Stracili wielu przyjaciół, mówią, że ludzie ich nie rozumieją. "Nie znikniemy z ulic"
Patrzą na świat zza kasku. Ryzykują życiem, ale mówią: "jak każdy". Motocykliści nazywani są "dawcami organów". Oni jednak nie zgadzają się na takie epitety. W rozmowie z WP obalają stereotypy: - Po wypadku do pobrania nadają się co najwyżej rogówki.
25-letni Tomek i 27-letni Konrad zginęli na miejscu. Jechali motocyklami naprzeciwko siebie, zderzyli się. Ta informacja wstrząsnęła tylko częścią internautów. Wielu z nich jest surowych dla ofiar: "sami się prosili", "szaleńcy", "dawcy organów". W rozmowie z Wirtualną Polską odpowiedzieli im motocykliści.
- Akurat ten przypadek jest specyficzny, bo tutaj faktycznie na własne życzenie mężczyźni się zderzyli. Na zakręcie obaj jechali w złożeniu i obaj źle dobrali tor jazdy. Ulica to nie jest tor wyścigowy - podkreśla Maciej Grabowski, redaktor miesięcznika "Motocykl". Zaznacza jednak, że obraźliwe komentarze są po każdym wypadku motocyklowym, niezależnie od tego, kto go spowodował.
- Pies szczeka, karawana idzie dalej - w ten sposób komentuje to, jak działają internetowe trolle. Zaznacza, że motocykliści nie znikną z ulic. - Ja straciłem już siódemkę znajomych. Jeden z nich, we Wrocławiu, dostał na motocyklu udaru. Widok był makabryczny i też były komentarze, że jechał z 200 km/h. Nazywano go "durniem", "kolejnym dawcą nerek", a on jeździł bardzo spokojnie - mówi Grabowski.
Domyśla się, skąd bierze się generalizowanie problemu. - Choć na ulicy mija się wiele motocykli, to zwraca się uwagę na te z rozwierconymi wydechami czy jak ktoś zasuwa na gumie, ostentacyjnie się zachowuje. Jak idziemy ulicą i mijamy mnóstwo ludzi, to też zapamiętujemy głównie pijanego biedaka czy szaleńca biegającego nago - tłumaczy.
"Bzdura"
Grabowski obala też kolejny mit. - Generalnie wypadki motocyklowe, w negatywnym znaczeniu, są spektakularne. Tu nie ma poduszek powietrznych czy karoserii, jest tylko ubranie. Nawet to z najwyższej półki chroni tylko przed upadkiem na ziemię. Uderzenie w cokolwiek powoduje makabryczne, wielonarządowe obrażenia. Prostuję więc stwierdzenie, że motocykliści to dawcy organów, bo po takim wypadku do pobrania nadają się co najwyżej rogówki - zaznacza.
"Bzdurą" nazywa sformułowanie "mają pętlę na szyi", czyli teorię, że niektórzy przywiązują się do motorów linkami, by w razie wypadku przy dużej prędkości pętla momentalnie przerwała rdzeń kręgowy. A wszystko dlatego, że rzekomo motocykliści wolą umrzeć, niż być kalekami. Grabowski zwraca uwagę, że tzw. zrywki stosuje się jedynie przy kładach, by w niebezpiecznym momencie pojazd się zatrzymał. Wspomina też o akcji "Idzie wiosna, będą 'warzywa'", która miała wyszydzać stereotypy o motocyklistach.
Zapewnia, że ani przez moment, mimo że stracił kilku kolegów, nie myślał o tym, by rzucić jazdę na motocyklu. Przyznaje jednak, że kiedy urodził mu się syn, trochę zmienił podejście. Zwraca uwagę, że wśród motocyklistów są lekarze, księża, ojcowie, ale też wariaci. - Jedni szukają adrenaliny, inni się uspokajają - ocenia Grabowski.
Motocykliści przyznają: lubią przyspieszyć
Jednocześnie nie ukrywa, że motocyklistów "korci", by jechać szybko. - Motocykle mają około stu koni, sportowe - 200, a ważą maksymalnie po 250 kg. Mają przyspieszenia rzędu bardzo wysokiej klasy samochodów sportowych. To tylko kwestia jednego ruchu nadgarstkiem. Nie wszyscy jednak jeżdżą szybko i agresywnie. Może się wydawać, że ktoś znacznie przekracza prędkość, a w rzeczywistości tak nie jest. Głośny dźwięk, jaki wydaje maszyna, daje takie wrażenie - wyjaśnia.
Ze stereotypami nie zgadza się też Arkadiusz Wagner z Klubu Motocyklowego Trajkersi. Zauważa, że w każdej grupie kierowców znajdą się osoby, które nie szanują prawa. Krytykom odpowiada historią. - Kolega wyjeżdżał co niedziela na motocyklu. Miał stałą trasę. Raz nie wrócił. Rodzina z dzieckiem skręcała na "siusiu", zderzyli się. Mój kolega zginął na miejscu - mówi.
- Jazda na motocyklu nie należy do bezpiecznych rozrywek. Nigdy jednak, wsiadając na motocykl, nie proszę się o to, żeby coś mi się stało. Błędy są rzeczą ludzką. Nie zawsze to motocyklista je popełnia, na drodze są też inni. Okoliczności są bardzo różne. Czasem brakuje odrobiny szczęścia - ocenia Wagner.
On też nie wypiera się tego, że motocyklistów "ciągnie" do tego, by przyspieszyć. - W szybkim samochodzie mamy taką samą ochotę sprawdzić, jakie maszyna ma możliwości. To naturalne. Na koszulkach motocyklistów czasem są napisy "lubię zap...dalać" - mówi.
"Za dużo hejtu, by polemizować"
Choć w sieci jest mnóstwo negatywnych komentarzy, na ulicy Wagner raczej nie spotyka się z krytycznymi reakcjami - Kierowcy uczą się współżyć z nami na drodze. Coraz częściej doświadczam tego, że kierowcy samochodów zostawiają mi miejsce - zauważa.
Jak podkreśla, jazda na motocyklu to często nie tylko pasja, ale też "kawał życia". - Wielu z nas poświęca sporo czasu, by nasze środowisko motocyklowe było zintegrowane. Kiedy motocykliści mijają się na drodze, pozdrawiają się lewą ręką. Dzielimy pasję i niebezpieczeństwa - zaznacza. Dodaje, że są stowarzyszenia, kluby, motocykliści biorą też udział w akcjach oddawania krwi.
Wagner nie sili się na to, by przekonywać krytyków, że nie mają racji. - Nie widzę argumentów żeby człowiekowi, który uważa, że motocyklista to dawca organów, wkładać do głowy, że tak nie jest. On po prostu tak myśli, choć jest to błędne. My też mamy rodziny, chcemy wrócić do domów - podkreśla.
Przedstawiciel jednego z klubów motocyklowych podziela zdanie Wagnera i "nie wchodzi w polemikę z ludźmi, którzy nie czują tego sportu i pasji". - Za dużo hejtu i jadu płynie od ludzi, którzy nie mają pojęcia na temat jazdy na motocyklu i nie ma możliwości im tego uświadomić, niestety - podkreśla.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl