Stanisław Bułak-Bałachowicz - dowódca białoruskiej armii sprzymierzonej i bat na bolszewików
Zgromadził wokół siebie największych zabijaków z tuzina narodów. Łączyło ich jedno: nienawiść do czerwonych komisarzy.
Wieczór 1920 r. Bezimienna wioska na Białorusi. Wokół ognisk rozsiedli się czerwonoarmiści. Ktoś grał na bałałajce. Okolica rozbrzmiewała prymitywnymi obelgami, odgłosami awantur i przechwałek. Tu i ówdzie z chat dochodził przeraźliwy krzyk gwałconej kobiety - typowy obrazek działań armii Trockiego z wojny polsko-bolszewickiej.
Atak przyszedł znikąd. Na bolszewików wpadli jeźdźcy, siekąc niemiłosiernie szablami po parujących alkoholem łbach, tratując tych, co zaskoczeni wybiegali z chat. Dziwna to była kompania. Szare niemieckie mundury mieszały się z prostymi carskimi bluzami. Polskie rogatywki z kozackimi baranimi czapami. Na piersiach jeźdźców prawosławne krzyże lub katolickie ryngrafy. Słychać było komendy rosyjskie, niemieckie, nawet fińskie i szwedzkie.
Przerażeni bolszewicy, którym udało się ujść cało z pogromu, czmychnęli w pobliski las. Atakujący jeźdźcy służyli pod dowództwem generała (dla podwładnych atamana lub batki) Stanisława Bułaka-Bałachowicza. Człowieka, za którego głowę bolszewicy wyznaczyli w 1919 r. nagrodę 2 tys. dol., co w tamtych warunkach było sporą sumą. Historycy nazywają go dziś lisowczykiem lub też Kmicicem XX w. Starcia, takie jak opisane powyżej, żołnierze Bałachowicza wymieniali setkami.
Narodziny zagończyka
Stanisław Bułak-Bałachowicz urodził się w szlacheckiej rodzinie na Wileńszczyźnie. Niewiele wiadomo na temat jego młodości. Dość powiedzieć, że w domu późniejszemu generałowi za wzór stawiano bohaterów "Trylogii" Sienkiewicza. Po latach Bałachowicz dalej był z tego dumny. W czasie wojny - czy to w przemowach, czy prywatnie - nawiązywał do dawnych wzorców. Opisując walory swojego rumaka, cytował niemal z pamięci Kmicica, który swojego z kolei konia chwalił przed księciem Bogusławem. Był wojskowym samoukiem - fechtunku i jazdy konnej uczyła się wszak większość synów szlacheckich. Z polską literacką wymową radził sobie słabo, posługując się mocnym kresowym dialektem. Jak sam mawiał: "Matki uczyły nas Polskę najpierw kochać, a potem już prawidłowo po polsku mówić".
Gdy był już dorosły, został administratorem majątku swoich bogatszych sąsiadów. Kochał zwierzęta, nie rozstawał się z końmi. Późniejsi jego kompani określali go jako gwałtownika. Opisując wygląd, mówili o "smagło-rumianej, chudej, kościstej, mocnej, jakby z żelaza, grubej i cienkiej, dziecięco-prostej i dorośle-złożonej twarzy z bolesnym zmarszczeniem ust, wyrażającymi prawie bezradną słabość i z oczami mętnoniebieskimi, pijanymi swoim przeznaczeniem, które trzeba znieść do końca. To twarz nadzwyczajna, nietuzinkowa, na swój sposób genialna lub - jak mówił Goethe - demoniczna".
Stanisław Bułak-Bałachowicz Wikimedia Commons
W 1914 r., wraz z wybuchem I wojny światowej, Bałachowicz wstąpił do armii rosyjskiej. Nie miał wyboru. Pamiętał o represjach i rusyfikacji, jednak tak jak wielu rodaków widział w wojnie szansę na odrodzenie Polski - odezwy państw zaborczych zaczęły to głosić wprost. Służył w kawalerii i szybko dał się poznać jako znakomity oficer organizujący śmiałe rajdy na tyły wojsk niemieckich. Było to ryzykowne. Bałachowicz został pięć razy ranny, a na domiar złego Niemcy nie uznawali słowa "partyzant" i każdego złapanego za linią frontu oraz urządzającego zasadzki żołnierza natychmiast wieszali.
