Środa dla WP: sterylizacja bez zgody pacjentki? Czemu nie
W minionym tygodniu najwięcej emocji wzbudził przypadek pani Wioletty Woźnej, która została przez lekarzy wysterylizowana bez własnej woli. „To ubezwłasnowolnienie!” „To instrumentalizacja!” „Jak można pozbawić kobietę prawa i możliwości posiadania dziecka?!” „Jak można dokonać poważnego zabiegu bez powiadomienia pacjentki o wszystkich możliwych jego konsekwencjach?” Okazuje się, że można.
31.08.2009 | aktual.: 29.12.2009 21:14
I nie jest to jakaś szczególna bezmyślność. Stosunki paternalistyczne między lekarzem a pacjentem są w Polsce bardziej popularne niż stosunki partnerskie. Lekarze nie opowiadają pacjentowi o jego stanie zdrowia, nie wtajemniczają go również w niuanse ich pracy. Jak kiedyś powiedział dr K. Radziwiłł - pacjent chce wyzdrowieć, ale nie koniecznie, chce wiedzieć - jak? I zapewne jest w tym sporo racji.
Przeciwnicy sterylizacji przeprowadzonej na pani Woźnej, argumentują jednak nie tylko przeciw paternalizmowi tak rozumianemu, ale paternalizmowi, który doprowadza do bezpłodności. Mówią: każdy ma prawo wyboru metod leczenia i pełnej wiedzy o konsekwencjach ich stosowania. Każdy ma prawo do autonomii i decydowania o własnym ciele. Jest to jednak argument nader słaby. Bowiem w Polsce nie można „wybrać sterylizacji”, prawo do niej jest ogromnie okrojone.
Czyż nie jest to znacznie większe ograniczenie naszej wolności niż to, które jest skutkiem autorytaryzmu lekarzy? Dlaczego tedy chroniąc wolności pacjenta i prawa do decydowania o swoim ciele nie domagamy się prawa do sterylizacji? Dlaczego nie oburzają nas ustawodawcy (to znaczy politycy), którzy z powodu zamiłowania do aktywności pronatalistycznych zakazują sterylizacji, a jednocześnie nie dają dostępu do wiedzy na temat antykoncepcji, ani też do jej metod?! Czasem zresztą sterylizacja jest jedyną metodą uniknięcia ciąży.
Jest mnóstwo kobiet, które nie stosują antykoncepcji, bo nie wiedzą czym ona jest, lub wiedząc, nie mogą jej stosować, bo albo ich na to nie stać, albo boją się pana Boga, to znaczy miejscowego proboszcza, który nade wszystko chciałby je chronić przed niepożądaną ciążą i to głównie z powodów ideologicznych niż rzeczywistej troski o nie. Przy tak ogromniej ideologicznej presji na rodzenie dzieci, lepiej bowiem umrzeć, niż się temu przeciwstawić. Dziecko nade wszystko! Nawet gdy jest zagrożeniem dla życia matki lub gdy po urodzeniu pójdzie do domu dziecka, bo nikt się nim nie interesuje. Nie chodzi o to, by wychować lecz rodzić.
W Polsce, opinii publicznej nie bulwersuje to, że rodzą się dzieci, których wychowaniem nikt nie zamierza się zająć, że rodzą się na przekór zdrowemu rozsądkowi, poczuciu odpowiedzialności i zdrowiu. Pronatalizm jest dominujący. I to nie dlatego, że politycy kochają dzieci lub rzeczywiście pragną, żeby ich było wiele (nie ograniczaliby wtedy dostępu do zapłodnienia in vitro i bardziej inwestowali w politykę prorodzinną niż np. w sport), lecz dlatego, że w Polsce panuje hipokryzja. Łatwiej jest potępić lekarkę, która dokonała sterylizacji w trosce o zdrowie pacjentki niż dominującą ideologię, która spycha kobiety do roli instrumentów służących rodzeniu dzieci. Byle urodziła, a potem niechby śmierć...
Prof. Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski