"Stan zwłok nie wskazuje jednoznacznie na liczbę ofiar"
- Najczęściej jest tak, że ludzie, którzy nas obserwują z zewnątrz, a nie mogą jeszcze ocenić chłodno zdarzeń, źle interpretują nasze poczynania - mówi Janusz Skulich, Zastępca Komendanta Głównego Straży Pożarnej w "Kontrwywiadzie" RMF FM. Zapewnia, że w Kamieniu Pomorskim strażacy szybko i zdecydowanie zareagowali na wybuch pożaru. Zaznacza też, że stan zwłok nie wskazuje jednoznacznie na liczbę ofiar. - Wiem, że koledzy z policji próbują szacować, czy to jest 21, czy być może 22 osoby. To będzie dopiero potwierdzone.
14.04.2009 | aktual.: 14.04.2009 10:38
RMF FM: Panie generale, wiemy, że 21 osób poniosło śmierć w katastrofie, w pożarze w Kamieniu Pomorskim. Ta liczba wciąż jest poddawana spekulacjom, wciąż są jakieś wokół niej wątpliwości. Skąd one się biorą? Czy rzeczywiście ta liczba może wzrosnąć?
Janusz Skulich: Tak. Przeprowadzony został cały proces przeszukiwania tego pogorzeliska. Niestety musimy z przykrością powiedzieć, że stan zwłok nie wskazuje jednoznacznie na liczbę ofiar. Wiem, że koledzy z policji próbują szacować, czy to jest 21, czy być może 22 osoby. To będzie dopiero potwierdzone.
Rozumiem, że nawet po szczegółowych oględzinach pogorzeliska ta liczba cały czas jest jeszcze nie do końca ustalona?
- Dokładnie. To dopiero rozstrzygną badania DNA. Poza tym zakładamy, że tam mogło się około tych 77 osób znajdować, ale nie można wykluczyć, że ktoś odwiedził mieszkających tam ludzi, że znalazł się przypadkiem. Stąd te wątpliwości. Koledzy cały czas pracują, żeby je rozwiewać.
Panie generale, czy pan jest w stanie poręczyć, że w Kamieniu Pomorskim strażacy zrobili wszystko co mogli, żeby uratować mieszkańców płonącego budynku?
- Gdybym mógł to zrobić w tej chwili jednoznacznie, pewnie nie byłaby potrzebna nasza praca związana z analizowaniem tego zdarzenia i moja robota.
Bo pan wie, że opowieści rodzin brzmią straszliwie? Ci ludzie mówią, że pomoc przyszła za późno, a gdy dotarła to strażacy byli zagubieni i przestraszeni. To możliwe? Skąd jest to wrażenie tchórzostwa strażaków?
- Pewnie z tego emocjonalnego podejścia. My to rozumiemy. My stale to przerabiamy w różnych tragicznych okolicznościach. Najczęściej jest tak, że ludzie, którzy nas obserwują z zewnątrz, a nie mogą mieć jeszcze dystansu, ocenić chłodno nie mogą tych wszystkich zdarzeń, często źle interpretują nasze poczynania. Ja widziałem policjanta trzy lata temu, który stał i nie chciał wpuścić do hali człowieka, który bardzo chciał – tak jak ten pan – ratować jakąś swoją bliską osobę. Słyszałem, jakie obelgi na niego rzucano, że nie ratuje tylko stoi. Ale ja będę bronił tego policjanta, bo on tam został postawiony po to, żeby właśnie nikt nie wszedł do hali.
- Tak. Z tego co udokumentowaliśmy do tej pory, na naszych rejestratorach zgłoszenie zostało zarejestrowane o godz. 0.40. Z kolei rejestratory, które rejestrują korespondencje radiowe między pojazdami a stanowiskami, zapisały zgłoszenie o godz. 0.43 - dowódca mówi, że jest już na miejscu.