środku nocy, w trakcie studenckiej domówki?

To był zew młodości w połączeniu z odrobiną alkoholu i chęcią drobnej przygody. Zawsze ciekawiej jest zapalić tego papierosa gdzieś, gdzie to wygląda ładniej. Zawsze lepiej jest truć się w ładnym miejscu, co nie? Impreza w mieszkaniu powoli się kończyła, trzeba było wychuchać trochę alkoholu na świeżym powietrzu. A poza tym ta noc była ostatnią z cieplejszych.

I wtedy zobaczyliście ten dach?

Wyglądało to na miejsce położone nieco wyżej, które pozwoliłoby nam spojrzeć z góry na przystanek autobusowy czy Galerię Metropolię z troszeczkę innej strony. Ten budynek nie wyglądał na zamieszkany. Byliśmy przekonani, że to był garaż, że nikogo tam nie ma. Okazało się, że ktoś tam był i to nie taki byle kto.

Prokurator wojskowy. Weszliście na dach campera, potem na murek i daszek garażu, ale już na jego posesji. A potem?

Zobaczyliśmy, że da się wejść jeszcze wyżej. Doszliśmy do okna z kratą. Ja zdążyłem się wspiąć po kracie na dach. I tam mieliśmy usiąść – zapalić. Ale mój kolega już nie zdążył do mnie dołączyć. Z tego, co mi opowiadał, zdążył zobaczyć odsłaniającą się firankę i wycelowaną w niego broń…

Obraz
© East News

Broń zza zakratowanego okna..

Parę sekund potem usłyszeliśmy pierwszy strzał. I ten strzał to było naprawdę pierwsze, co usłyszeliśmy. Strzał trafny – wycelowany w rękę kolegi. Ja byłem w tym momencie ogłuszony, nie spodziewałem się, że to jest aż taki huk. To w mojej głowie było naprawdę absurdalne i nierealne: ten pomysł, że ktoś może do nas strzelać. Widziałem, jak mój kolega ucieka, potem usłyszałem i zobaczyłem, jak dostał drugi raz, w nogę. Wybiegł poza teren tej działki.

A ty?

Ja cały czas szukałem zejścia na dół. W końcu udało mi się zeskoczyć poziom niżej, na trawę, na ziemię. Gdy podbiegłem do płotu, zostałem trafiony w plecy.

W plecy?

Tak. Po tym trafieniu w plecy musiałem jeszcze przeskoczyć przez ten płot. Na płocie zawisłem, zahaczył mi się but. Byłem w takim szpagacie jakby.

Bałeś się kolejnych strzałów?

Nie zastanawiałem się, czy umieram. Pomyślałem, że teraz albo nigdy. Udało mi się zerwać ten but z płotu i ostatkami sił, z gasnącym światłem w oczach, jakimś cudem, zdołałem dojść pod klatkę kamienicy, w której była nasza impreza.

Obraz
© East News/ Robert w szpitalu w otoczeniu przyjaciół

Traciłeś krew…

Nie zdążyłem nawet wbić w domofon numeru mieszkania, bo zemdlałem z powodu szoku i utraty krwi. Mdlejąc, uderzyłem się w głowę. Znalazła mnie koleżanka, która była na tej samej imprezie. Wracała z kebaba i zobaczyła, że jej kolega leży w kałuży krwi.

Pamiętasz ból czy strach?

To była kwestia instynktu. To instynkt nakazuje ci uciekać. To instynkt nakazuje ci przekierować całą energię, żeby dostać się do bezpiecznego miejsca. Jak już byłem na tej ostatniej prostej pod klatką, przypomniało mi się, że wszystko mogło się stać z moim kolegą. Próbowałem go więc wołać coraz bardziej słabnącym głosem. Okazało się, że dotarł do tego mieszkania przede mną i był już bezpieczny. Poinformował wszystkich, co się nam stało. Przyjaciele pomogli mi dostać się do mieszkania i trzymali mnie słowami, gestami przy życiu, dopóki nie dotarła do nas karetka. Potem pamiętam moment z karetki, w drodze do szpitala, gdy leżę przywiązany pasami. Kolega, który też został postrzelony trzymał moją rękę i mówił, żebym nie odlatywał.

