PolitykaSprawa wypadku z premier Beatą Szydło. Sebastian K. nie da za wygraną

Sprawa wypadku z premier Beatą Szydło. Sebastian K. nie da za wygraną

Końca sprawy wypadku z udziałem premier Beaty Szydło nie widać. Prokuratura podjęła decyzję o jej warunkowym umorzeniu, ale Sebastian K. mówi "nie". - Dziękuję, nie skorzystam z tego dobrodziejstwa - podkreślił.

Sprawa wypadku z premier Beatą Szydło. Sebastian K. nie da za wygraną
Źródło zdjęć: © PAP
Anna Kozińska

19.03.2018 | aktual.: 28.03.2022 10:11

Sebastian K. zabiera głos w sprawie wypadku z udziałem premier Beaty Szydło, nie odpowiada jednak na wszystkie pytania. Jest ostrożny, bo nie chce, by podawane informacje zostały użyte przeciwko niemu w sądzie. Wprost mówi natomiast, że jest niewinny.

Chce jawnego procesu. - Razem z moim obrońcą wierzymy, że uda nam się wykazać, że nie ja jestem winien spowodowania tego wypadku - podkreślił w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Zwrócił przy tym uwagę na konsekwencje zdarzenia - ludzie odnieśli obrażenia, najpoważniejsze oficer BOR.

Prokuratura podjęła decyzję - skierowała do sądu wniosek o warunkowe umorzenie postępowania przeciwko Sebastianowi K. Oznacza to, że mężczyzna jest de facto uznany za winnego, ale nie poniesie kary. - Informacja ta wzbudziła mój sprzeciw. Nie jestem winny tego wypadku, dlaczego więc miałbym za takiego być uznany? Wiem, czym jest warunkowe umorzenie i jakie są jego warunki i konsekwencje. Jednak dziękuję, nie skorzystam z tego dobrodziejstwa - tak Sebastian K. skomentował ruch prokuratury. I zapowiedział własny.

Sebastian K. nie daje za wygraną

Nie godzi się na warunkowe umorzenie postępowania i chce stanąć przed sądem. - Jestem przekonany, że uda mi się wykazać okoliczności, które zdejmą ze mnie winę za to zdarzenie. W konsekwencji zaś spowoduje to ściganie właściwego sprawcy związanego z tym wypadkiem i właściwą ocenę - z wszystkimi konsekwencjami - wszelkich, jak mówi mój obrońca, "źródeł dowodowych" w tej sprawie - zaznaczył.

Przyznał jednocześnie, że niepokoi go czas trwania postępowania. Przypomnijmy, że do wypadku doszło ponad roku temu. Sebastian K. zwrócił też uwagę na "jakieś bliżej niewyjaśnione zawirowanie związane z odejściem trzech prokuratorów od prowadzenia tej sprawy". - Z przekazów medialnych wiadomo, że ich już nie ma, ale nie wiadomo, czy sami odeszli na własne żądanie, czy też ich przełożony ich wyrzucił, a jeśli tak to dlaczego - tłumaczył.

- Nie chcę absolutnie czegokolwiek sugerować, ale jeśli w tej sprawie były jakieś zamierzone nieprawidłowości, które skutkowały choćby tak długim czasem śledztwa, to jako człowiek, który tak długo pozostaje pod zarzutem popełnienia przestępstwa, spodziewam się, że działania takie zostaną właściwie ocenione i osądzone - podsumował

Co się stało?

Do wypadku Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Jak informowała policja, rządowa kolumna złożona z trzech samochodów wyprzedzała fiata seicento. 21-letni kierowca pojazdu przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto premier, które następnie uderzyło w drzewo.

Kierowca seicento usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku. Nie przyznał się do winy.

Źródło: "Rzeczpospolita"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (441)