PublicystykaStrzał w stopę Donalda Tuska. Przekroczył linię

Strzał w stopę Donalda Tuska. Przekroczył linię

Donald Tusk twierdzi, że w Brukseli działa na rzecz interesów Polski. Po części ma rację. Ale jego wypowiedzi mogą obrócić się przeciwko naszemu krajowi.

Strzał w stopę Donalda Tuska. Przekroczył linię
Źródło zdjęć: © East News
Oskar Górzyński

Kodeks etyki przewodniczącego Rady Europejskiej już w pierwszym punkcie mówi, że "interes publiczny wymaga, aby osoba pełniąca ten urząd postępowała (...) w sposób zgodny z jego powagą i funkcją, a także w wyłącznym interesie Unii."

Donald Tusk najwyraźniej trochę inaczej widzi swoją rolę.

Odpowiadając na pytanie "Tygodnika Powszechnego" o swoją polityczną przyszłość i spekulacje o powrocie do polityki, Tusk stwierdził:

- Bruksela to nie emigracja i nie Sulejówek. Będąc tam i szefując Radzie Europejskiej, działam tak samo na rzecz polskich interesów, jak działałem, kiedy moje miejsce pracy było w Warszawie - powiedział.

To zdanie bardzo dobrze wpisuje się w plany powrotu Tuska do polskiej polityki i ewidentnie skierowane jest do polskiego odbiorcy. Problem w tym, że były premier jednocześnie strzela sobie w ten sposób samobója: podważa swoją pozycję jako przewodniczącego Rady. Ten, według unijnych zasad i norm, powinien być bezstronny, kierować się - jak to zostało ujęte wyżej - wyłącznym interesem Unii.

Oczywiście, to tylko ideał. Prawdziwa bezstronność i poddanie się interesowi całej wspólnoty w praktyce nie jest chyba możliwe. Ale dla funkcjonowania Unii jednak ważne jest by człowiek odpowiedzialny za wypracowywanie kompromisów wśród państw członkowskich - i reprezentujący je na zewnątrz - przynajmniej do tego aspirował, lub stwarzał takie pretensje. Tusk rzecz jasna zdaje sobie z tego sprawę. W innym miejscu tłumaczy tym fakt, że nie mógł wpłynąć na niezgodną ze stanowiskiem Polski ekspertyzę Rady Europejskiej w sprawie Nord Stream 2.

Ale jak pokazuje jego wyżej wymieniona wypowiedź, nie bierze tego całkowicie serio. I przynajmniej u niektórych w Brukseli wywołuje to jawną frustrację. Jak np. wtedy, kiedy Tusk konsekwentnie krytykował mechanizm relokacji migrantów, prezentując tu stanowisko zbieżne z polskim (choć nie tylko). Co ciekawe, mniej irytuje eurokratów jego coraz odważniejsze mieszanie się w polską politykę, z dość oczywistego powodu: polski rząd nie ma zbyt wielu przyjaciół w Europie.

Ale czy ta ostentacyjna dbałość o polski interes przez Tuska rzeczywiście leży w interesie Polski? Sądzę, że nie. I to niekoniecznie z powodu jego krytyki rządu PiS (tu można mieć różne opinie). Przede wszystkim dlatego, że w ten sposób podważa swoją własną pozycję. Przez to, jego zgodne z interesem Polski stanowisko w sprawach dla Polski ważnych - takich jak relokacja, rosyjskie sankcje, Nord Stream, przyszły kształt UE - może łatwo zostać zdyskredytowane.

Ale skutki mogą być bardziej długofalowe. Ponieważ Tusk jest dopiero drugim w historii przewodniczącym Rady, stwarza w ten sposób zły precedens, z którego skorzystać może jego następca. A będzie nim prawdopodobnie ktoś, kto znacznie mniej odzwierciedla punkt widzenia Polski i naszego regionu. I on też może używać stanowiska, by promować interes swojego kraju, albo wykorzystywać swoją pozycję do wewnętrznej walki politycznej. To nie będzie dobre ani dla Polski, ani dla Unii.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)