Przewrót w Rosji? Postawili się otwarcie Putinowi. "Zdrada stanu"
- Nie wnioskowaliśmy o zrobienie prezydentowi niczego niezgodnego z prawem - mówią Wirtualnej Polsce rosyjscy radni, którzy oskarżają Władimira Putina o zdradę stanu. Zaapelowali głośno o usunięcie go z urzędu. I natychmiast zostali za to ukarani. - Chcieliśmy pokazać obywatelom Rosji, że nie wszyscy popierają tę wojnę. Istnieją całe organy władzy, które są temu przeciwne - dodaje radny Dmitrij Bałtrukow.
Wtorek, 13 września, po południu. Sędzia Swietłana Reznikowa w sądzie smolnińskiego rejonu Petersburga ogląda nagranie sprzed kilku dni, na którym grupa radnych jej rejonu prowadzi posiedzenie na schodach swojej rady rejonowej. Zbierają się w taki sposób od ponad roku. Smolniński to jeden z trzech rejonów (na ponad 100), w którym nie rządzi putinowska większość.
Władze chciały utrudnić radnym działalność, a miejscowy sąd nie po raz pierwszy zajmuje się sprawą rozwiązania rady, aby miejscowy gubernator zarządził nowe wybory (i bardziej "dopilnował" wyników).
Tym razem jednak do materiałów sprawy trafia to nagranie. Dmitrij Paluga czyta podjętą przez radnych decyzję. Mowa w niej o tym, że giną obywatele Rosji, rosyjska gospodarka cierpi, a granica Federacji Rosyjskiej z krajami NATO wzrosła ponad dwukrotnie: "W związku z tym zwracamy się do deputowanych Dumy Państwowej o przedstawienie propozycji wniesienia oskarżenia przeciwko prezydentowi Federacji Rosyjskiej o zdradę stanu w celu usunięcia go z urzędu" — czyta Paluga. Kamienna twarz Reznikowej zmienia się przy słowie "usunięcie". Paluga jest na sali i jest zadowolony z tego momentu.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Sędzia wydaje wyrok i nakazuje gubernatorowi rozwiązać niewygodną radę, a Paludze zapłacić 47 tys. rubli (777 dolarów) za rzekomą "dyskredytację sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej". To standardowy już artykuł, i nie chodzi w nim o to, co się rzeczywiście stało.
— Od trzech lat, odkąd zostaliśmy wybrani, nasza rada to ciągła historia procesów sądowych. Chyba już ze trzydziestu. Władze bez przerwy z nami walczą. Z jednej strony, taki "rutynowy" moment, ale z drugiej - jest to pierwszy proces o rozwiązaniu, które przegraliśmy. Pewnie wynika to właśnie z naszej ostatniej decyzji — mówi WP radny Dmitrij Bałtrukow. On sam ma proces w najbliższy czwartek, jak mówi - "drugi antywojenny". Wtedy proces administracyjny może już zamienić się w proces karny.
— Nie zrobiliśmy nic niezgodnego z prawem — przekonuje Nikita Juferiew, inny radny, z którym rozmawiała Wirtualna Polska. — Zrobiliśmy wszystko celowo zgodnie z istniejącymi procedurami. Zaplanowaliśmy posiedzenia, na które przybyliśmy i głosowaliśmy. Prawo federalne pozwala nam wysłać taki wniosek do deputowanych. Nie zwracamy się do parlamentu z propozycją zrobienia czegoś nielegalnego z prezydentem. Wręcz przeciwnie, uruchamiamy procedurę przewidzianą w konstytucji i federalnej ustawie o zdradzie stanu. Do tej pory nie było precedensu, aby ktoś został skazany za wniosek do organu państwowego. Ponadto rosyjskie prawo wyraźnie tego zabrania.
Zdaniem Jufieriewa, Kreml ucieka się do karania z artykułu o "dyskredytacji armii", aby zastraszać i uciszać obywateli.
"Nie mamy złudzeń"
Uciszyć się nie udało. Wręcz przeciwnie, uruchomiło to lawinę w całej Rosji. Dzień po decyzji radnych z Petersburga, 8 września, rada deputowanych z moskiewskiego rejonu "Łomonosowski" (to też znana od lata rada opozycyjna) poprosiła Putina o rezygnację ze stanowiska. A w poniedziałek powstała petycja składająca się z dwóch zdań: "My, radni Rosji, uważamy, że działania W.W. Putina szkodzą obywatelom i ich przyszłości. Wymagamy dymisji Władimira Putina ze stanowiska prezydenta Rosji!".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Autorka petycji, Ksenia Torstrem, także radna z Petersburga (tyle że nie z opozycyjnej dzielnicy) wystosowała tę petycję, aby wesprzeć swoich kolegów ze Smolnińskiego. Sama twierdzi, że tekst jest maksymalnie krótki, by "nikogo nie dyskredytować". Na pytanie, czy podpisałaby się pod taką uchwałą jak zrobili to radni z rejonu smolnińskiego, mówi: - Przestraszyłabym się.
Petycję Torstrem zaczęli podpisywać dziesiątki radnych, od Petersburga do Jakucka.