Gdy doszło do bolszewickiego puczu, początkowo na wielu żołnierzach nie zrobiło to wrażenia. Bałachowicz nie był tu wyjątkiem - pojechał do Moskwy, chcąc załatwić zgodę na sformowanie kolejnego nieregularnego oddziału mającego bić się z Niemcami.
Dostał wszelkie pełnomocnictwa, towarzysze wysłali go jednak najpierw do tłumienia buntów chłopskich. Bałachowicz załagodził sytuację bez jednego wystrzału, coś chłopom obiecując, za co bolszewicy wydali na niego wyrok śmierci (z kontrrewolucją się nie dyskutuje - kto tego nie rozumie, ten najwidoczniej jej sprzyja). Przeczuwając to i widząc brutalne postępowanie bolszewików z przeciwnikami, czy po prostu ze zwykłymi chłopami, Bałachowicz umknął do Estonii. Tam "biały" gen. Judenicz tworzył właśnie armię szykującą się do obalenia "czerwonych".
Z Estonii do Polski
Pod dowództwem Judenicza Bałachowicz parał się tym samym co poprzednio - wojną nieregularną. To właśnie wtedy jego żołnierze zaczęli tytułować go atamanem i batką, bolszewicy zaś wyznaczyli nagrodę pieniężną za głowę jego oraz jego żołnierzy.
Najsłynniejszym wyczynem oddziału było zdobycie Pskowa 29 maja 1919 r. Judenicz jednak, tak jak większość "białych" rosyjskich generałów, okazał się niekompetentny. Jego wojska zostały pobite. Estonia zadowolona zaś z uzyskania niepodległości, nie miała ochoty bić się z Rosją sowiecką. Bałachowicz zebrał więc swoich najwierniejszych mołojców i pamiętając o swoich korzeniach, skontaktował się z Piłsudskim, szykującym się do walnej rozprawy z prącą na Polskę armią bolszewicką.
Na mocy umowy z polskim dowództwem gen. Bułak-Bałachowicz zaczął odtwarzać swoje wojsko w Brześciu. Miało ono status armii sprzymierzonej, którą sam Bałachowicz ochrzcił Rosyjską Narodową Armią Ochotniczą. Polski oficer łącznikowy Lis-Błoński pisał o różnorodności "typów fizycznych, poczynając od rasowych przedstawicieli Kaukazu poprzez azjatyckie typy Tatarów, Kałmuków i Mongołów, wielkoruskich blondynów, Białorusinów i Ukraińców, aż po naszych Jaśków i Antków. Nie zabrakło również synów Izraela".
Owi Antkowie i Jaśkowie byli w większości żołnierzami mającymi kłopoty z prawem. Do Bałachowicza przybyło też wielu byłych jeńców bolszewickich "rokujących nadzieję poprawy". Była to istna sicz zaporoska roku 1920. Pikanterii dodawały trupie czaszki noszone na czapkach, w tym przez samego generała. Ledwie utworzona kilkunastotysięczna jednostka weszła do walki w czasie wyprawy kijowskiej. I tym razem nazwisko Bałachowicza zaczęło budzić grozę w bolszewickich szeregach. Do historii zmagań przeszły boje pod Potokami, Puchaczowem, Cycowem, potem w czasie odwrotu spod Kijowa osłanianie linii Bugu, obrona Łęcznej i - znowu w wyniku naszej kontrofensywy - niespodziewane zajęcie Pińska, gdzie Bałachowicz wziął do niewoli sowiecki sztab. Złapanych czekistów w większości kazał siec szablami lub wieszać na latarniach.
