"Strajki w służbie zdrowia to jednostkowe przypadki"
Mamy dużą wiarę w "biały szczyt" i wierzymy w dialog społeczny, że on też rozładowuje pewne napięcia. Bo mamy jednak do czynienia z jednostkowymi przypadkami strajków - ocenia gość "Salonu Politycznego Trójki", szef Gabinetu Politycznego Premiera Sławomir Nowak.
12.03.2008 | aktual.: 12.03.2008 13:17
Michał Karnowski: Po powrocie ze Stanów rząd zastał niedobre informacje: strajki w szpitalach, Łomża – pielęgniarki ze szpitala wojewódzkiego zaczęły strajk okupacyjny, w Pile też strajk w szpitalu specjalistycznym, z kolei w Radomiu niektóre oddziały w szpitalu nie przyjmują pacjentów. Wraca problem. „Biały szczyt” pracuje. Jak Pan to wszystko ocenia?
Sławomir Nowak: Ten problem istnieje od dłuższego czasu. Opinie publiczna chyba przyzwyczaiła się do tego, że będziemy wstrząsani raz po raz tego rodzaju sytuacjami, takimi przykładami napięć w szpitalach w całym kraju. Problem wymaga gruntownego uregulowania generalnego i nad tym pracuje właśnie „biały szczyt”. Pracują środowiska lekarskie, pracuje Ministerstwo Zdrowia, ale nic dobrego się nie wydarzy z godziny na godzinę czy z dnia na dzień. To wszystko wymaga czasu. To jest naprawdę wiele, wiele lata zaniedbań i kłopotów w służbie zdrowia. Do momentu uregulowania i uporządkowania tego takie sytuacje będą.
Do tego dochodzi dyrektywa unijna, która wymusiła zmianę polskiego prawa i dała lekarzom potężny argument prawny w domaganiu się podwyżek. Idzie o pieniądze. Rozumiem, że nie ma mowy o takim bieżącym dosypaniu na przykład kilku miliardów, które uspokoiłyby sytuację na kilka miesięcy?
- Z roku na rok wszyscy jako społeczeństwo się bogacimy, państwo się bogaci, jest coraz więcej pieniędzy w systemie ochrony zdrowia, z roku na rok przyrasta kilka miliardów złotych, zatem problemem nie jest tylko brak pieniędzy. Oczywiście, że to jest kwestia niedoinwestowania, braków. Lekarze, pielęgniarki, położne w zdecydowanej większości mają uzasadnione oczekiwania płacowe. Natomiast ten system jest niewydolny z definicji, zatem bez jego usprawnienia, bez uszczelnienia będzie dochodziło nieustannie do wyciekania pieniędzy podatników – na to zgody nie ma.
A jeśli strajki będą się rozszerzały? Jeśli służba zdrowia zawiesi swoją działalność?
- Sytuacja nie jest aż tak dramatyczna. Do takiego momentu na pewno nie dojdzie.
Ale coraz trudniej, Panie ministrze, dostać się do szpitala. Naprawdę jest źle. Myślę, że słuchacze też tak uważają.
- Ten system jest niewydolny.
Trzy tygodnie trzeba czekać, żeby się dostać do lekarza rodzinnego.
- Tak. Proszę zwrócić uwagę, że wielu Polaków w sytuacji zapaści tego systemu decyduje się na korzystanie z prywatnej ochrony zdrowia. Dlatego jednym z elementów tej reformy, którą wprowadza Ministerstwo Zdrowia jest włączenie prywatnego systemu do publicznej opieki zdrowotnej, to znaczy, jeżeli płacimy za usługę lekarską, to w ten sposób, aby pieniądze były w całym systemie, a nie tylko na linii pacjent – prywatna przychodnia.
Rząd na bieżąco obserwuje sytuację w służbie zdrowia?
- Oczywiście, że tak. Mamy dużą wiarę w „biały szczyt” i wierzymy w dialog społeczny – że on też rozładowuje pewne napięcia. Bo jednak mamy do czynienia z jednostkowymi przypadkami strajków. Oczywiście one są medialnie „atrakcyjne”, ale nie mamy do czynienia z jakąś wielką falą. (mg)
Przeczytaj cały wywiad