Czy próbowaliście dostać się do mieszkania prokuratora, wyrwać kratę, wybić jakieś okna?

Wyrwać kratę? Ja ważę 65 kilo. Nie jestem w stanie podnieść ”na klatę” więcej niż … nawet nie wiem, ile jestem w stanie podnieść. Mój kolega też nie należy do siłaczy. W życiu nie dalibyśmy rady wyrwać tej kraty. Nie jesteśmy łobuzami, ani ćpunami, ani dzieciokradami…

Obraz
© East News

Nie było planu włamu?

Nigdy nie planowaliśmy się włamać do nikogo. Nigdy nie planowaliśmy nikomu zakłócić ciszy. To był bardzo nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Nikt nigdy nie spodziewałby się takich katastrofalnych skutków.

Pamiętasz strzały ostrzegawcze w powietrze?

Nie słyszeliśmy żadnych strzałów ostrzegawczych. Nikt nie wyszedł do nas i nie próbował nas przepędzić z tego dachu, z tego budynku, w żaden sposób. To po prostu zaczęło się od razu jako strzelanina.

Prokurator wojskowy nie powinien był do was strzelać?

Nie lubię oceniać ludzi. Nie znam tego pana, nie wiem, przez co w życiu przeszedł, nie wiem, z czym miał do czynienia i co skłoniło go do takiej reakcji. Ja wiem tyle, że na pewno wolałbym, żeby to się nigdy nie zdarzyło. Mimo wszystko, mógł zachować się inaczej, bo ja dostałem w plecy. Wszystkie strzały, jakie dostaliśmy, były bezpodstawne. My uciekaliśmy. Nie stwarzaliśmy żadnego zagrożenia, nie próbowaliśmy z nikim walczyć. Kto bezbronny walczy z człowiekiem, który strzela do niego z pistoletu?

Obraz
© East News

Czy to zdarzenie zostaje w głowie?

To zostaje i wraca, jako sen. Nie raz mam taką wizję: wraca moment, gdy kula przebiła moje ciało. Czuję, jakbym złapał ją dłonią i kula spadałby mi lekko po palcach. Takie wizje, jak myślę, będą mnie prześladowały jeszcze dosyć długo. Próbowałem wczoraj oglądać serial i tak się zdarzyło, że jedną z pierwszych scen była strzelanina. Musiałem przerwać…

Jak to, co się stało, może zmienić twoje życie?

Mówiąc żartobliwie: już nigdy nie będę miał tak pięknego brzucha, jak miałem. Jest teraz cały w bliznach. Byłem właściwie po operacji rozpruty od pępka aż na sam dół. Do tego rana na plecach wlotowa, a na brzuchu, przy pachwinie - wylotowa. No i jeszcze ta dziura do drenu.

A poza wyglądem co się zmieni?

Na pewno zacznę przykładać większą uwagę do relacji z ludźmi, ze znajomymi, z rodziną (głos mu się łamie). Nigdy nie wiadomo, kiedy głupie wyjście na papierosa może się skończyć strzelaniną. Ja żyję cudem. Mogłem być inwalidą. Mogłem nie żyć. Mogłem nigdy nie udzielić tego wywiadu.

Obraz
© East News

PS. W niedzielę pod szpitalem w Gdańsku pojawiła się grupa znajomych Roberta – kilkadziesiąt młodych ludzi. Machali do Roberta, który obserwował ich z okna szpitalnego. Młodzi mieli transparent mówiący ”Strzelał bez ostrzeżenia do bezbronnych”. Mówili, że znają Roberta i jest to spokojny młody człowiek.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1503)
Zobacz także