ŚwiatStrażnicy własnego biznesu

Strażnicy własnego biznesu

Waszyngton nałożył sankcje gospodarcze na Strażników Rewolucji. Dla członków tej największej korporacji w Iranie to zapewne znakomita wiadomość.

19.11.2007 | aktual.: 19.11.2007 12:36

My w Iranie lubimy proste rozwiązania. Jeśli żona jest cudzołożnicą, to ją kam... kamerujemy z kochankiem i dostajemy rozwód. Jeśli złapiemy złodzieja na gorącym uczynku, to obcinamy mu rę... rentę inwalidzką. Jeżeli jednak chcemy kupić mercedesa, kilka butelek szkockiej czy nowy dom, to sprawa jest jeszcze prostsza – idziemy do Strażników Rewolucji” – takiej reklamy w kraju ajatollahów jeszcze nie ma. Ale mogłaby być.

Z kapitałem wartym blisko 12 miliardów dolarów i z rocznym dochodem rzędu 2 miliardów korporacja Strażników Rewolucji z pewnością zajęłaby wysokie miejsce w światowych rankingach biznesu. Zamiast tam trafić, została wpisana przez Amerykanów na listę organizacji terrorystycznych. Nie bez powodu.

Pieniądze z zysku strażnicy przeznaczają między innymi na zakup przydrożnych min, które są największym zagrożeniem dla amerykańskich żołnierzy w Iraku. Prawdopodobnie w ten sam sposób finansowane są również rakiety spadające od czasu do czasu na izraelskie miejscowości w pobliżu granicy z Libanem.

25 października amerykański Senat obłożył korporację strażników, a pośrednio również Iran, najcięższymi sankcjami od czasu rewolucji islamskiej w 1979 roku. Na cenzurowanym znaleźli się biznesmeni z Armii Strażników Rewolucji Islamskiej (taka jest pełna nazwa korporacji) oraz elitarni „strażnicy” z formacji Quds (Jerozolima), która w korporacji odpowiada za kontakty z zagranicznymi partnerami, takimi jak Hezbollah, Hamas i iracka brygada Badr.

Dozorcy czegokolwiek

– Amerykańskie sankcje pewnie znów będą nieskuteczne, bo Europejczycy i Chińczycy nie przestaną nagle handlować z Teheranem. A w zasadzie nie da się handlować z Teheranem bez pośrednictwa strażników – mówi „Przekrojowi” profesor Ali Ansari, specjalista od Iranu w londyńskim instytucie Chatham House. Skąd w takim razie taka przewrotna nazwa największej irańskiej korporacji? Trzeba przyznać, że w ciągu ostatnich 30 lat irańscy Strażnicy Rewolucji nieco się przekwalifikowali. Na początku 1979 roku szach Mohammad Reza Pahlawi uciekł za granicę, a władzę w kraju przejęli islamscy fundamentaliści. Ich przywódca, ajatollah Chomeini, obawiał się, że hołubiona wcześniej przez szacha armia nie będzie mu posłuszna. Dlatego postanowił stworzyć własną – Armię Strażników Rewolucji.

W irańskiej konstytucji wciąż istnieje zapis, że „armia [ta zawodowa] odpowiada za zewnętrzne i wewnętrzne bezpieczeństwo kraju”, natomiast strażnicy mają „bronić rewolucji”, cokolwiek miałoby to znaczyć. W praktyce stworzono ludową armię wzorowaną na (o zgrozo!) amerykańskiej Gwardii Narodowej. Jej członkowie mieli spotykać się raz do roku na kilkutygodniowych ćwiczeniach. Jednym słowem Chomeini postanowił postawić na ilość, a nie jakość. Wkrótce okazało się, że obrona rewolucji nie polega tylko na wyrywaniu paznokci zwolennikom szacha. W 1980 roku Saddam Husajn zaatakował Iran. Przez pierwsze dwa lata konfliktu przeważali Irakijczycy, a walki toczyły się już głęboko na terytorium Iranu. Jednakże potem do akcji wkroczyli strażnicy. W ciągu dwóch miesięcy mimo słabego uzbrojenia i braku doświadczenia udało im się wyprzeć wojska Saddama Husajna z Iranu. Wtedy wielu zawodowych oficerów proponowało negocjacje z Irakijczykami, ale przywódcy strażników przekonali Chomeiniego, że trzeba pójść za ciosem i zająć
najważniejszy iracki port – Basrę. W rezultacie konflikt przedłużył się o następne sześć lat. Irańczykom nie udało się zająć Basry, a straty po obu stronach sięgnęły niemal miliona zabitych. Wtedy strażnicy odkryli w sobie żyłkę przedsiębiorców. Całe zachodnie pogranicze Iranu było po wojnie doszczętnie zniszczone. Dlatego zamiast wysyłać do domu 300-tysięczne pospolite ruszenie, przywódcy strażników przekonali władze, że ich podwładni powinni teraz zająć się odbudową ojczyzny. Okazało się jednak, że strażnicy radzili sobie z budownictwem mniej więcej tak jak z prowadzeniem działań wojennych – dość chaotycznie. Z tego powodu, aby zyskać kolejne kontrakty budowlane, najważniejsi strażnicy postanowili wejść w politykę, oczywiście nie rezygnując ze swoich dawnych posad. Taką praktyką zaniepokojony był już sam Chomeini, który w swoim testamencie opublikowanym w 1988 roku, na rok przed śmiercią, nawoływał strażników, „aby przestrzegali zasady nieingerencji wojskowych w politykę”. Jak się później okazało,
nawoływał nieskutecznie.

