Sprawcy fałszywych alarmów bombowych będą płacić
16-latek z Zabrza i 34-latek z Raciborza, którzy telefonami o rzekomym podłożeniu bomb w barze i fabryce postawili na nogi służby ratownicze, pokryją koszty policyjnych akcji. Śląska policja postanowiła bezwarunkowo egzekwować pieniądze od sprawców fałszywych alarmów.
Zgodnie z ubiegłoroczną decyzją śląskiego komendanta wojewódzkiego policji, jednostka prowadząca sprawę fałszywego alarmu ma obowiązek do materiałów sprawy dołączyć zestawienie kosztów poniesionych przez policję, a służby prawne i finansowe komendy wojewódzkiej wyegzekwować od sprawcy zapłatę należności - powiedział nadkom. Piotr Bieniak z zespołu prasowego śląskiej policji.
Dodał, że w takich sytuacjach koszty wahają się od co najmniej kilku tysięcy złotych do kilkudziesięciu, gdy trzeba np. ewakuować szpital. W przypadku zatrzymanych ostatnio sprawców dwóch alarmów koszty wynoszą kilkanaście tysięcy złotych. Szczegółowa kalkulacja nie jest jeszcze gotowa.
Dotkliwe konsekwencje finansowe
W ubiegłym roku śląska policja była zaangażowana w około 150 akcjach, związanych z fałszywymi alarmami bombowymi. Ze statystyk wynika, że coraz częściej ich sprawcy są zatrzymywani. Czasem udaje się to krótko po "bombowym" telefonie, czasem nawet po kilku tygodniach. Najwięcej fałszywych alarmów dotyczy szkół, sądów i dworców.
Policjanci podkreślają, że obciążenie sprawców kosztami akcji może także nastąpić decyzją sądów w sprawie karnej. Jeżeli jednak sąd nie podejmie takiej decyzji, wyrok skazujący sprawcę upoważnia policję do dochodzenia swoich roszczeń na drodze cywilnej. Zgodnie z decyzją komendanta, policja ma każdorazowo korzystać z tej możliwości.
Osoby, które w tak nieodpowiedzialny sposób angażują policję w podobne działania, oprócz procesu karnego muszą się spodziewać dotkliwych konsekwencji finansowych - podkreślił nadkom. Bieniak.
Były pracownik dzwonił po pijanemu
Alarm bombowy wszczęty przez 16-latka z Zabrza miał miejsce 4 grudnia. Pirotechnicy przeszukali rzekomo zagrożony eksplozją bar w centrum miasta. Policjanci ustalili numer telefonu komórkowego, z którego dzwoniono, Tymczasem nastolatek zgłosił policji jego kradzież. Potem jednak przyznał się do winy. Za głupi żart jego dwaj 17-letni koledzy odpowiedzą przed sądem jak dorośli, natomiast sprawę chłopca rozpatrzy sąd rodzinny.
Fałszywy alarm postawił również na nogi policję z Raciborza. W czwartek po południu do fabryki kotłów Rafako zadzwonił mężczyzna, który zagroził eksplozją w ciągu trzech najbliższych dni. Ładunku wybuchowego nie znaleziono. Sprawcą alarmu okazał się były pracownik firmy, który po pijanemu dzwonił z telefonu swojej przyjaciółki.