Wojna nieregularna
"Obok wariackiej odwagi Bałachowicz odznacza się niezwykłą pomysłowością w wojennym rzemiośle" - mówił jeden z polskich polityków bliskich generałowi. Nie dla sienkiewiczowskiego zagończyka były: łańcuch dowodzenia, sztywne rozgraniczenia stref natarcia, dbanie o sieć łączności, zaopatrzenia, kierowanie różnymi rodzajami wojsk, utrzymywanie i zdobywanie terenu, okopy, zmasowany ogień artylerii. Zamiast tego wolał szybki wypad na tyły przeciwnika, atakowanie jego sztabów, taborów, niczego niespodziewających się kompanii i batalionów.
Uderzał zawsze od najmniej spodziewanego kierunku, zadawał olbrzymie straty, a gdy wróg ściągał posiłki, natychmiast się oddalał. Często tracił łączność z resztą polskich wojsk. Zamiast rozbudowanych służb wolał zjednywać sobie miejscowych chłopów. Dzięki nim nie głodował, znał dokładnie teren i położenie przeciwnika. Poprzez sieć szpiegów rozpuszczał fałszywe informacje na temat swoich planów. Do bolszewików wypuszczał "dezerterów", którzy potem informowali go o ruchach przeciwnika. Maszerował nocami po bezdrożach, bagnach i lasach. Miał instynkt, który pozwalał mu wymknąć się z każdej pułapki.
Józef Mackiewicz, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, w powieści "Lewa wolna" opisał atak kawalerii Bałachowicza na dworzec kolejowy w zajętym (jeszcze) przez bolszewików Pińsku w 1920 r.: "W takiej chwili rozległ się na dalszych torach histerycznie rozdzierający krzyk - kawaleria, kawaleriaa, kawaleriaaa!!! Wszystko rzuciło się do wyjścia na peron (...). Trudno było uprzytomnić sobie, jak to się stało, faktem jest jednak, że nieprzyjacielska konnica naskoczyła nie od południa, skąd jej oczekiwano, a właśnie od północy. Stosując przy tym nową taktykę: bez strzałów, bez krzyku i dzikiego gikania, nagle skacząc na dobrych koniach przez szyny i szpały, wyłonili się z szarugi dżdżystego poranka jeźdźcy Bałachowicza z gołymi szablami. Obsługa pociągu pancernego, mimo że złożona z partyjnych komunistów, podniosła ręce, nie stawiając oporu".
Stosunek do żołnierzy...
Bałachowicz potrafił zaskarbić sobie miłość i lojalność prostego żołnierza. Jeszcze w Estonii doprowadził do ujawnienia afer finansowych samego Judenicza. W pokoju generała znaleziono olbrzymią ilość pieniędzy, które Bałachowicz natychmiast rozdał swoim wojakom (jak sam mawiał - "synkom"). Według jednego z polskich dokumentów: "Z żołnierzami jest bardzo blisko, często z nimi mówi lub czyta gazety, czasem opowiada bajki. Żołnierze są bardzo do niego przywiązani". Inny: "Do Bałachowicza idą ludzie na urok jego istnienia, na urok postaci jego oficerów, z których jest wielu w swej przeszłości mniejszymi Bałachowiczami, wodzami i watażkami 'zielonych' i chłopskich band i przeszedłszy na stronę polską, trzymają się mocno w klubach rozbójniczo-rycerskich tradycji".
Tablica pamiątkowa na ścianie Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie Wikimedia Commons
Bałachowicz wymyślił specyficzny sposób dyscyplinowania swoich "synków". Jeden z nich upił się w warszawskim hotelu. Awanturował się, nie zapłacił rachunku. Bałachowicz sprał wojaka. Wspominał potem: "Cielesne kary są u mnie na froncie zabronione. Ale tu już nie wytrzymałem. Wczoraj potraktowałem cię jak psa, dzisiaj rozmawiam jak z człowiekiem. Jeśli jeszcze raz się upijesz, zabiję osobiście własnymi rękami". Wojak na to: "Nie, batko, nie ty mnie zabijesz, lecz ja sam siebie. Obiecuję na krzyż i mój honor". Świadkowie opisywali, iż żołnierze Bałachowicza patrzyli na niego wzrokiem wiernych psów.
... do polskości
Bałachowicz wstępując do wojska, ślubował wierność carowi. Przysięgi dotrzymał - u boku białych Rosjan walczył do samego ich końca w Estonii. Jednakże z Judeniczem i rosyjskimi monarchistami szło mu jak po grudzie - Bałachowicz zawsze podkreślał, iż Litwa i reszta kresów mają być związane z niepodległą Polską. Biali generałowie, choć z bolszewickim nożem na gardle, nie chcieli o tym słyszeć. Po przejściu w 1920 r. do Polski otrzymał (na własną prośbę) obywatelstwo RP. Piłsudski, nie szczędząc pochwał, ze znaną sobie swadą określił Bała".
Bałachowicz znakomicie dogadywał się z tzw. trzecią Rosją. Demokratyczną, rozumiejącą polskie aspiracje państwowe. Raport naszego oficera stwierdzał: "Oddział ogniskuje dużą ilość organizatorów i działaczy przeciwbolszewickich, nadzwyczaj przychylnie usposobionych do Polski, do pewnego stopnia olśnionych porządkiem i militarną naszą siłą". Niestety takich Rosjan była jednak garstka.
... i Żydów
Józef Mackiewicz przytoczył w "Lewej wolnej" opowieść o jednym z wyczynów bałachowców. Na jednej ze stacji, gdzieś na pograniczu Estonii, Łotwy i Rosji, żołnierze zamierzali załadować się do pociągu. Maszynista oświadczył Bałachowiczowi, że pociąg nie pojedzie - parowóz jest zepsuty. Bałachowicz był przekonany, że maszynista ten, podobnie jak wielu jego kolegów, sympatyzuje z komunistami i kłamie. Miał więc wydać polecenie: "Albo za 5 minut parowóz będzie działał, albo wrzucimy cię do kotła". Minęło pięć minut, maszynista nic nie wskórał, bałachowcy wrzucili nieszczęśnika do rozgrzanego kotła lokomotywy. Po jakimś czasie okazało się, że parowóz rzeczywiście był popsuty. Nie wiadomo, na ile ta opowieść odpowiada faktom. Prawdziwe są jednak raporty, jakie w czasie walk z bolszewikami polscy oficerowie łącznikowi słali do naczelnego dowództwa. Mówiły one o bandyckich wyczynach żołnierzy Bałachowicza wobec Żydów. Fakt, Żydzi Podlasia i Białorusi, zwłaszcza młodzież i biedota, masowo kolaborowali z bolszewikami.
Często, tak jak w Łunińcu, strzelali do żołnierzy Bałachowicza, organizowali zasadzki, napadali na samotnie pełniących wartę. Brali, jako komisarze, udział w aparacie represji. Nie tłumaczy to jednak krwawych czynów, jakich dopuszczali się bałachowcy wobec żydowskich kobiet i dzieci lub wobec tej części ludności żydowskiej, której trudno akurat było udowodnić kolaborację.
Najkrwawiej było jesienią 1920 r., kiedy zwycięskie wojska polskie z powrotem wchodziły do utraconych w lipcu wsi i miasteczek. W Szacku, jak raportował jeden z oficerów, Żydów "zabijano w sposób okrutny, przed śmiercią niektórzy męczyli się parę godzin, kobiety młode oraz dziewczęta gwałcili zrazu po kilkunastu żołnierzy".
Co na to Bałachowicz? Według raportu miał powiedzieć do jednego z oficerów: "Daju wam tri dnia swobodno pohulać". Jednakże na wieść o mordach na Żydach wydał specjalny rozkaz do swoich żołnierzy, zakazujący tego typu praktyk i zapowiadający karanie "na gardle" każdego, kto rozkaz złamie. Grupa Bałachowicza w liczbie 15 tys. żołnierzy, działała jednak w rozproszeniu. Była to wojna nieregularna, w której oddziały nie utrzymywały przez długi czas łączności. Dawało to okazję do samowoli. "Batko" nie zawsze trzymał swoich "synków" krótko.