Lata 90. nie były jednak pomyślne dla największej irańskiej korporacji. Dwaj kolejni prezydenci Iranu – Ali Akbar Rafsandżani i Mohammad Chatami – obawiali się wzrostu znaczenia strażników i skutecznie skierowali ich zainteresowania poza granice kraju. Rozpoczął się złoty okres formacji Quds, która zaangażowała się w pomoc libańskiemu Hezbollahowi (w 1982 roku kilku strażników założyło tę organizację).

Łapa położona na wszystkim

Wtedy też strażnicy dorobili się pierwszej fortuny. Po śmierci Chomeiniego irański parlament powierzył strażnikom zadanie ochrony granic państwa. Kiedy po pierwszej wojnie w Zatoce ONZ nałożyła na Irak zakaz eksportu ropy naftowej, strażnicy dogadali się z Saddamem Husajnem i zaczęli szmuglować iracką ropę przez granicę.

Zarobione w ten sposób pieniądze i zmiana władzy w Teheranie stworzyły korporacji strażników nieograniczone wprost możliwości rozwoju. – Koniec kadencji słabnącego Chatamiego i nowe rządy [Mahmuda] Ahmadineżada to okres, w którym strażnicy tworzą w Iranie państwo w państwie – przekonuje nas profesor Ansari. W ostatnich dwóch latach dzięki kontaktom politycznym sięgającym prezydenta Ahmadineżada (który sam był strażnikiem) posypały się rządowe kontrakty dla Strażników Rewolucji.

Wcale nie dlatego, że korporacja strażników jest najlepsza w kraju. – Przetargi na rządowe kontrakty są oczywiście ustawiane tak, aby warunki spełniali tylko strażnicy albo firmy przez nich podstawione. Często zdarza się, że tylko strażnicy wiedzą o tych przetargach – mówi „Przekrojowi” Massoud Rajaavi z Narodowej Rady Oporu Iranu, irańskiego parlamentu na uchodźstwie. Większość kontraktów dotyczy budownictwa, na którym strażnicy oczywiście się nie znają. Dlatego bardziej skomplikowane projekty wykonują (często europejscy) podwykonawcy. Ale w kasie strażników zostaje odpowiedni procent z transakcji.

W ten sposób Strażnicy Rewolucji (a w zasadzie kontrolowana przez nich firma budowlana Chatham Al Andia) dostali rządowe kontrakty na budowę międzynarodowego lotniska w Teheranie (o wartości miliarda dolarów), teherańskiego metra (1,2 miliarda), rurociągu do Pakistanu (1,3 miliarda) i infrastruktury wydobywczej w prowincji Fars. Ale jak przekonuje nas Rajaavi, budownictwo to tylko wierzchołek góry lodowej. – Ostatnio strażnikom spodobał się handel samochodami. Kontrolują też irańską montownię Mazdy. Poza tym każdy irański importer i eksporter musi płacić im haracz, a już szczytem wszystkiego jest handel przeszmuglowanym alkoholem – denerwuje się Rajaavi.

Irańscy strażnicy zachowują się trochę jak KGB po upadku Związku Radzieckiego, gdy zorganizowane na wojskową modłę grupy byłych agentów zabierały się do prowadzenia biznesu.- W Iranie tak jak w Rosji lat 90. ekonomiczni rywale strażników są zastraszani albo szybko trafiają do więzienia. Tak było w przypadku dużej irańskiej firmy naftowej Oriental Oil Kish. Gdy dostała ona od rządu lukratywny kontrakt na wydobycie ropy, strażnicy „zaproponowali” kierownictwu firmy, że przyłączą się do interesu. Oriental Oil Kish odmówiła i wkrótce w niewyjaśnionych okolicznościach straciła wiceprezesa.

Nałożone na Strażników Rewolucji amerykańskie sankcje gospodarcze prawdopodobnie nie będą skuteczne. Z dwóch powodów. Po pierwsze, bo są „amerykańskie”, czyli „niesłuszne” dla zaprzyjaźnionych z Iranem mocarstw. Chińczycy i Rosjanie (i, niestety, również Europejczycy) chętnie pohandlują z państwem, z którym nie chce handlować Ameryka, ale żeby pohandlować z Iranem, trzeba w większości przypadków dogadać się ze strażnikami. Po drugie, sankcje będą nieskuteczne, bo są gospodarcze. Na gospodarczej izolacji Iranu najbardziej korzystają strażnicy, którzy jako główni rozgrywający irańskiej gospodarki po prostu okradają swoich współobywateli. Ale irańscy Strażnicy Rewolucji nie pierwsi w historii zamienili rewolucję na swój własny interes.

Łukasz Wójcik

Źródło artykułu:WP Wiadomości
iransankcjeusa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)