Sprawa "teczki" Belki w komisji ds. służb specjalnych
Sejmowa komisja ds. służb specjalnych
kontynuowała dociekania, czy Agencja Wywiadu działała
zgodnie z prawem, przeglądając "teczkę" premiera Marka Belki.
Ciąg dalszy prac komisji już po wakacjach, niewykluczone, że zostaną przed nią wezwane kolejne osoby - powiedział szef komisji Józef Gruszka (PSL).
Członkowie komisji rozmawiali z p.o. szefa AW Andrzejem Derlatką, obecnym wiceprezesem Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofem Szwedowskim (byłym członkiem kierownictwa Urzędu Ochrony Państwa), posłem Mariuszem Łapińskim, a także z rzecznikiem interesu publicznego Bogusławem Nizieńskim.
Według Józefa Gruszki, właśnie Nizieński dostarczył komisji "nowej i istotnej wiedzy na temat" całej sprawy i wiedza ta będzie musiała być jeszcze pogłębiona na kolejnych posiedzeniach. Nie ujawnił, co konkretnie przekazał komisji Nizieński.
Nizieński budzi niepokój?
Członek komisji Zbigniew Wassermann (PiS) powiedział, że rzecznik interesu publicznego mówił też o nadal istniejących problemach na linii rzecznik-IPN-służby specjalne, w sprawie przekazywania dokumentów potrzebnych do lustracji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że służby nadal nie zachowują się w tej sprawie właściwie. Wiedza uzyskana po rozmowie z sędzią Nizieńskim może budzić niepokój - ocenił Wassermann.
W jego opinii, co potwierdził także przewodniczący Gruszka, "istnieją poważne wątpliwości co do wiarygodności" tego, co przekazał komisji Derlatka. Jego relacja o tym, że w sprawie tak nietypowej (jak przeglądanie przez oficerów AW "teczki" założonej w służbach specjalnych PRL na Marka Belkę), szef Agencji Zbigniew Siemiątkowski, nic nie wiedział, budzi zastrzeżenia co do wiarygodności - uważa Wassermann.
Jego zdaniem, to co powiedział komisji Szwedowski, było logiczne i spójne. Archiwalne akta służb PRL były przeglądane wielokrotnie wcześniej, ale zgodnie z procedurą. Wtedy nie było jeszcze IPN - powiedział Wassermann. Według niego, Szwedowski, jako członek kierownictwa UOP, miał do nich dostęp, a mieszanie go teraz w tę sprawę, co według posła PiS uczynił Siemiątkowski, jest niestosowne.
Belka nie zagrażał bezpieczeństwu
Nie przekonała mnie relacja pana Derlatki. I - jak wynikało z dyskusji - większości członków komisji też nie przekonała - przyznał Gruszka. Dodał, że stanowisko komisji w tej sprawie znajdzie swoje odzwierciedlenie w końcowej uchwale, w której podsumowane zostaną prace nad całą sprawą.
W końcu maja prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział, że 29 marca zwrócił się do ówczesnego szefa AW Zbigniewa Siemiątkowskiego o informację, czy w związku z zamiarem desygnowania Belki na premiera zachodzą okoliczności, które mogą być istotne dla bezpieczeństwa Polski. 6 kwietnia otrzymał odpowiedź, że w świetle posiadanej przez Agencję wiedzy nie ma żadnych powodów, by nie desygnować Belki na premiera.
Posłów interesuje, czemu znów zdecydowano się na przeglądanie "teczki" (znajdującej się w IPN), choć w 2001 r. wgląd do niej mieli funkcjonariusze ówczesnego Urzędu Ochrony Państwa (Szwedowski był w kierownictwie UOP, dlatego został wezwany przed komisję - PAP). Wątpliwości posłów budziło też to, czemu sprawdzeniem "teczki" zajęła się AW, a nie ABW.
Janik zaprzecza Łapińskiemu
W maju, przy okazji debaty nad expose Belki, były polityk SLD Mariusz Łapiński powiedział, że Belka był współpracownikiem służb specjalnych PRL. Ostatnio, podczas spotkania prezydium klubu FKP i SLD, zapytałem Janika: co z lustracją Marka Belki. Usłyszałem, że Marek Belka przyznał się, że był współpracownikiem służb specjalnych. Byliśmy bardzo zdziwieni. Nie wiem, jak ta sprawa się dalej potoczyła i jakie oświadczenie złożył premier Marek Belka - relacjonował Łapiński. Krzysztof Janik temu zaprzeczył.
Premier oświadczył wtedy: Nie byłem tajnym i świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL. Siemiątkowski mówił zaś, że teczka Belki składa się z materiałów zbieranych "na osobę", a nie "przez osobę" (tzn., że premier był rozpracowywany, a nie rozpracowywał innych).
Komisja chce jeszcze przesłuchać Janika oraz, być może ponownie mjr. G. z AW, który teczkę przeglądał i co do którego - jak mówią nieoficjalnie niektórzy członkowie komisji - "istnieje podejrzenie, że wprowadził komisję w błąd swoją relacją".
Był wniosek o lustrację?
W lipcu 2002 r. "Trybuna" napisała, że przyczyną odejścia Belki, ówczesnego ministra finansów, z tego stanowiska, było "szykowanie" wniosku o jego lustrację. Twierdzenia "Trybuny" o "przyszykowanym" wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego wobec Marka Belki są nieprawdziwe - oświadczył wtedy Nizieński.
Oświadczenie to oznaczało, że rzecznik nie nabrał wtedy wątpliwości co do zgodności z prawdą oświadczenia lustracyjnego Belki, zaprzeczającego związkom ze służbami specjalnymi PRL.
Zgodnie z ustawą lustracyjną, rzecznik nie kieruje do sądu wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego wobec osoby podejrzewanej przez niego o kłamstwo lustracyjne, jeśli osoba ta zrezygnuje lub zostanie odwołana z zajmowanego stanowiska. Jeśli jednak potem ponownie osoba taka ubiega się o podlegające lustracji stanowisko państwowe, ponownie obejmują ją procedury rzecznika.