Staniszkis: polityka to nie tylko walka o władzę
Polityka to nie tylko walka o władzę. To także, a według a greckich filozofów polityki, Platona i Arystotelesa, przede wszystkim – budowanie między władzą a społeczeństwem relacji w ramach której reakcje rządzących dają się sensownie interpretować w kategoriach dobra i zła (w znaczeniu jakie tym terminom przypisują rządzeni).
02.05.2008 | aktual.: 02.05.2008 09:20
Arystoteles zwracał wprawdzie uwagę na problem „minimum władzy” potrzebnego dla przetrwania wspólnoty (na co później powoływał się Absolutyzm) ale za równie ważne uważał polityczne (czytaj – moralne) ramy istnienia owej wspólnoty.
Taka relacja wcale nie jest częsta – także dziś. Nie występuję na przykład w sytuacji rządów technokratycznych gdzie decyzje rządu prezentuje się jako bez-alternatywne, wręcz techniczne posunięcia. Także władza absolutystyczna, z jej pretensjami do pełnej suwerenności (czytaj – samosterowności) w sposób demonstracyjny oddziela moralność indywidualną, traktowaną jako prywatne opinie obywateli, od tego co określa się „moralnością publiczną”, wynikającą z imperatywów rządzenia, reprodukowania systemu i wyznaczaną przez sam ośrodek władzy.
Kapryśność, nieprzewidywalność są tu wręcz traktowane jako znak, iż władza jest silna. Komunistyczny totalitaryzm, z pretensjami partii – państwa do reprezentowania historycznego, „obiektywnego” interesu szedł jeszcze dalej. Moralność była traktowana nie tylko, jak w absolutyzmie, jako prywatna, nie wiążąca niczym władzy, perspektywa indywidualna, ale – gorzej: uważano ją za utrudnienie „skutecznego” rządzenia.
Tamten system wypracował więc wiele technik (w tym – w sferze języka propagandy) zabijających w człowieku zdolność (i wewnętrzne prawo) do oceniania działań władzy w kategoriach dobra i zła. Transmisja opresyjności od góry do dołu, neutralizowanie buntu nie tylko przez przemoc ale też – łamanie charakterów, to były w tamtych czasach głębsze przejawy braku polityczności systemu, niż braku pluralizmu partyjnego. Opisywane wyżej systemy funkcjonowały bowiem bez polityki w sensie aksjologicznej płaszczyzny odniesienia.
Wiele zrywów społecznych miało na celu przywrócenie owej etycznej korespondencji (co nie oznacza zawsze – tożsamości) między władzą a społeczeństwem. Przykładem choćby „Solidarność”. Także Rewolucja Francuska, walcząc z Absolutyzmem, miała na celu przywrócenie moralnego wymiaru władzy. Nie chodziło jednak o przywrócenie korespondencji między moralnością jednostkową a rządzeniem ale – o narzucenie i państwu i społeczeństwu nowej moralności publicznej, opartej na hasłach „wolność – równość - braterstwo” . Wymagało to głębokiej przebudowy i państwa i społeczeństwa i zakończyła się terrorem.
Dzisiejsza Unia Europejska też byłaby określana przez wspomnianych wyżej, greckich filozofów, jako twór apolityczny. I nie chodzi o technokratyzm, bo obecnie mamy więcej wariantowości. Problemem jest obecna tożsamość Europy, samo-identyfikującej się przez minimalne, „efektywne”, poziomy norm moralnych, z założeniem nieuchronnych konfliktów między nimi (i możliwość budowania przez każdy kraj własnej, optymalnej struktury), ale już bez maksymalizowania, absolutyzowania czegokolwiek.
Absorpcja różnych, często przeciwstawnych hierarchii wartości oznacza w praktyce ich zniesienie i neutralną, moralną obojętność. Równocześnie rośnie jednak waga politykowania – w tradycyjnym sensie – na poziomie państw. Bo to one, tworząc indywidualną kombinację norm (w ramach wyznaczanych przez UE warunków brzegowych) będą musiały poszukiwać sensownej korespondencji własnych działań z moralnymi nastawieniami społeczeństwa. Realistyczna, amoralna UE – i państwa z odbudowaną politycznością (choć już mniejszym udziałem w faktycznej władzy, bo ta przechodzi do postpolitycznej korporacji urzędników) to nowa sprzeczność. I nowa szansa na ponowne „uspołecznienie” rządzenia.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski