Sprawiedliwość i miłosierdzie dla księży-agentów
Prawie połowa Polaków chce wydalenia ze stanu duchownego byłych tajnych współpracowników SB - wynika z badań opublikiwanych dziś przez "Życie Warszawy". Zdaniem Polaków, księża współpracujący dawniej z SB nie powinni spowiadać, występować w mediach ani uczyć religii – wynika z sondażu firmy Mareco przeprowadzonego na zlecenie ŻW. Jeśli już, to widzimy dla nich miejsce w zamkniętym klasztorze.
15.07.2006 | aktual.: 15.07.2006 12:15
Z badania przeprowadzonego w dziesięciu największych miastach Polski wynika, że nasze społeczeństwo jest za radykalnym oczyszczeniem Kościoła z byłych agentów. Blisko 43% badanych uważa, że ksiądz, który w czasach PRL był agentem SB, powinien zostać wydalony ze stanu duchownego.
Księdzu, który był współpracownikiem SB, większość Polaków odmawia moralnego prawa sprawowania funkcji biskupa – 76,9%, proboszcza – 74%, wykładowcy wyższej uczelni – 71,3%, roli eksperta kościelnego wypowiadającego się w mediach – 72,1% i katechety – 68,4%. Byłych agentów niechętnie widzimy w roli kapelana w szpitalu lub ośrodku charytatywnym (55,5%), a nawet jako kapelana pracującego w zamkniętym klasztorze (51,1%). Ta ostatnia funkcja to jedyna, z którą jest się w stanie pogodzić ponad jedna piąta respondentów.
Według prawie 70% badanych osoba taka nie ma również moralnego prawa do spowiadania. – Jako katolik nie chciałbym chodzić na publiczne msze święte odprawiane przez księdza agenta. Myślę, że podobnie jak tysiące innych ludzi nie chciałbym się spowiadać u księdza agenta, nie chciałbym przyjmować sakramentów od księdza agenta – powiedział w tym tygodniu Jan Rokita z PO, po tym jak tygodnik „Więź” potwierdził doniesienia ŻW, że ks. prof. Michał Czajkowski był wieloletnim agentem SB.
Komentarz Tomasza Terlikowskiego
Te badania pokazują, że w większości mamy bardzo zdroworozsądkowe podejście do moralności. Domaganie się rozliczenia z przeszłością, publicznej pokuty za publiczny grzech, czy wreszcie odsunięcie na bok tych z duchownych, którzy w szczególnie drastyczny sposób złamali zasady moralne - to wymogi normalnej zdroworozsądkowej moralności, z którą trudno się nie zgodzić. Tak rzeczywiście powinno być...
Ale - od razu trzeba zauważyć swoistą nierównomierność. Oto księży, którzy zostali złamani chcemy wydalać ze stanu duchownego, a co ze świeckimi, którzy popełnili podobne przestępstwa - politykami, dziennikarzami, naukowcami? Czy ich chcemy karać równie surowo? Z badań wynika, że niestety nie! A przecież przynajmniej odsunięcie od wykonywania pewnych zawodów byłoby chyba wskazane.
Wiele wskazuje na to, że w dążeniu do sprawiedliwości z naszej perspektywy zniknęło miłosierdzie. A przecież musi ono iść ręka w rękę ze sprawiedliwością. Wyznanie win, szczera pokuta - powinny być krokiem ku pojednaniu z Kościołem, a nie ku wykluczeniu z niego. Bez miłosierdzia, wybaczenia, które nie oznacza, że pozostawia się człowieka na jego funkcjach, a jedynie to, że stwarza mu się warunki do nawrócenia i wykonywania swojego powołania, tak by nie powodować zgorszenia - nie ma chrześcijaństwa. Pozostaje zimna sprawiedliwość, ważna, ale pozbawiona moralnej głębi wybaczenia i Boskiego miłosierdzia, które może sprawić, że nasze grzechy choć są jak szkarłat, to ponad śnieg wybieleją.
Badania te wreszcie pokazują, że mamy bardzo surowe wymagania moralne w stosunku do księży. Dlaczego? Bo wśród Polaków panuje przekonanie, że są oni ludźmi idealnymi, którzy nie grzeszą. To swoista herezja klerykalizmu. Przecież Kościół jest wspólnotą grzeszników, a księża – nie inaczej niż wierni – są zwykłymi ludźmi. Te wymagania moralne wobec nich są tak surowe, że w naszym myśleniu nie ma miejsca na chrześcijański odruch miłosierdzia. Uważam, że komuś, kto publicznie wyznał swoje grzechy, należy się przebaczenie.