Stop imigrantom – to najlepszy polityczny towar. Szwedzi to kupili
Imigracja, integracja, dobrobyt – te trzy tematy zdominowały wybory parlamentarne w Szwecji. I choć niedzielne wybory wygrali Socjaldemokraci, to prawdziwym zwycięzcą jest antyimigracyjna partia Szwedzkich Demokratów.
Na oficjalne wyniki głosowania poczekamy prawdopodobnie do środy, ale w stosunku do tych z ponad 99 proc. komisji wyborczych, nie zmienią się w radykalny sposób.
Według tych danych rządzący dotychczas Socjaldemokraci zdobyli 28,4 proc. głosów, a ich potencjalni koalicjanci - Partia Lewicy (7,9 proc.) i Zieloni (4,3 proc.). Centrolewicowy blok dysponuje więc 40,6 proc. głosów.
Blok centroprawicy uzyskał wynik słabszy o zaledwie 0,3 pkt. proc. (Umiarkowana Partia Koalicyjna -19,8 proc., Partia Centrum - 8,6 proc., Chrześcijańscy Demokraci - 6,4 proc., Liberałowie - 5,5 proc.).
Z każdym, byle nie ze Szwedzkimi Demokratami
Remis bloków "czerwonego" (lewica) i "niebieskiego" (centrum) może doprowadzić do rewolucji w szwedzkiej polityce. Nie oznacza to jednak, że punkt ciężkości przesunie się zdecydowanie na prawo. Bardziej prawdopodobne jest złamanie tradycyjnych bloków koalicyjnych w celu niedopuszczenia do władzy Szwedzkich Demokratów.
Bo choć utworzenie stabilnego rządu wydaje się w tych warunkach zadaniem trudnym, może nawet niewykonalnym, bo spokój rządzącym mógłby zapewnić jedynie sojusz ze Szwedzkimi Demokratami, ten trudno sobie wyobrazić.
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę szef SD Jimmie Åkesson, którego partia zdobyła 17,6 proc. głosów (przekłada się to na 62 mandaty) i stała się trzecią siła w Riksdagu, szwedzkim parlamencie. I choć to wynik słabszy, niż pokazywały sondaże, to Åkesson uzyskał pozycję, o której jeszcze kilka lat temu mógł tylko marzyć.
- Wzmacniamy naszą rolę. Będziemy mieć ogromny wpływ na to, co dzieje się w Szwecji w nadchodzących tygodniach, miesiącach, latach – mówił szef SD w wieczór wyborczy.
I nie jest to chełpienie się, ale realna ocena sytuacji, bo to Jimmie Åkesson, a nie rządzący krajem Socjaldemokraci, narzucił kampanijne tematy.
Z kryzysu wycisną tyle, ile było można
On i jego partia bezwzględnie wykorzystali kryzys związany z napływem imigrantów. W Szwecji według statystyk w latach 2014-15 o azyl ubiegało się 260 tys. osób, głównie z Syrii i Afganistanu. Odbiło się to, bo nie mogło się nie odbić, na poziomie bezpieczeństwa, świadczeń socjalnych i opiece medycznej dla Szwedów.
Winą za to Szwedzcy Demokraci na każdym kroku obciążali premiera Stefana Löfvena i jego gabinet.
A Löfven nie miał wyjścia. Widząc wzrost poparcia dla SD zaostrzył politykę antyimigracyjną. Zradykalizowały się również inne partie, które imigrantów zaczęły traktować jak polityczną viagrę. Po antyimigracyjny straszak sięgnęła choćby Ebba Busch Thor kierująca Chrześcijańskimi Demokratami. Podziałało, bo notowania jej partii od razu wzrosły.
A już prawdziwą wodą na młyn Szwedzkich Demokratów była zmiana nastawienia do imigrantów przez Unię Europejską. Mogli wykrzyknąć – podobnie jak w Polsce zrobił to PiS – "Mieliśmy rację”.
To Unia powinna znaleźć receptę
I choć w wieczór wyborczy Stefan Löfven recytował, że "Szwedzcy Demokraci nigdy nie mieli, i nigdy nie będą mieć do zaoferowania niczego, co pomoże szwedzkiemu społeczeństwu. I że potrafią tylko zwiększać podział i nienawiść ", to będzie musiał liczyć się z głosem Jimmie Åkessona.
Nie tylko w Szwecji partie skrajnej prawicy zyskały na kryzysie imigracyjnym. Osiągnęły ogromne korzyści polityczne – kosztem głównego liberalnego nurtu w Europie Zachodniej - również we Włoszech, Austrii, Norwegii i Finlandii.
"Szwecja potrzebuje przestrzeni, że by móc swobodnie oddychać. Potrzebuje odpowiedzialnej polityki imigracyjnej " – mówił w niedzielę Jimmie Åkesson.
Jeśli Unia Europejska nie będzie w stanie opracować skutecznej polityki, nie tyle tej powstrzymującej napływ imigrantów, co tej integrującej ich tam, gdzie znaleźli spokojną przystań, to podobne hasła zostaną wykrzyczane wkrótce w następnych krajach.