Sprawa "Wujka": b.wiceszef KW MO nie przyznaje się
Marian O., były zastępca komendanta wojewódzkiego MO w Katowicach, oskarżony w sprawie pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" na początku stanu wojennego, podtrzymał, że nie przyznaje się do winy. To ostatni z 17 oskarżonych, od którego Sąd Okręgowy w Katowicach odbierał wyjaśnienia. Po jego przesłuchaniu zeznawać zaczęli pierwsi świadkowie.
O. utrzymuje, że jego zadaniem w czasie odblokowywania zakładów było jedynie przekazywanie poleceń przełożonych. Podkreślał, że nie dawał zomowcom pacyfikującym kopalnie zgody na użycie broni.
Marian O. jest jednym z dwóch głównych oskarżonych. On i Romuald C., który w czasie pacyfikacji kopalń był dowódcą plutonu specjalnego ZOMO, odpowiadają za sprawstwo kierownicze zabójstwa. Oskarżony odmówił składania wyjaśnień, dlatego sąd odczytał protokoły z jego wcześniejszych przesłuchań.
Kilkanaście lat temu w prokuraturze powiedział, że nie poczuwa się do żadnej winy, a zarzuty uznaje za bezpodstawne. Podkreślał, że sprzeciwiał się udziałowi milicji w pacyfikacji strajkujących zakładów pracy, bo - jak uważał - MO nie była przygotowana do tego typu działań. Innego zdania był jego przełożony, ówczesny szef KW MO w Katowicach, pułkownik Jerzy G.
O. mówił prokuratorom, że do zakończenia protestów w większości zakładów na Śląsku wystarczyła demonstracja siły. Ówczesne władze za wszelką cenę chciały zakończyć strajki w kopalniach, bo ówczesnych zapasów węgla wystarczało na 2-3 dni, a - jak wyraził się na odprawie jeden z wysokich rangą milicjantów "jak nie będzie węgla, to stan wojenny szlag trafi".
Poważny opór górników siły bezpieczeństwa napotkały 15 grudnia, w czasie pacyfikacji "Manifestu Lipcowego". Dowodzący akcją pułkownik Kazimierz W. miał prosić o zgodę na użycie broni, ale jej nie uzyskał. Strzały mimo to padły. "W. nie informował mnie o użyciu broni, bo - jak sam mówił - sam nie wiedział, że jej użyto" - wyjaśniał w prokuraturze Marian O. Podkreślał, że kiedy nadeszła pierwsza informacja, że niektórzy górnicy mają rany postrzałowe, sądził że to prowokacja. Kiedy te doniesienia potwierdziły się, O. miał powiedzieć, że sprawę musi zbadać specjalna komisja i prokuratura. Potem mówiono, że w kopalni trzeba było użyć broni, bo doszło do walk. Górnicy mieli odnieść rany od rykoszetów.
Następnego dnia siły bezpieczeństwa miały odblokować "Wujka". O. miał po raz kolejny powiedzieć komendantowi wojewódzkiemu MO, że milicja nie jest przygotowana do udziału w tej operacji. Także w czasie tej akcji płk W. miał prosić o zgodę na użycie broni. "Zarówno ja, jak i G. nie udzielaliśmy zgody na użycie broni" - podkreślił O. Komendant miał się w tej sprawie konsultować z szefem MSW gen. Czesławem Kiszczakiem, ale i on nie pozwolił na użycie broni - wyjaśniał O.
Oskarżony nie chciał się we wtorek ustosunkować do fragmentu zapisu w dzienniku sztabowym z pacyfikacji "Wujka". Na tę niewyjaśnioną dotąd kwestię zwrócił uwagę sąd apelacyjny, który uchylił ostatni wyrok w sprawie masakry górników. W dzienniku zapisano "strzelają do góry", przy czym nazwisko O. jest przekreślone, a litera "ą" - jest prawdopodobnie napisana innym charakterem pisma. Nie można wykluczyć, że litera "ą" została dopisana później, a słowa te wypowiedział oskarżony O. - uznał sąd apelacyjny.
Nieoczekiwanie po przesłuchaniu Mariana O. oświadczenie złożył inny oskarżony Krzysztof J. Powołując się na wyjaśnienia oskarżonych i ekspertyzy broni podkreślił on, że dowody te jednoznacznie wskazują, że nie brał on udziału w pacyfikacji "Wujka". W związku z tym chciał, by wyłączono go z procesu. Sąd oddalił wniosek.
W czasie pacyfikacji śląskich kopalń zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. To już trzeci proces w tej sprawie. Oba dotychczasowe wyroki, uniewinniające milicjantów lub umarzające wobec nich postępowania, uchylił Sąd Apelacyjny w Katowicach. W pierwszych dwóch procesach odpowiadało 22 b. milicjantów. Trzech oskarżonych zostało już prawomocnie uniewinnionych, dwóch innych zmarło.