Staniszkis: kryzys jest naszą szansą
Obecny kryzys nie jest momentem cyklicznej samoregulacji. Przeciwnie: pokazuje, że samoregulacja nie działa. Przyszedł moment weberowskiego „odczarowania”, bo pękła bezrefleksyjna „oczywistość”. To co wydawało się bezproblemowym automatem, samo okazało się problemem.
Kryzys to sytuacja, gdy wydaje nam się, że nie ma już powrotu do stanu wcześniejszego: albo zmiana, albo – katastrofa. Katastrofa – czyli chaotyczna walka o przetrwanie, traktowanie innych jako zasób, odwrót od globalizacji, fragmentacja rynków zmniejszająca efektywność, zamykanie się społeczeństw w lokalnych, często autorytarnych, kryzysowych reżimach. I tzw. „kryzys przyszłości” – utrata nadziei i wizji. Niektórzy myślą, że to, co nazywam tu „katastrofą”, jest dla społeczeństw peryferii, poddanym głównym regułom nie fair – szansą. Nie wiem: to jedno z zagadnień, które warto przy okazji obecnego kryzysu przemyśleć.
Ktoś napisał, że w sytuacji kryzysu dokonuje się nagłe przejście od pojęć „za długich” (zakorzenionych w przyszłości) do pojęć „za krótkich”, dotyczących tylko lokalnego tu i teraz.
A przecież kryzys jest szansą. Wymusza zastanowienie się, co w procesach i instytucjach rynku (i polityki, bo geoekonomia tak splotła się z geopolityką, że „wolny rynek” już nie istnieje – i być może to właśnie spowodowało globalny kryzys) doprowadziło do zablokowania – jak mówią fizycy – płynnego, fazowego przejścia? Temperatura osiągnęła 100 stopni, woda powinna przejść w parę, ale – poddana dodatkowemu ciśnieniu zewnętrznemu (np. w laboratorium) utrzymuje patologiczny stan meta-stabilności. Następuje nukleacja – rozbicie jednolitej struktury wody na baloniki gazu i ciecz – i wszystko kończy się wybuchem. Jakie zewnętrzne ciśnienie utrudnia zmianę w obecnym kryzysie? Nietrafne pojęcia? Interesy? A może kryzys jest potrzebny dla radykalnego przebudowania struktur władzy i modelu kapitalizmu, z przerzuceniem kosztów tej zmiany na społeczeństwa?
Dobrą stroną kryzysu jest uświadomienie sobie, że nie ma systemu, który nad nim panuje: świat wciąż jest nasz, bo samoregulacja okazała się mitem. I to w naszych rękach jest możliwość zmiany. Ale czy myśląc tak, mamy rację? A może system się po prostu przegrupowuje, poświęcając potężne grupy interesu, a nawet – retorykę, która go legitymizowała? Co w tym kryzysie jest realne, a co – wirtualne, a co wreszcie – stanowi realna reakcję na wirtualną rzeczywistość?
Może przyjdzie nam żyć w permanentnym kryzysie i uznać go za sytuację normalną? Procesy globalne tak się skomplikowały, że ich logika wymaga równoczesnego podejmowania działań sprzecznych. Może więc obecny kryzys to – przede wszystkim – przełom cywilizacyjny wymuszający zmianę sposobu myślenia, bo uświadamiający, że skończył się świat liniowości i dwuwartościowej logiki?
W kolejnych odcinkach pokażę, że sytuacja egzystencjonalnego kryzysu (różnie artykułowanego w poszczególnych cywilizacjach) stanowi oś konstrukcyjną wizji osoby ludzkiej we wszystkich kulturach. A ruch idei polegał na poszukiwaniu wyjścia, bądź – próbach zracjonalizowania tej wyjściowej tragiczności. Więc może świat instytucji gospodarczych też wpasowuje się w ów model i tam także uznamy życie w kryzysie za normę? A nawet, jak to jest w kulturze – za źródło dynamiki?
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski