Staniszkis: polityka to nie tylko walka o władzę
Polityka to nie tylko walka o władzę. To także, a według a greckich filozofów polityki, Platona i Arystotelesa, przede wszystkim – budowanie między władzą a społeczeństwem relacji w ramach której reakcje rządzących dają się sensownie interpretować w kategoriach dobra i zła (w znaczeniu jakie tym terminom przypisują rządzeni).
Arystoteles zwracał wprawdzie uwagę na problem „minimum władzy” potrzebnego dla przetrwania wspólnoty (na co później powoływał się Absolutyzm) ale za równie ważne uważał polityczne (czytaj – moralne) ramy istnienia owej wspólnoty.
Taka relacja wcale nie jest częsta – także dziś. Nie występuję na przykład w sytuacji rządów technokratycznych gdzie decyzje rządu prezentuje się jako bez-alternatywne, wręcz techniczne posunięcia. Także władza absolutystyczna, z jej pretensjami do pełnej suwerenności (czytaj – samosterowności) w sposób demonstracyjny oddziela moralność indywidualną, traktowaną jako prywatne opinie obywateli, od tego co określa się „moralnością publiczną”, wynikającą z imperatywów rządzenia, reprodukowania systemu i wyznaczaną przez sam ośrodek władzy.
Kapryśność, nieprzewidywalność są tu wręcz traktowane jako znak, iż władza jest silna. Komunistyczny totalitaryzm, z pretensjami partii – państwa do reprezentowania historycznego, „obiektywnego” interesu szedł jeszcze dalej. Moralność była traktowana nie tylko, jak w absolutyzmie, jako prywatna, nie wiążąca niczym władzy, perspektywa indywidualna, ale – gorzej: uważano ją za utrudnienie „skutecznego” rządzenia.
Tamten system wypracował więc wiele technik (w tym – w sferze języka propagandy) zabijających w człowieku zdolność (i wewnętrzne prawo) do oceniania działań władzy w kategoriach dobra i zła. Transmisja opresyjności od góry do dołu, neutralizowanie buntu nie tylko przez przemoc ale też – łamanie charakterów, to były w tamtych czasach głębsze przejawy braku polityczności systemu, niż braku pluralizmu partyjnego. Opisywane wyżej systemy funkcjonowały bowiem bez polityki w sensie aksjologicznej płaszczyzny odniesienia.
Wiele zrywów społecznych miało na celu przywrócenie owej etycznej korespondencji (co nie oznacza zawsze – tożsamości) między władzą a społeczeństwem. Przykładem choćby „Solidarność”. Także Rewolucja Francuska, walcząc z Absolutyzmem, miała na celu przywrócenie moralnego wymiaru władzy. Nie chodziło jednak o przywrócenie korespondencji między moralnością jednostkową a rządzeniem ale – o narzucenie i państwu i społeczeństwu nowej moralności publicznej, opartej na hasłach „wolność – równość - braterstwo” . Wymagało to głębokiej przebudowy i państwa i społeczeństwa i zakończyła się terrorem.
Dzisiejsza Unia Europejska też byłaby określana przez wspomnianych wyżej, greckich filozofów, jako twór apolityczny. I nie chodzi o technokratyzm, bo obecnie mamy więcej wariantowości. Problemem jest obecna tożsamość Europy, samo-identyfikującej się przez minimalne, „efektywne”, poziomy norm moralnych, z założeniem nieuchronnych konfliktów między nimi (i możliwość budowania przez każdy kraj własnej, optymalnej struktury), ale już bez maksymalizowania, absolutyzowania czegokolwiek.
Absorpcja różnych, często przeciwstawnych hierarchii wartości oznacza w praktyce ich zniesienie i neutralną, moralną obojętność. Równocześnie rośnie jednak waga politykowania – w tradycyjnym sensie – na poziomie państw. Bo to one, tworząc indywidualną kombinację norm (w ramach wyznaczanych przez UE warunków brzegowych) będą musiały poszukiwać sensownej korespondencji własnych działań z moralnymi nastawieniami społeczeństwa. Realistyczna, amoralna UE – i państwa z odbudowaną politycznością (choć już mniejszym udziałem w faktycznej władzy, bo ta przechodzi do postpolitycznej korporacji urzędników) to nowa sprzeczność. I nowa szansa na ponowne „uspołecznienie” rządzenia.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski