Sprawcy zamachów z 1999 r. skazani na dożywocie
Moskiewski sąd skazał w poniedziałek na kary dożywotniego więzienia dwóch mężczyzn, uznanych za winnych dokonania we wrześniu 1999 roku potężnych zamachów bombowych w Moskwie i Wołgodońsku.
12.01.2004 | aktual.: 12.01.2004 10:28
W wyniku eksplozji domów mieszkalnych zginęło wówczas 246 osób, a ponad tysiąc odniosło obrażenia. Wybuchy domów, które Moskwa przypisała czeczeńskim islamistom, stały się oficjalnym powodem rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej.
Pochodzący z Karaczajo-Czerkiesji w Kraju Stawropolskim (sąsiadującym z Czeczenią) Adam Dekkuszew i Jusuf Krymszamchałow byli, według oskarżenia, bezpośrednimi sprawcami eksplozji.
Uznano ich za winnych aktów terrorystycznych, morderstw ze szczególnym okrucieństwem, uczestnictwa w nielegalnych formacjach zbrojnych i nielegalnego posiadania materiałów wybuchowych. Oskarżeni mają 10 dni na odwołanie się od wyroku do rosyjskiego Sądu Najwyższego.
Według obecnego na sali Igora Trunowa, adwokata reprezentującego ofiary zamachów, Dekkuszew i Krymszamchałow nie przyznają się do wysadzenia budynków i potwierdzają jedynie wyprodukowanie materiałów wybuchowych.
"Oskarżeni utrzymywali, że materiały wybuchowe przygotowywali z myślą o wysadzaniu celów strategicznych, takich jak mosty czy fabryki, nie zaś z myślą o zabijaniu ludzi" - powiedział Trunow, który uczestniczył w zamkniętym procesie.
Adwokat wyraził także niezadowolenie z decyzji sądu odmawiającej ofiarom zamachów prawa do odszkodowań od budżetu federalnego. "Sąd przyznał odszkodowania od sprawców, a nie ze skarbu państwa. Oczywiście wiadomo, że ci dwaj ludzie siedząc w więzieniu nigdy żadnych odszkodowań nie będą w stanie wypłacić" - powiedział Trunow.
Rosyjska prokuratura generalna twierdzi, że zlecenie wybuchów z września 1999 to dzieło dwóch arabskich dowódców polowych Chattaba i Abu-Umara, którzy walczyli po stronie czeczeńskich rebeliantów i zginęli później w potyczkach z armią rosyjską.
Bezpośrednimi sprawcami miała być grupa siedmiu osób, w skład której wchodzili Dekkuszew i Krymszamchałow. Pozostali członkowie grupy albo zostali zabici, albo - jak twierdzą rosyjskie władze - ukrywają się na terytorium Gruzji.
Eksplozje 1999 roku to jedno z najbardziej tajemniczych i zarazem najbardziej krwawych wydarzeń w historii poradzieckiej Rosji.
O zamachy oskarżono Czeczenów. Wstrząśnięte i przerażone społeczeństwo bez oporów poparło nową wojnę z separatystyczną republiką i obdarzyło niespotykanym do tej pory zaufaniem ówczesnego premiera, byłego szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB)
Władimira Putina, który wkrótce został nowym szefem państwa.
W ciągu czterech i pół roku, które minęły od aktów terrorystycznych, pojawiły się inne teorie - m.in. dość wcześnie i taka, że zamachy były prowokacją ze strony rosyjskich służb. Wersję tę prezentuje np. mieszkający w Londynie były oficer FSB Aleksandr Litwinienko, współautor książki "FSB wysadza Rosję".