Wyprawa straceńców
Rozejm roku 1920 wśród wielu Polaków uznany został za kapitulację. Bolszewików po bitwie nad Niemnem od całkowitego załamania dzieliły wszak już tygodnie. Droga na Mińsk, a może Smoleńsk i Moskwę stała otworem. Tymczasem polski rząd (zdominowany przez przeciwników Piłsudskiego i jego polityki wschodniej) ofensywę zatrzymał. Bolszewicy nie posiadali się z radości i byli zdumieni. Pozostał jednak problem wschodnich sojuszników Polski. W myśl rozejmu mieli oni albo dać się internować w Polsce, albo sami dalej walczyć z Sowietami.
Bałachowicz, choć rozgoryczony zdradą, długo się nie zastanawiał - ze swoimi mołojcami ruszył na Mozyrz i Homel, by bić się za niepodległą Białoruś. Początkowo operacja rozwijała się pomyślnie, bolszewicy zaskoczeni gwałtownymi manewrami Bałachowicza pierzchali. Powstał propolski rząd z Bałachowiczem jako wodzem naczelnym armii. Potem opór jednak stężał. Białoruscy chłopi, choć bolszewików nienawidzili, nie kwapili się do wywoływania powstania, na które Bałachowicz bardzo liczył.
Grób gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie Wikimedia Commons/Mateusz Opasiński
Brakowało amunicji i leków. Ataman zarządził przebijanie się ku granicom Polski. Ostatni bój kampanii barwnie opisał służący u Bałachowicza Fin Kaarlo Kurko. Identyfikował on bolszewików jako Łotyszy, choć badacze twierdzą, iż w tamtym rejonie komuniści nie mieli akurat żadnych łotewskich oddziałów: "Łotysze już zajmują pozycję we wsi. Wtedy słyszymy donośny stukot kopyt. To pułk kawalerii złożony z tysiąca jeźdźców pędzi drogą pod dowództwem Bułak-Bałachowicza. Krzycząc hura i trzymając w górze obnażone szable, kawalerzyści wpadają z impetem w pole. Wstrzymujemy oddech, patrząc na piękne widowisko. Łotysze strzelają i próbują bagnetami dźgać jeźdźców i konie. Ciężkie szable strącają głowy jednym cięciem. Kula karabinowa rani generała, który mimo to dalej walczy jak szeregowy żołnierz. Łotysze chcą uciekać do pobliskiego lasu (...) ale szable kawalerzystów roznoszą cały oddział. Ranne konie drepczą w miejscu, krew leje się strumieniami, i ponad wszystkim unosi się słynna pieśń kawalerzystów:
'Bułak-Bałachowicz, nasz atamanie, powiedz tylko słowo, a pójdziemy z tobą w ogień!'".
Finał przygody
Bałachowicz nie miał spokojnego życia. Osiadł w Białowieży, ale tam czyhali na niego sowieccy agenci. W 1923 r. zabili jego młodszego brata Józefa, uczestnika wszystkich kampanii Stanisława. Próbowali zabić generała, jednak dzięki dyskretnej opiece II Oddziału Sztabu Generalnego odpuścili. Sowieci dalej domagali się jednak wydalenia Bałachowicza z Polski - tak bardzo zalazł im za skórę.
W międzywojniu społecznik i publicysta. Przewidział ludobójstwo II wojny światowej. W kampanii wrześniowej stworzył ochotniczy nieregularny oddział, który walkę w obronie stolicy zakończył w Lasku Bielańskim.
Bałachowicz uniknął niewoli i zamieszkał na Saskiej Kępie. Działał w konspiracji, choć nie chciał podporządkować się ZWZ. 10 maja 1940 r. został zamordowany w dość tajemniczych okolicznościach. Większość wersji zdarzeń jako sprawców podaje funkcjonariuszy gestapo. Jeden ze świadków wspominał jednak, iż zabójcy rozmawiali ze sobą po rosyjsku lub ukraińsku. Motyw zbrodni mogło mieć wielu: mściwi Sowieci, Niemcy, a nawet polskie podziemie. Istnieją bowiem badacze twierdzący, że Bałachowicz planował utworzyć oddział walczący u boku III Rzeszy przeciw komunistom - moskiewskim lub rodzimym (choć w sumie to niewielka różnica).