— Nie mamy złudzeń, że nasze działania doprowadzą do dymisji Putina — twierdzi Bałtrukow. — Chcieliśmy pokazać obywatelom Rosji, że nie wszyscy popierają tę wojnę. Istnieją całe organy władzy, które są temu przeciwne. Teraz wielu ludzi boi się pokazać swoje antywojenne stanowisko, z powodu drakońskiego prawa. Nawet w rodzinach ludzie na ogół starają się unikać tego tematu, w ogóle nie dyskutować o Ukrainie. Wielu jest przeciwko, ale nikt tego nie mówi.
Czy sytuacja się zmienia? Jufieriew podkreśla, że reakcja w Rosji i na świecie na ich decyzję pokazuje, że zmiany jednak się dokonują.
— To trwa już od pół roku, przeciąga się. Ludzie w Rosji zaczynają to wyraźnie widzieć. Jeśli w maju w sondażach Centrum Lewady 72 proc. Rosjan popierało działania wojenne na terytorium Ukrainy, to na początku września takich ludzi było 48 proc. To ogromny spadek w ciągu kilku miesięcy. Zmianę potwierdzają również reakcje, którą my, radni, otrzymaliśmy po naszej decyzji — przekonuje Jufieriew.
Bałtrukow z kolei zwraca uwagę, że jego rada nie po raz pierwszy krytykuje władze — już w marcu Smolniński zwołał specjalne posiedzenie, na którym wysłał do Putina wniosek krytykujący jego działania w Ukrainie. Na posiedzenie rady zwołano wtedy mieszkańców rejonu. - To było najbardziej liczne posiedzenie rady — śmieje się Bałtrukow. Jufieriew dodaje, że przyjechało wtedy więcej jednostek specjalnych OMON-u niż mieszkańców.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wiosną Jufieriew osobiście napisał do Władimira Putina wniosek o "przerwanie operacji specjalnej". Otrzymał odpowiedź, że jego wniosek została rozpatrzony i że "operacja specjalna trwa".
"Nasza rada zawsze była najgłośniejsza"
Jak podkreślają Jufieriew i Bałtrukow, w ciągu ostatnich kilku dni zauważają wyraźną zmianę w reakcjach.
— Jeśli wiosną, kiedy wzywaliśmy do zaprzestania działań wojennych, krytyków i zwolenników było 50 na 50, to teraz nie widać tych, którzy wypowiadają się przeciwko nam. Oznacza to, że w rosyjskim społeczeństwie jest bardzo mało realnego poparcia dla wojny — twierdzi Bałtrukow.
— Jeszcze nigdy nie otrzymałem tyle listów, tyle wyrazów wsparcia od ludzi, których poznałem podczas kampanii wyborczej, z którymi wymienialiśmy się wizytówkami. Liczba jest po prostu niesamowita. Ludzie dzwonią, oferują pieniądze na grzywny, proponują zapłacić prawnikom. A jedna osoba zaproponowała, że zapłaci całej mojej rodzinie za urlop w Meksyku, żebyśmy tam przynajmniej czuli się bezpiecznie — opowiada Jufieriew.
— Kiedy w ubiegłym tygodniu wezwano nas na komisariat, staliśmy na ulicy, czekając na adwokata. Kawiarnia obok była zamknięta. Nagle z tej kawiarni wychodzi kobieta i mówi: "To wy!". I poprosiła o zrobienie z nami zdjęcia. To było bardzo nieoczekiwane — przecież radni nie są tak rozpoznawalni — mówi Bałtrukow.
— Nie oczekiwaliśmy tak dużej reakcji. Zrobiliśmy to, co musieliśmy zrobić jako politycy i jako ludzie, którym zależy na swoim kraju. Nie robiliśmy tego dla szerokiego rozgłosu, także na świecie. Ale to właśnie się stało. A stało się tak, bo jest na to zapotrzebowanie. Okazało się, że jak tylko jakiś pęd przebije się spod asfaltu, od razu przykuwa się do niego dużo uwagi, bo jest bardzo rzadki, jest bardzo cenny. Ludzie w Rosji i na świecie to widzą — przekonuje Jufieriew.
Jufieriew i Bałtrukow żartują: - Ale nasza Smolnińska rada zawsze była najgłośniejsza!
Smolny to budynek Instytutu Szlachetnych Panien, w którym w 1917 roku Lenin urządził siedzibę bolszewików, zanim zmienił cały kraj.
— Tak właśnie zbudowany jest cały system polityczny Putina, że każde nieoczekiwane działanie już prowadzi do tego, że wszystko bardzo się chwieje. Przecież na radach rozmawiamy zwykle o chodnikach czy ścieżkach rowerowych, a nie o zdradzie stanu! My musieliśmy to zrobić, bo poza kilkoma radami samorządowymi cały system jest "wyczyszczony". To dlatego zarządzą nam nowe wybory, postawią tu swoich, a nas wszystkich ukarzą — konkluduje Jufieriew.
"Tym nie można grać". Mocne uderzenie w Kaczyńskiego
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski