Stalinowskie śniadanie z Ogórkiem
Odcinki opłaty za gaz, wystawione w
Stalinogrodzie, bilet lotniczy ze Szczecina do Stalinogrodu, album
pocztówek - te i inne pamiątki z trzyletniego okresu, kiedy
Katowice były Stalinogrodem, przynieśli mieszkańcy Katowic na
"Stalinowskie śniadanie z Ogórkiem". Mija właśnie 50 lat od dnia, w którym zdecydowano o zmianie
nazwy Katowic na Stalinogród, by uczcić Józefa Stalina, zmarłego
5 marca 1953 r.
7 marca 1953 r. w Katowicach odbyło się wspólne posiedzenie Komitetu Wojewódzkiego PZPR i prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Zgromadzeni podjęli jednomyślną uchwałę, w której zwrócono się do Komitetu Centralnego PZPR i rządu z prośbą w imieniu śląskich mas pracujących o nadanie Katowicom nowej nazwy - Stalinogród. Tego samego dnia Rada Państwa i Rada Ministrów podjęły stosowną uchwałę. Wiązała się z tym również zmiana nazwy województwa na stalinogrodzkie.
Śniadanie zorganizowali "stalinogrodczycy" - Krystyna Bochenek z Radia Katowice i felietonista "Gazety Wyborczej" Michał Ogórek. Na śniadaniową "osoboporcję" składał się m.in. chleb ze smalcem i ogórek. Był też tort z głową Stalina, ozdobiony różyczkami. "Punktem kulminacyjnym będzie poderżnięcie gardła Stalinowi" - zapowiadał Ogórek.
Wśród gości znalazł się też pierwszy obywatel Stalinogrodu - Zbigniew Andrzej Kędzior. Miejska Rada Narodowa zdecydowała, że trzeba odnaleźć pierwsze dziecko płci męskiej urodzone w Stalinogrodzie i nadać mu imię Józef.
"Od urodzenia jestem Zbigniew Andrzej, a urzędowo byłem Józef, choć nikt mnie tak nie nazywał. Do dziś w w rodzinie wspominają, że jestem Józef, ale tylko jako ewenement" - powiedział Kędzior.
"W żaden sposób nie wpłynęło to na moje życie, bo po 1956 r. to wszystko wygasło i nie było już mowy o Stalinogrodzie. Tym bardziej, że rodzice podpisali specjalne oświadczenie, że nie roszczą sobie żadnych pretensji, związanych z tym tytułem. Zadbano jednak, żebym się nie wyprowadził z Katowic. Mieliśmy wyjechać do Krakowa, gdzie pracował ojciec. Urzędowo przeniesiono go z Krakowa do Katowic. Nie wypadało, żeby pierwszy obywatel Stalinogrodu opuszczał Stalinogród" - dodał.
Nie dziwi go fakt nagłej zmiany nazwy miasta: "To jest normalna historia, wszędzie się zdarzają przypadki, że ktoś komuś chce wejść - jak to mówią - bez wazeliny i przypuszczam, że tak było również w tej sytuacji" - ocenia.
"Zmiana nazwy wywołała na początku popłoch. Nikt nie wiedział, co to tak naprawdę znaczy. Tym bardziej, że stało się to właściwie jednego dnia" - mówił Michał Ogórek.
"To były okrutne czasy, ale ludzie przecież też normalnie wtedy żyli, całowali się w parku, rodziły się dzieci. Wymazywanie tego okresu z pamięci nie ma sensu" - powiedziała Krystyna Bochenek. (jask)